Dwa miasta o teoretycznie porównanym potencjale, ale jakże od siebie różne. Szczecin – miejsce niewykorzystanych szans. Poznań – miasto dosyć prężnie rozwijające się.

Nauka pierwsza. Oddajmy swój głos na ludzi kompetentnych

Poznań jest miejscem bardzo specyficznym. Trochę drobnomieszczańskim, ale mającym swój klimat. Czego na pewno nie można mu zarzucić? Że nie wykorzystało swojej szansy na rozwój. Od kilkunastu lat Poznaniem zarządzają ludzie, może nie krystalicznie uczciwi, ale za to w miarę kompetentni. Może i nudni, ale skuteczni. Taka kwintesencja bycia wielkopolaninem. Każda złotówka jest oglądnięta około 10 razy. Po długich namysłach zostanie wydana. Zazwyczaj jest to cel gruntownie pomyślany.

Bezrobocie w mieście oscyluje wokół zera. W praktyce oznacza to, że pracy nie ma ten, kto jest po prostu leniwy. W Poznaniu i jego okolicach ulokowanych jest wiele prężnie działających firm, takich jak chociażby Allegro, czy Solaris. Swe siedziby mają tam dlatego, ze miasto zagwarantowało im korzystne warunki do rozwoju. Poznań realizuje kolejne inwestycje, które nie są jedynie wizjami na rok 2050. Mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Przykłady: postępująca przebudowa stadionu Lecha, inwestycje w bardzo sprawnie działającą komunikację miejską. Może następnym razem, drodzy szczecinianie zastanowimy się komu należy powierzyć rządzenie naszym urokliwym miastem?

Nauka druga. Budujmy swoją tożsamość lokalną

Jedno w Poznaniu łatwo zauważyć. Jego rodowici mieszkańcy odczuwają niebywałą dumę z bycia „pyrą”. Nie odnosi się ona tylko do zagorzałych kibiców piłkarskich. Praktycznie każdy poznaniak potrafi zamanifestować swoje przywiązanie do miasta. Czasami przybiera to formy karykaturalne. Mocno widoczna jest ich głęboka niechęć do Warszawy, która jest zamaskowaniem kompleksu wobec stolicy kraju. Ktoś powiedziałby, że poznańska tożsamość lokalna kształtowała się przez wieki, z dziada pradziada, zachowana była pokoleniowa ciągłość. Prawda, my nie mieliśmy takiej szansy by ją pielęgnować. Szczecin to wciąż zlepek ludzi, nie tworzących jakiejś zintegrowanej całości. Ale chyba w końcu wypada to zmienić. Poznaniacy ciągle szczycą się swoim Powstaniem Wielkopolskim. Może na przykład w końcu zacznijmy podkreślać, że Szczecin był pierwszym miastem, gdzie podpisano Porozumienia Sierpniowe. Bo jakoś w kontekście działalności „Solidarności” mówi się głównie o Gdańsku...

Nauka trzecia. Bądźmy przyjaźni dla studentów

Od razu powiem, że nie ma co porównywać renomy, prestiżu i jakości Uniwersytetu Adama Mickiewicza i Uniwersytetu Szczecińskiego. Nie o to mi chodzi. Musimy za to zachęcić młodych, żeby chęć podjęcia studiów w naszym mieście nie była spowodowana jedynie tym, że dana osoba nie dostała się gdzie indziej. Musimy stworzyć im warunki do ciekawego spędzania wolnego czasu. Nie możemy jednak promować Uniwersytetu, w taki sposób jaki robiła to ostatnio idiotyczna reklamówka „Nie samą nauką student żyje”. Chyba nie chcemy przyciągać do Szczecina totalnych bezmózgów?

Kulturalna oferta miasta w porównaniu z Poznaniem jest uboga. Przykładem jest ilość i (z przykrością muszę to stwierdzić) jakość knajp, spelunek, pubów, imprezowni, kafejek, do których często zaglądają studenci. Podejrzewam, że na samym poznańskim Rynku jest ich więcej niż w całym Szczecinie. A oprócz tego wiele z nich ma jakąś klasę. Szczecińskie lokale kojarzą mi się głównie z prymitywnymi dyskotekami oraz rockowo – popowym smęceniem. Wszystko to sprawia, że Szczecin może wydawać się młodym ludziom mdły i obły. A kto ma rozwijać nasze miasto jak nie oni? Jeśli stąd wyjadą, nie zrealizujemy żadnych mocarstwowych planów, bo nie będziemy mieli kim. Staniemy się miejscem idealnym do spędzenia tu swojej emerytury.

Koniec nauk

Przyznam, że moje trzy spostrzeżenia na temat funkcjonowania obu miast i tamtejszych społeczności zdecydowanie nie wyczerpują tematu. Są jedynie przyczynkiem do szerszej refleksji nad kondycją naszego pięknego Szczecina. Przecież chyba nam wszystkim chodzi o jego dobro...