– Nie da się obecnie prowadzić restauracji i nie podnosić cen – mówili zgodnie przedstawiciele szczecińskiego świata gastronomii w programie „Studio wSzczecinie.pl”. W ostatnim czasie w naszym mieście zamknięto kilka restauracji i barów mlecznych. Powodem jest inflacja, ale i fakt, że klienci z powodu oszczędności coraz częściej rezygnują z dodatkowych przyjemności. Restauratorzy przyznają, że obecna sytuacja nie jest łatwa, ale patrzą optymistycznie w przyszłość.

Inflacja wygania klientów z restauracji? „Jako właściciel biorę większość kosztów na siebie”

Inflacja na poziomie niespełna 16% i gigantyczny wzrost cen prądu, gazu i paliwa. Te czynniki gospodarcze muszą się odbić na cenach w lokalach gastronomicznych. W portalu wSzczecinie.pl informowaliśmy już o tym, że niedawno wzrosły ceny nawet tak słynnych frytburgerów czy pasztecików z al. Wojska Polskiego. Restauratorzy starają się nie przerzucać całego wzrostu cen na konsumentów, ale to nie zawsze się udaje. W najtrudniejszej sytuacji są bary mleczne i lokale serwujące obiady domowe. To tam marża jest najmniejsza, więc wszelkie wzrosty cen są najmocniej odczuwalne.

– Wszyscy odczuwamy wzrost cen. Czy goście mniej wydają i oglądają każdą złotówkę? Nie myślę tak. Turystów jest dość sporo. Oceniam sytuację jako znośną. Jako właściciel firmy biorę wzrost kosztów na siebie, ale chciałbym widzieć nadzieję na przyszłość – mówi Piotr Szewczuk z restauracji Mała Tumska.

– Inflacja dotyka tych, którzy mają mniejszy portfel. Jesteśmy na etapie, gdzie widać, że osoby posiadające mniej pieniędzy muszą oszczędzać. Było tak, że w latach 2018-2019 był wysyp lokali gastronomicznych, wiele osób wybierało gastronomię jako zajęcie, a nie zawód. Wtedy jakość się popsuła. Ci, którzy się obronili, poradzili sobie dobrze. Uważam, że nie należy już powiększać bazy gastronomicznej – twierdzi Michał Łoziński, właściciel klubu 17 schodów i współwłaściciel Ogrodów Śródmieście.

Inflacja to poważny problem, ale w Szczecinie nie brakuje innych trudności, z którymi borykają się właściciele lokali gastronomicznych. Przykładowo są to remonty czy brak miejsc parkingowych.

– U mnie jest inna sytuacja, bo remont al. Wojska Polskiego zabrał nam oddech. Widać, że zamykają się lokale. Doszło do naszego spotkania z władzami miasta, wszyscy chcą nam pomagać, ale miasto nie ma środków na wspomaganie tych, którzy są poszkodowani przez ten wielki remont. Jeżeli przeżyjemy ten remont, to będzie w porządku, ale jak wyobrazić sobie dwa lata bez dochodu? Dwa lata pandemii, dwa lata przez remont. To są cztery lata z komplikacjami – mówi Jolanta Sitek, właścicielka restauracji Sowa w al. Wojska Polskiego.

„Prąd, gaz, paliwo, koszty pracowników – to też się wlicza w cenę talerza”

Nad morzem postrach wśród klientów sieją „paragony grozy”. Goście programu „Studio wSzczecinie.pl” przyznają, że ceny produktów spożywczych w hurtowniach rosną w ekspresowym tempie. Czasem dwukrotnie w jednym tygodniu.

– Ryba w hurtowniach zdrożała o 100%. Cena dorsza jest gigantyczna. Ustalanie cen to są obecnie skomplikowane, matematyczne wyliczenia – mówi Piotr Szewczuk, właściciel restauracji Mała Tumska. – Staramy się nie podwyższać cen drastycznie, ale musimy to jakoś wszystko poskładać. Nie robimy obecnie zapasów, codziennie jeździmy na zakupy i sprawdzamy ceny. Kupujemy towar tam, gdzie można taniej, ale nie możemy pozwolić sobie na stratę jakości. Najbardziej wzrosły ceny ryb.

– Jak patrzymy na talerz, gdzie jest sałata, mięso i coś jeszcze, to właściwie cena wszystkiego wzrosła. Prąd, gaz, paliwo, to przecież wszystko wlicza się w cenę talerza. Podobnie jak koszty pracy, bo pracownicy też odczuwają wzrost cen. Na cenę dania składa się cała machina – dodaje Jolanta Sitek z restauracji Sowa.

W ostatnim czasie na szczecińskiej mapie gastronomicznej doszło do sporych zmian. Po 27 latach zamknięta została restauracja Bombay. Czasowo zawiesiły działalność także słynne bary mleczne: MałeBiałe i Zacisze.