Praktycznie wszędzie gdzie się pojawia, zdobywa nagrody i wyróżnienia. Tym bardziej cieszy więc fakt, że w tak trudnym czasie można było w naszym mieście zobaczyć Anastasię Kobekinę na żywo. 5 marca ta bardzo ceniona rosyjska wiolonczelistka wystąpiła w głównej sali Filharmonii w Szczecinie, wykonując utwory Karłowicza i Szostakowicza.

Tego wieczoru Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii w Szczecinie poprowadził Rune Bergmann. Przed rozpoczęciem koncertu dyrygent opowiedział o jego programie w krótkim wideo odtworzonym na ekranie. Można się domyślać, że to jego pomysłem był wybór na pierwszy utwór kompozycji patrona instytucji, w której pełni funkcję dyrektora artystycznego.

Bardzo cenne sześć minut

Serenada G-dur na wiolonczelę i orkiestrę Mieczysława Karłowicza to dzieło, które powstało w 1896 roku podczas pobytu kompozytora w Berlinie. Dzieło krótkie, ale na pewno nieprzeciętne i godne przypominania, a w wykonaniu Kobekiny sześć minut jego trwania było „momentem” bardzo cennym. Ta rosyjska artystka urodziła się w Jekaterynburgu w rodzinie muzyków i już w wieku czterech lat rozpoczęła naukę gry na wiolonczeli. Obecnie studiuje w Conservatoire de Paris (klasa Jérôme Pernoo) oraz na Uniwersytecie Muzyki i Sztuk Scenicznych we Frankfurcie. Wśród trofeów, jakie zdobyła są m.in. nagroda Thierry Scherza oraz brązowy medal na XVI Konkursie im. Piotra Czajkowskiego w Petersburgu.

Różne oblicza wiolonczeli

Podczas szczecińskiego koncertu głównym utworem programu Koncert wiolonczelowy nr 1 Dymitra Szostakowicza, skomponowany w 1959 roku dla wybitnego Mścisława Roztropowicza. Jest to dzieło zróżnicowane stylistycznie i m.in. z tego powodu wymagające od solisty wzniesienia się na wysoki poziom wykonawczy. Także orkiestra, która mierzy się zarówno z bliskimi klasyki formami, jak i przede wszystkim z muzyką współczesną, ma niełatwe zadanie. Kobekina niewątpliwie pokazała, że jest instrumentalistką bardzo już doświadczoną, potrafiącą przekazać praktycznie perfekcyjnie zamysł kompozytora, który wiolonczelę obdarzył wręcz poetyckim, elegijnym tonem, by w innych częściach utworu wydobyć jej ostrą, niemal dysonansową i bardziej rytmiczną artykulację.

Wzruszający bis

Publiczność była bardzo poruszona tym wykonaniem i chyba tylko pandemiczne ograniczenia spowodowały pewną powściągliwość w wyrażaniu emocji. Co ciekawe scena w Filharmonii jest obecnie wydłużona (muzycy orkiestry mogą dzięki temu zachować większe odstępy między sobą), co jest efektem skrócenia widowni o trzy rzędy, a to sprawia, że nawet z dalszych miejsc na parterze widzimy wszystko lepiej i przy tym odbieramy muzykę jeszcze intensywniej. Z pewnością tak było, gdy po długich oklaskach, solistka, wróciła jeszcze na scenę, by na bis wykonać utwór swego ulubionego kompozytora czyli... ojca. Miniatura zatytułowana „The Ship of Fools” była wzruszającym epilogiem jej występu, a Władimir Kobekin ten występ oglądał w Moskwie (korzystając ze streamingu).

Romantyczna symfonia na zakończenie

W ostatniej części wieczoru Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie zaprezentowała kompozycję klasyka romantyzmu, czyli Franza Schuberta. Niemal dokładnie rok wcześniej w tej samej sali została zagrana jego VIII Symfonia (pod dyrekcją Yoela Gamzou), a wczoraj Rune Bergmann poprowadził wykonanie V Symfonii. Dzieło to, skomponowane w duchu Mozartowskim, w pewnym sensie dialogujące z motywami z utworów tego wielkiego twórcy, zostało przygotowane z myślą o kameralnym (wręcz rodzinnym) składzie, bez klarnetów, trąbek i kotłów. Jednak tak uproszczona forma, uznawana jest przez krytyków przeważnie za zaletę i widzowie byli podobnego zdania tego wieczoru, choć oczywiście to występ Kobekiny wywarł na nich szczególnie mocne wrażenie.

Wychodząc z sali, słyszałem komentarze: „Ona była boska, co za energia!”, a pozytywnych głosów było oczywiście więcej. Tymczasem 12 marca w sali złotej w cyklu Misterioso zagra Penderecki Trio. Bilety są jeszcze dostępne.