Kilkunastu policjantów na placu Solidarności, patrole policji i żandarmerii wojskowej w okolicach Bramy Królewskiej oraz sześć dużych radiowozów na parkingu przed gmachem filharmonii – to wszystko z powodu zaplanowanego na sobotni poranek protestu właścicieli siłowni przeciwko nowym restrykcjom. Demonstracja została jednak odwołana, ale jej organizatorzy spotkali się z dziennikarzami, by przedstawić im swoje racje. – Jesteśmy w dramatycznej sytuacji, z kryzysu nie wyjdzie więcej jak połowa siłowni w Polsce. Koszt utrzymania klubu fitness dużej wielkości to kilkadziesiąt tysięcy złotych, a my pierwsze pieniądze zaczęliśmy zarabiać we wrześniu, pierwsze pieniądze od marca. Kogo byłoby na to stać – mówią przedstawiciele branży fitness.


Klienci zaczęli wracać dopiero we wrześniu

Policja profesjonalnie i kulturalnie informowała wszystkich obecnych na placu, że na mocy nowych rozporządzeń jakiekolwiek „spontaniczne zgromadzenia” są niemożliwe. Czuć było więc presję, której zmuszeni byli ulec organizatorzy sobotniej pikiety.

Branża fitness znajduje się w katastroficznej sytuacji. Jak tłumaczyli dziennikarzom przedsiębiorcy, od wielu miesięcy ich praca nie generuje żadnych zysków, a zamknięcie klubów na kolejne tygodnie skazuje ich na pewną, biznesową śmierć.

– Zostaliśmy zamknięci w marcu, otworzyliśmy się pod koniec maja, czyli na wakacje, a wtedy klientów jest mniej. Od połowy października znowu zamknięte. Nie przetrwamy, nie ma takiej możliwości. Nie wiemy nawet na jak długo mamy się zamknąć. Musieliśmy wiosną zawiesić karnety do wykorzystania w późniejszym terminie albo oddawać ludziom pieniądze, potem klienci nie wracali tak często, jesteśmy bardzo stratni – mówiła Katarzyna Kamizelich-Sroka z PrimeFit Studio.

Jak zaznaczała, wrzesień był pierwszym miesiącem, kiedy firma zaczęła znowu zarabiać.

– Teraz nie możemy prowadzić żadnych zajęć, nawet plenerowych. Każdy niezapłacony czynsz się kumuluje, szczęściarzami są Ci, którym uda się zawiesić czynsz, ale co z podatkami? Co z ZUS-em? Miesięczny koszt utrzymania siłowni to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Prąd, podatki, utrzymanie pracowników, amortyzacja sprzętu – wyliczała Kamizelich-Sroka. – Nie widzimy żadnej logiki, stosujemy się do wszystkich zaleceń rządu, moje klientki chodzą w maseczkach, zajęcia fitness prowadzone są we wszystkich rygorach sanitarnych. To jest branża, gdzie zawsze była pełna dezynfekcja, to nie jest coś, co wprowadzono nam teraz.

„Coraz więcej mamy ludzi otyłych i oni na siłowniach walczą o życie”

Na placu Solidarności obecny był również Krzysztof Kryj ze Szczecińskiego Centrum Treningu Personalnego, piątkowy gość portalu wSzczecinie.pl, który przyznał, że przyszedł solidaryzować się z całą branżą fitness.

– Nie zamyka się żadnej działalności z dnia na dzień, nie jesteśmy politykami, a przedsiębiorcami i chcemy normalnie żyć – mówił Krzysztof Kryj.

Trener kolejny raz zwracał uwagę, że dla zdrowia społecznego zamknięcie siłowni jest fatalną decyzją: – Coraz więcej mamy ludzi otyłych i oni na siłowniach walczą o życie. Ci ludzie realizują swoje marzenia, chcą być zdrowi i teraz jest im to uniemożliwione.

Rząd poluzował obostrzenia w piątek wieczorem, ale zmiany te umożliwiają korzystanie z siłowni i basenów osobom w ramach współzawodnictwa sportowego, zajęć sportowych lub wydarzeń sportowych oraz studentom i uczniom w ramach zajęć na uczelni lub w szkole.