Dlaczego tragedia o namiętnościach ludzkich, śmierci i miłości, napisana przez Jeana Racine’a w XVII wieku a wyreżyserowana przez Joannę Lewicką dla Teatru Współczesnego, wzbudzała… śmiech wśród widowni?

„Andromacha” jako test sprawnościowy dla widzów i aktorów

Reżyserka miała wiele interesujących pomysłów dramaturgicznych, w tym także rozwiązań dotyczących zagospodarowania ciszy scenicznej.

Między dialogami aktorki i aktorzy biegali wokół scenografii, co miało obrazować tkwiące w postaciach emocje. Im szybszy był ich ruch, tym większą wściekłość to oznaczało. Jogging na scenie pojawiał się wraz z utworem „Silence is sexy” niemieckiej eksperymentalnej grupy Einstürzende Neubauten.

Początkowo połączenie tej piosenki z posuwistym poruszaniem się aktorów wydawało mi się czymś wspaniałym. Myślałam, że w zamierzeniu reżyserki integrowanie jednostajnej gimnastyki i muzyki ma mieć właściwości transu. Jednak po pewnym czasie widzowie prawie jak psy Pawlowa reagowali na bodziec muzyczny osuwaniem się w fotelach i ironicznymi prychnięciami. Inspirujący pomysł zaczął nużyć. 

Kubeł zimnej wody zamiast

Dosłowne potraktowanie niektórych motywów, symboli i przeniesienie warstwy językowej na poziom działania scenicznego również wywołało efekt przeciwny do zamierzonego. 

Jednym z pomysłów debiutującej w Polsce Joanny Lewickiej było wytworzenie w widzach tego samego wstrząsu psychicznego, jaki pojawia się, gdy w akcji dramatu następuje punkt kulminacyjny. Szok odbiorców po poczuciu upadku świata przedstawionego nie został jednak spowodowany dramatycznymi momentami, ale hałasem niszczonych przez aktorów rekwizytów (wiader).

Po dramatycznym przesileniu w głowach widzów zapewne pojawiło się stwierdzenie, że cisza jest rzeczywiście atrakcyjna i pożądana, a oczyszczenie (katharsis) nie istnieje w dramacie współczesnym. Chyba że dosłownie, w sposób prześmiewczy (Andromacha po całej „akcji”... zamiata).

Po takich zabiegach nie dziwi fakt, że - gdy Orestes zaczyna pozbywać się złudzeń i trzeźwieje po przebytych wypadkach, a wcielający się w tę postać Wojciech Sandach zanurza głowę w wodzie - publiczność wybucha wesołością. W końcu od zawsze ludzkość śmieszą dosłowności.

Przerost formy nad treścią

Właściwie dlaczego sztuka nie wyszła jej autorom? Obecność świetnych aktorek i aktorów, zadbanie z wielką kreatywnością o szczegóły takie jak stroje zaprojektowane przez Franza Dittricha i ponadczasowy tekst dramatu Racine`a we współczesnej oprawie teoretycznie gwarantował sukces.

Przedstawienie nie udało się ze względu na brak harmonii między składnikami uwspółcześnionymi a klasycznymi. Do teatru przychodzi się po to, żeby przeżywać uniwersalne problemy - nieważne, czy w znanej nam oprawie, czy też w zupełnie świeżej - sztuki mają nas poruszać. Nasze emocje mają być stargane, umysły mentalnie poszarpane, a przeżycia ze spektaklu pozostać w nas na długo dzięki treściom.

„Andromacha” Joanny Lewickiej to natomiast przerost formy nad tekstem i myślami. Powstało właściwie przedstawienie barokowe w pejoratywnym znaczeniu tego słowa.