Dziwnie się czuję znajdując nagrobki pod rurociągiem ciepłowniczym otaczającym Cmentarz Centralny - mówi nadkom. dr Marek Łuczak, policjant i historyk, prezes Pomorskiego Towarzystwa Historycznego. Wkrótce ukaże się jego monografia o cmentarzach w Szczecinie.
Jaki jest pana ulubiony szczeciński cmentarz?
Zdecydowanie Cmentarz Centralny. Jest to fenomenalny park, chociaż uważam, że troszkę zaniedbany. Miałem okazję być teraz na cmentarzu w Ohlsdorf w Hamburgu, największym cmentarzu w Europie i jednak tam drzewa są regularnie przycinane, lepiej pielęgnowane niż u nas. Wszędzie widać wykoszone trawniki, a duże skupiska rododendronów otaczają nagrobki, ale ich nie zasłaniają. W kwestii zieleni, po wojnie przegapiliśmy moment, gdy należało kontrolować wysokość drzew. Oczywiście bezsprzeczne jest, że Cmentarz Centralny ma swój klimat, dla mnie to także jest ten wymiar osobisty, bo leżą tam moi bliscy, mam tam ojca, dziadków, kilku kolegów z pracy…
Na Cmentarz Centralny jeszcze w tej rozmowie wrócimy, ale gdyby go nie było, który by pan wymienił na pierwszym miejscu?
Cmentarz, który mnie fascynuje, to zresztą bardzo niedoceniana nekropolia, to cmentarz w Żelechowej przy ulicy Ostrowskiej. To drugi cmentarz w Żelechowej, powstał w 1910 roku i mało kto wie, że jeśli chodzi o liczbę zachowanych zabytkowych nagrobków, on jest drugim cmentarzem po Centralnym. To jest aż 334 zachowane zabytkowe nagrobki. Jest tam też pomnik żołnierzy poległych w I wojnie światowej, upamiętnia 244 żołnierzy, co pokazuje straszną stratę dla mieszkańców dzielnicy. Sam park jest też pięknie położony, on był projektowany jako cmentarz nie dzielnicowy, ale też miejski. I należy podkreślić, że zrealizowano zaledwie jedną czwartą tego projektu, on się kończy teraz jakieś 50 metrów za pomnikiem, powinien niemal kilometr dalej…
Skąd to wiemy?
Udało mi się znaleźć plany z lat 40. XX wieku. Gdyby ten cmentarz ukończono, łącznie ze stawem, który miał tam także być, byłby pięknym parkiem umarłych. Naprawdę zachęcam, aby odwiedzić to miejsce. Są tam zrobione ścieżki, nagrobki zostały ustawione, bardzo polecam na spacer.
Ile było cmentarzy w Szczecinie?
Możemy przyjąć, że w obecnych granicach miasta było prawie 100 cmentarzy. Podczas pisania książki udało mi się też znaleźć kilka cmentarzy, które nie były ujęte w żadnych rejestrach. To np. osiemnastowieczny cmentarz w Żydowcach czy cmentarz w Śródmieściu, który był na przedpolu wałów twierdzy w rejonie ulic Jagiellońskiej i Rayskiego. Większość cmentarzy jednak zachowała się do dziś, chociaż w takiej szczątkowej formie. Nieliczne są do dziś wykorzystywane, ale to np. cmentarze Prawobrzeża: w Dąbiu, Płoni, Wielgowie i Zdrojach. Trzeba jednocześnie pamiętać, że samo Dąbie miało przecież siedem cmentarzy, dziś większość z nich jest przekształcona w parki, ale też widzę, że zmienia się podejście ludzi do tego tematu i zaczynamy coraz bardziej zwracać uwagę na to, aby pamięć o dawnych mieszkańcach przywracać.
To stało się m.in. w Dąbiu. Z nagrobków z żydowskiego cmentarza przy u. Tczewskiej, które były rozrzucone w lesie, powstało lapidarium. Zresztą to pan był inicjatorem tego przedsięwzięcia.
Dla mnie to było ważne, bo to przywrócenie pewnego porządku moralnego. Cmentarz został zdewastowany przez nazistów, jednak już w czasach polskich zbudowano tam domy, a nagrobki wyrzucono w lesie. Nam udało się je odnaleźć i stworzyć z nich rodzaj lapidarium. Ściana Pamięci przy ulicy Tczewskiej to jest swego rodzaju pomnik dla żydowskich mieszkańców Dąbia, których rodziny zginęły potem w obozie śmierci. Udało się ten cmentarzyk przywrócić do świadomości dzisiejszych mieszkańców nie tylko samego Dąbia, ale i szerzej, Szczecina.
Po co to wszystko?
To jest kilka aspektów. Po pierwsze to zwykła, ludzka przyzwoitość. Jeśli my chcemy, aby ktoś dbał o groby naszych przodków w Ukrainie, na Białorusi, to róbmy to samo. Jeśli ten nagrobek leży i jest możliwość ustawienia, zróbmy to, czasem wystarczy tylko uporządkować to miejsce. To nie wymaga wiele wysiłku. Druga ważna rzecz, to też wiedza o tych ludziach, wiedza historyczna, po prostu: wiedza o Szczecinie. Udało mi się podczas pracy nad książką opracować ponad dwa tysiące życiorysów. To jest historia tego miasta. I wreszcie trzeci filar to ocalenie zabytków. Niektóre nagrobki są małymi dziełami sztuki, które warto zachować.
Jestem ciekawa tych dwóch tysięcy życiorysów. Dlaczego przy tworzeniu monografii o szczecińskich nekropoliach, postanowił pan pochylić się również na tym. I według jakiego klucza, tych ludzi pan wybrał?
Skupiłem się na nagrobkach zabytkowych, czyli tych sprzed 1945 roku. Z kilku powodów, także dlatego, że Niemcy w pewnym momencie wykonali gigantyczną pracę i zdigitalizowali stare księgi kościelne, księgi zgonów. Mogłem pracować nad tym, siedząc przy własnym biurku. Z Polakami byłoby to niemożliwe, bo te dokumenty są dostępne jedynie w urzędach i parafiach. Tylko z samego Cmentarza Centralnego to ponad 1000 zewidencjonowanych, odnalezionych nagrobków i odtworzonych życiorysów. W czasie pandemii co drugi dzień byłem na Cmentarzu Centralnym i z Bartkiem Witkowskim z Pomorskiego Towarzystwa Historycznego przeczesywaliśmy kwaterę po kwaterze, szukając śladów dawnych pochówków. Szukaliśmy, choć fragmentów nazwisk, dat urodzin, potem to ogromna praca w archiwach, wraz z badaczką Christiane Karveik, aby dociec, kim byli ci ludzie. To niezwykle ważne z historycznego punktu widzenia, aby wiedzieć, gdzie mieszkali, jak umierali, jaka była dzietność. Np. zaskoczyło mnie, że kilkadziesiąt osób w 19. wieku zmarło z powodu raka piersi. Wydawałoby się, że to choroba, która tylko dziś jest taka groźna. Patrząc na życiorysy widzimy też, jak zmienia się podejście do niektórych spraw. Dawniej 95 proc. kobiet zajmowało się domem. Miały nawet po kilkanaścioro dzieci, ale dorosłości często dożywała tylko kilkoro. Znając życiorys człowieka, wiedząc, kim był, możemy też zrozumieć symbolikę nagrobka…
Poda pan przykład?
Modernistyczny nagrobek Maxa Randolfa na Cmentarzu Centralnym z motywem oracza z pługiem niewiele nam mówi, ale jeśli wiemy, że pochowany tu człowiek, który zmarł w 1927 roku, był to rolnik i właściciel majątku w Pinnow, widzimy to zupełnie inaczej. Udało nam się znaleźć wiele nagrobków znanych mieszkańców Szczecina, ludzi, którzy budowali to miasto. Architektów, właścicieli fabryk, gazet i majątków.
Największe zaskoczenie podczas tej wieloletniej pracy?
Tych zaskoczeń było wiele, ale muszę tu wymienić prace w Żelechowej, przy mauzoleum Tilebeinów: Sofie Caroline Auguste (1771-1854) i jej męża Carla Gotthilfa (1760-1820). Nie sądziłem, że cokolwiek uda się znaleźć, a znaleźliśmy nawet płyty sarkofagowe. Wszystko zostało zdeponowane w Muzeum Narodowym. Ale chyba największe zaskoczenie to odkrycie w okolicy ulicy Kniewskiej…
Płyta ludwisarza?
Dokładnie! Pracowaliśmy w miejscu, gdzie był cmentarz z metryką dziewiętnastowieczną. I nagle odkryliśmy ogromną płytę z piaskowca należącą do szczecińskiego ludwisarza Johanna Jacoba Mangoldta zmarłego w 1699 roku. Samo zabranie jej potem stamtąd było nie lada wyzwaniem, skonstruowaliśmy nawet specjalną paletę, by dźwig mógł bezpiecznie przenieść zabytek. W tej chwili płytę można oglądać na dziedzińcu Muzeum Narodowego przy ulicy Staromłyńskiej. Ocaliliśmy fajny zabytek.
Jak historyk patrzy na cmentarz?
Patrzę na wszystko, na układ, nagrobki, daty, nazwiska. Na cmentarzach można odkryć wiele tajemnic. Trzeba tylko umieć je czytać.
Wróćmy na Cmentarz Centralny. Jako historyk i osoba, która zna szczecińskie cmentarze, jak chyba nikt inny - gdzie warto pójść, co zobaczyć, gdzie zatrzymać się na dłużej?
Warto zobaczyć nowe lapidarium przy czwartej bramie, przy ulicy Dworskiej. To lapidarium z nagrobków z lat 40. XX wieku, które odnaleziono w pobliskiej kwarterze. Wiele z tych nagrobków ludzie przygotowali sobie za życia, a wielu z nich zginęło np. podczas bombardowań miasta.
A lapidarium w dawnym gaju urnowym?
Tam są nagrobki pochodzące z całego Szczecina. To miejsce, które też warto zobaczyć, ponieważ zostało przepięknie zrobione z całą architekturą, mostkiem, jest tam też pomnik nadburmistrza Szczecina - Hermanna Hakena, robi to wrażenie. Będąc na Cmentarzu Centralnym zawsze warto obejść kaplicę, zobaczyć grobowce przemysłowców Szczecina, a idąc aleją widokową, warto zajrzeć za żywopłot, bo nagrobki tam stojące to małe dzieła sztuki…
Nie jest tajemnicą, że stare płyty nagrobne są wbudowane w liczne szczecińskie murki, chodniki. Zresztą sam pan zbierał informacje o nich. Co z nimi?
Te płyty zawsze będą wychodzić, nawet ostatnio miałem telefon o płycie na jednym z parkingów. Należy sprawdzić, kim była dana osoba, bo może kimś ważnym. I potem zdecydować. Ja uważam, że jeśli nie rozbieramy danego obiektu, powinny zostać, jako trwały przykład tego, czego już nigdy nie powinniśmy robić. Muszę powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. Uważam, że warto pomyśleć też o tym, co robić z grobami polskimi, które są likwidowane…
Mówi pan o tych, za które nikt już nie opłaca miejsc?
Tak. Dziwnie się czuję znajdując je pod rurociągiem ciepłowniczym otaczającym Cmentarz Centralny.
Co z nimi robić?
Mam na to pomysł. Można je ustawiać przy istniejących kwaterach, tworzyć mikrolapidaria, tego wbrew pozorom nie będzie wcale tak dużo, a dzięki temu pamięć o tych ludziach, o polskich mieszkańcach Szczecina, przetrwa.
Kiedy ukaże się pana monografia o szczecińskich cmentarzach?
Książka jest już składana. Ma prawie 1900 stron, dlatego ukaże się w dwóch lub czterech tomach. Będzie gotowa w grudniu lub styczniu. Pracowałem nad nią tak naprawdę ponad 20 lat, odkąd zacząłem pisać książki o szczecińskich dzielnicach. Nikt czegoś takiego nie zrobił. To książka, którą napisałem tak, jak sam chciałbym o tym móc przeczytać.
Autor: Katarzyna Świerczyńska
Komentarze
5