Gdzie i kiedy?
Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie
ul. Małopolska 48, Szczecin
piątek, 23 lutego 2018, 19:00
Za ile?
25 - 55 zł
W programie koncertu utwory romantycznych "pracusiów": „Hamlet” Czajkowskiego, Koncert wiolonczelowy Schumanna oraz dzieło Schönberga z okresu zanim jeszcze postanowił zburzyć dotychczasowy gmach muzyki tonalnej.
ARTYŚCI:
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie
Kian Soltani - wiolonczela
Wilson Hermanto - dyrygent
UTWORY:
Stereotyp natchnionego twórcy romantycznego na pierwszy rzut oka pasuje bardzo dobrze do postaci Piotra Czajkowskiego, którego cechował – wedle Alfreda Einsteina – typowy dla epoki emocjonalny ekshibicjonizm (A. Einstein, Muzyka w epoce romantyzmu). Kompozytorowi często towarzyszyły wahania nastrojów, napady melancholii, depresji, przyznawał się nawet do niepoczytalności w kontekście decyzji o małżeństwie (pisze o tym w liście do brata Anatolija z 18 lutego 1878 r.). Jednak mało akcentowaną cechą kompozytora jest jego pracowitość. A w istocie lista jego dzieł – niczym u Mozarta, któremu poświęcił zresztą swoją suitę „Mozartiana” – jest imponująca. Codzienna rutyna rozpoczynała się rankiem. O 9:30 zasiadał do komponowania, co – z przerwą na spacer i posiłek – trwało do wieczora. Wówczas raczył się szklaneczką czegoś mocniejszego i grał, np. w karty, a to, jak twierdził, utrzymywało go w dobrej kondycji. Przeszedł do historii jako autor wielkich dzieł symfonicznych, wśród których ważne miejsce zajmują dzieła inspirowane dramatami Szekspira, jak uwertury fantastyczne „Romeo i Julia” i „Hamlet”. Opowiedzianą dźwiękami historię duńskiego księcia zawdzięczamy zamówieniu muzyki do sztuki (zamawiającym był francuski aktor Lucien Guitry, 1860–1925). Do wystawienia sztuki nie doszło (udało się to dopiero za drugim razem), ale Czajkowski postanowił dokończyć dzieło w formie uwertury koncertowej. Nie jest to w żadnym razie utwór dostosowany do akcji scenicznej. Podobnie jak w uwerturze „Romeo i Julia” kompozytor wybrał z dramatu niektóre wątki, uczucia i postaci, nadając im muzyczną postać. I tak początek uwertury kreśli postaci Hamleta i Elsynory jeszcze przed pojawieniem się ducha ojca, następnie słyszymy scherzando odnoszące się do Poloniusza i adagio symbolizujące Ofelię. W finalnej część utworu kompozytor rysuje dramatyczne sytuacje po ujrzeniu ducha ojca, śmierć Hamleta i nadejście nowego króla Fortynbrasa.
Do Roberta Schumanna (1810–1856) stereotyp natchnionego artysty pasuje także dlatego, że artysta rzeczywiście borykał się z poważnymi kłopotami psychicznymi. Ale przede wszystkim był wściekle pracowity, i to nie tylko na niwie muzyki. Słynął z pełnej swady refleksji o muzyce, której poddawał twórczość wielu kompozytorów swojej epoki, by wspomnieć jego historyczną frazę o Chopinie: Panowie, czapki z głów, oto geniusz! (Allgemeine musikalische Zeitung, 7 grudnia 1831). Muzykę Schumanna przenika literatura, poezja, filozofia, a nawet wątki egzotyczne (perska mitologia w oratorium „Raj i Peri”).
Dziś wiadomo, że swego czasu był zafascynowany ideą wirtuozerii. Miał w tym swój udział jego nauczyciel Friedrich Wieck (przyszły teść), który widział w nim wirtuoza. Jednak forsowne ćwiczenia fortepianowe oraz eksperymenty z obciążaniem czwartego i piątego palca doprowadziły do paraliżu prawej dłoni artysty. Kariera wirtuoza była skończona. Te wydarzenia – jak wiele innych z osobistego życia twórcy – wywarły istotny wpływ na twórczość. Schumann skupił się na komponowaniu, gdzie miast epatować instrumentalną brawurą zaczął pogłębiać emocjonalny wyraz swoich dzieł. Jednym z efektów takiej postawy twórczej jest Koncert wiolonczelowy a-moll op. 129 (1850). Dzieło posiada eksperymentalną jak na owe czasy strukturę, tzn. trzy następujące bez przerwy części. W koncercie wykorzystane są głównie śpiewne możliwości instrumentu, a fragmenty wirtuozowskie pojawiają się okazjonalnie. Są jednak podporządkowane poetyckiej narracji, a nie wyrazem instrumentalnego popisu. Na uwagę zwraca także partia orkiestry, która jest ciekawym partnerem dla solisty, a nie skromnym akompaniamentem, jak to bywało w koncertach typu popisowego (tzw. brillant). Wiadomo, że Schumann pozostawał pod wielkim wrażeniem gry Nicolo Paganiniego, ale w swoich kompozycjach wirtuozerii użył – by posłużyć się słowami muzykologa Carla Dahlhausa – w służbie romantycznej rewolucji… Koncert usłyszymy w wykonaniu urodzonego w Austrii wprawdzie, ale pochodzącego z perskiej rodziny Kiana Soltaniego. Mimo młodego wieku imponująca jest lista jego nagród na prestiżowych konkursach. W wieku 12 lat został zauważony przez legendarnego Ivana Monighettiego, u którego studiował w Akademii w Bazylei przez 11 lat.
O ile Czajkowski i Schumann w pocie czoła wykuwali wielki gmach muzyki romantycznej, to pracowitość austriackiego kompozytora Arnolda Schönberga (1874–1951) w rezultacie przyczyniła się do zburzenia owego gmachu. Jego wczesne utwory, takie jak „Verklärte Nacht” (Noc rozjaśniona) czy poemat „Paleas i Melizanda” (według dramatu Maurice’a Maeterlincka), należą jeszcze do estetyki romantyzmu muzycznego. Jednak u progu XX wieku Schönberg wraz z Albanem Bergiem i Antonem Webernem zaproponowali nowy system dźwiękowy burzący dotychczas stosowany - dur-moll. W ten sposób Schönberg, Berg i Webern otworzyli drzwi do dalszych eksperymentów Luigiego Nono czy Pierre’a Bouleza. Poemat „Paleas i Melizanda” to jednak jeszcze muzyka romantyczna, namalowana dźwiękami opowieść o nieszczęśliwej miłości głównych bohaterów. Oto Melizanda poślubia Golauda, który odnalazł ją porzuconą nieopodal strumyka w lesie. Melizanda poślubia go, rychło jednak zrozpaczona orientuje się, że kocha brata Golauda, Paleasa. Dalej bohaterowie umierają albo w pojedynku, albo ze zgryzoty.
Czajkowski, Schumann i Schoenberg – tytani pracy. Zresztą, jak mawiał Piotr Iljicz, natchnienie przychodzi… do ludzi pracowitych.
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie
Kian Soltani - wiolonczela
Wilson Hermanto - dyrygent
UTWORY:
- Piotr Czajkowski - Uwertura fantastyczna „Hamlet” op. 67
- Robert Schumann - Koncert wiolonczelowy a-moll op. 129
- Arnold Schönberg - Peleas i Melizanda op. 5
Stereotyp natchnionego twórcy romantycznego na pierwszy rzut oka pasuje bardzo dobrze do postaci Piotra Czajkowskiego, którego cechował – wedle Alfreda Einsteina – typowy dla epoki emocjonalny ekshibicjonizm (A. Einstein, Muzyka w epoce romantyzmu). Kompozytorowi często towarzyszyły wahania nastrojów, napady melancholii, depresji, przyznawał się nawet do niepoczytalności w kontekście decyzji o małżeństwie (pisze o tym w liście do brata Anatolija z 18 lutego 1878 r.). Jednak mało akcentowaną cechą kompozytora jest jego pracowitość. A w istocie lista jego dzieł – niczym u Mozarta, któremu poświęcił zresztą swoją suitę „Mozartiana” – jest imponująca. Codzienna rutyna rozpoczynała się rankiem. O 9:30 zasiadał do komponowania, co – z przerwą na spacer i posiłek – trwało do wieczora. Wówczas raczył się szklaneczką czegoś mocniejszego i grał, np. w karty, a to, jak twierdził, utrzymywało go w dobrej kondycji. Przeszedł do historii jako autor wielkich dzieł symfonicznych, wśród których ważne miejsce zajmują dzieła inspirowane dramatami Szekspira, jak uwertury fantastyczne „Romeo i Julia” i „Hamlet”. Opowiedzianą dźwiękami historię duńskiego księcia zawdzięczamy zamówieniu muzyki do sztuki (zamawiającym był francuski aktor Lucien Guitry, 1860–1925). Do wystawienia sztuki nie doszło (udało się to dopiero za drugim razem), ale Czajkowski postanowił dokończyć dzieło w formie uwertury koncertowej. Nie jest to w żadnym razie utwór dostosowany do akcji scenicznej. Podobnie jak w uwerturze „Romeo i Julia” kompozytor wybrał z dramatu niektóre wątki, uczucia i postaci, nadając im muzyczną postać. I tak początek uwertury kreśli postaci Hamleta i Elsynory jeszcze przed pojawieniem się ducha ojca, następnie słyszymy scherzando odnoszące się do Poloniusza i adagio symbolizujące Ofelię. W finalnej część utworu kompozytor rysuje dramatyczne sytuacje po ujrzeniu ducha ojca, śmierć Hamleta i nadejście nowego króla Fortynbrasa.
Do Roberta Schumanna (1810–1856) stereotyp natchnionego artysty pasuje także dlatego, że artysta rzeczywiście borykał się z poważnymi kłopotami psychicznymi. Ale przede wszystkim był wściekle pracowity, i to nie tylko na niwie muzyki. Słynął z pełnej swady refleksji o muzyce, której poddawał twórczość wielu kompozytorów swojej epoki, by wspomnieć jego historyczną frazę o Chopinie: Panowie, czapki z głów, oto geniusz! (Allgemeine musikalische Zeitung, 7 grudnia 1831). Muzykę Schumanna przenika literatura, poezja, filozofia, a nawet wątki egzotyczne (perska mitologia w oratorium „Raj i Peri”).
Dziś wiadomo, że swego czasu był zafascynowany ideą wirtuozerii. Miał w tym swój udział jego nauczyciel Friedrich Wieck (przyszły teść), który widział w nim wirtuoza. Jednak forsowne ćwiczenia fortepianowe oraz eksperymenty z obciążaniem czwartego i piątego palca doprowadziły do paraliżu prawej dłoni artysty. Kariera wirtuoza była skończona. Te wydarzenia – jak wiele innych z osobistego życia twórcy – wywarły istotny wpływ na twórczość. Schumann skupił się na komponowaniu, gdzie miast epatować instrumentalną brawurą zaczął pogłębiać emocjonalny wyraz swoich dzieł. Jednym z efektów takiej postawy twórczej jest Koncert wiolonczelowy a-moll op. 129 (1850). Dzieło posiada eksperymentalną jak na owe czasy strukturę, tzn. trzy następujące bez przerwy części. W koncercie wykorzystane są głównie śpiewne możliwości instrumentu, a fragmenty wirtuozowskie pojawiają się okazjonalnie. Są jednak podporządkowane poetyckiej narracji, a nie wyrazem instrumentalnego popisu. Na uwagę zwraca także partia orkiestry, która jest ciekawym partnerem dla solisty, a nie skromnym akompaniamentem, jak to bywało w koncertach typu popisowego (tzw. brillant). Wiadomo, że Schumann pozostawał pod wielkim wrażeniem gry Nicolo Paganiniego, ale w swoich kompozycjach wirtuozerii użył – by posłużyć się słowami muzykologa Carla Dahlhausa – w służbie romantycznej rewolucji… Koncert usłyszymy w wykonaniu urodzonego w Austrii wprawdzie, ale pochodzącego z perskiej rodziny Kiana Soltaniego. Mimo młodego wieku imponująca jest lista jego nagród na prestiżowych konkursach. W wieku 12 lat został zauważony przez legendarnego Ivana Monighettiego, u którego studiował w Akademii w Bazylei przez 11 lat.
O ile Czajkowski i Schumann w pocie czoła wykuwali wielki gmach muzyki romantycznej, to pracowitość austriackiego kompozytora Arnolda Schönberga (1874–1951) w rezultacie przyczyniła się do zburzenia owego gmachu. Jego wczesne utwory, takie jak „Verklärte Nacht” (Noc rozjaśniona) czy poemat „Paleas i Melizanda” (według dramatu Maurice’a Maeterlincka), należą jeszcze do estetyki romantyzmu muzycznego. Jednak u progu XX wieku Schönberg wraz z Albanem Bergiem i Antonem Webernem zaproponowali nowy system dźwiękowy burzący dotychczas stosowany - dur-moll. W ten sposób Schönberg, Berg i Webern otworzyli drzwi do dalszych eksperymentów Luigiego Nono czy Pierre’a Bouleza. Poemat „Paleas i Melizanda” to jednak jeszcze muzyka romantyczna, namalowana dźwiękami opowieść o nieszczęśliwej miłości głównych bohaterów. Oto Melizanda poślubia Golauda, który odnalazł ją porzuconą nieopodal strumyka w lesie. Melizanda poślubia go, rychło jednak zrozpaczona orientuje się, że kocha brata Golauda, Paleasa. Dalej bohaterowie umierają albo w pojedynku, albo ze zgryzoty.
Czajkowski, Schumann i Schoenberg – tytani pracy. Zresztą, jak mawiał Piotr Iljicz, natchnienie przychodzi… do ludzi pracowitych.
Komentarze
0