Przybyliśmy, porozmawialiśmy, dowiedzieliśmy się- kto jest idolem Stand-up’u Bez Cenzury, czy łatwiej napisać skecz czy monolog, jakie są zasady współpracy przy tworzeniu stand-up’u? Na luzie i bez owijania w bawełnę - bez cenzury.

 

Podejrzyj Stan-up Bez Cenzury na facebook.com/standup.bez.cenzury.

 

Czy macie i czy potrzebujecie idoli?

AG: Mam autorytety- nie idoli, bo posiadam swój pomysł na życie, doświadczenie i dorobek. Chcę czerpać od najlepszych – podglądać ich i rozmawiać z nimi, ale tworzyć po swojemu. Podobnie jest w stand- up’ie - uwielbiam Bill’a Hicks’a, Georg’a Carlin’a, Eddie’go Izzard’a, Eddie’go Murphy’ego, ale nie podchodzę do nich bezkrytycznie. Nie ma ludzi bez wad i nawet nie wszystkie słowa papieża są święte, bo to przecież jest zwykły człowiek, który może się pomylić tak samo jak inni wielcy tego świata. Przeglądając ich życiorysy można zobaczyć, że są wśród nich zboczeńcy i zwyrole- każdy ma swoje ciemne i jasne strony. Dlatego posiadanie idola jest trochę niebezpieczne. Kiedyś Adolf Hitler był idolem dla wielu…

 

Ciekawe w działalności stand-up’owej jest wykorzystanie waszych warunków zewnętrznych. Czy takie otwarcie się jest trudniejsze niż granie w kabarecie, gdzie odnosicie się do postaci a nie siebie- z imienia i nazwiska?

KP: Każdy z nas ma duży dystans do siebie więc nie jest to trudne. W porównaniu do kabaretu na scenie stand- up’owej jest ciężej, ale z tego względu, że bycie obnażonym w stand-up’ ie, gdy coś się sypie, odbywa się bez wsparcia. Osobiście nie cierpię momentów, w których czuję, że tracę kontrolę- wówczas może być mega trudno. W kabarecie masz ten komfort, że możesz jeszcze bardziej wykrzywić postać, wejść w nią i w ten sposób doprowadzić występ do końca.

AG: Ważne też, że gdy ponabijam się z siebie wówczas mogę ponabijać się z innych. Dystans do siebie powoduje, że wytrącam innym oręż - nie ma mnie jak obrazić, gdy sam jadę po sobie. Ponadto, gdy powiem, że jestem dupkiem, wówczas ludzie powiedzą: o jaki wyluzowany koleś- dziwny, ale wyluzowany. To z kolei prowadzi w prostej linii do otwarcia się na inne poruszane przeze mnie kwestie. Człowiek jest ułomny w tym co robi, więc każdy z nas jest w jakimś stopniu dupkiem i można o tym mówić – ważne jednak by nie mówić tego z pozycji faceta, który dupkiem nie jest.

 

Łatwiej jest pisać i grać w kabarecie czy stand- up’ ie, czy może nie da się tego porównać?

AG: Nie do końca da się to porównać. W stand- up’ ie spisuję swoje myśli- mam tezę, którą chcę udowodnić. W kabarecie też chcę coś przekazać, ale ubieram to w scenkę, używam rekwizytów, świateł etc. To jest więc tak, jakby zadać pytanie, czy łatwiej przekazać coś w prozie czy w poezji?

 

Ale czy nie jest też tak, że w kabarecie nie ma się aż tak dużego wpływu na widownię? Z jednej strony jest scenka, która zamyka się w swojej formie z drugiej zaś stand- up, który pozostaje bardziej otwarty.

AG: Teraz coraz bardziej popularne są improwizacje kabaretowe. Tego rodzaju projekty pozwalają wyzwolić niesamowitą energię pomiędzy widzem a wykonawcą. Jeden bez drugiego nie istnieje, bo to widz jest współtwórcą całego spektaklu.

KP: Gdy porównamy stand- up z tradycyjną formą kabaretową wówczas różnica jest zauważalna. Jednak jeśli podchodzimy do kabaretu jak np. Limo, czy Jurki wówczas widać, że występy są ciekawie połamane improwizacją. Nie jest to już kabaret odtąd dotąd, który może być już męczące w formie.

AG: Tylko znowu niestety wracamy do hasła telewizja, która wymaga sztampowego kabaretu, bo jest on najbezpieczniejszy. Ma się wówczas pewność, że w tym momencie będzie śmiesznie, a występ będzie trwać odtąd dotąd i zmieści się w ramówce. Natomiast kabaret na żywo jest zupełnie inny od tego w TV. Kabarety, które mają jakieś doświadczenie próbują łamać zasady i nie ma już ściany między nimi a widzami. Energia pozostaje tu kluczową kwestią. Oglądając natomiast występ w telewizji mamy między sobą szkło a człowieczek w środku jest taki mały.

 

Kasia zostawiła kabaret i skupiła się na stand- up’ie- czy szukacie innych dróg rozwoju?

KP: Stand -up to mój sposób na życie. Dodatkowo jestem w grupie improwizacyjnej Siedem Razy Jeden. To pozwala mi się rozwijać. Ostatnio zgodziłam się też na poprowadzenie sekcji scenicznej przy Ognisku artystycznym w Zielonej Górze- może uda się tam znaleźć młodych stand-up’erów. Poza tym uprawiam ogródek [śmiech].

 

Jakie są zasady waszej współpracy? Co was połączyło- macie wspólną wizję i chcecie iść we wspólnym kierunku?

AG: Kluczem do współpracy jest to, że po prostu lubimy się. Jesteśmy otwarci na komentarz, krytykę i rozmowę. Ponadto mamy podobne podejście do świata i mówimy jednym głosem odnośnie miejsca, w którym znajduje się obecnie stand- up, w którą stronę powinien ewoluować i jak powinien wyglądać.

KP: Ważne też, że nie poznaliśmy się dopiero przy tym projekcie. Jesteśmy kumplami od paru dobrych lat. Widzieliśmy jak każdy z nas się rozwija, jak zagłębia się w stand-up- każdy w swoim stylu. Mimo że łączy nas jedno spojrzenie na gatunek, to jednak każdy z nas jest inny. Widać to na scenie. Nasze wieczory są dzięki temu pełne. Pokazują trzy różne osobowości. Program każdego z nas jest jego autonomicznym pomysłem. Oczywiście rozmawiamy o naszych występach, dorzucamy coś, ale jesteśmy całkowicie niezależni.

 

A macie jakieś dalsze projekty?

AG: Każdy z nas, oprócz Stand-up Bez Cenzury, zajmuje się swoją działalnością. Myślimy też o tym, żeby nagrać dvd bo takowego po prostu nie ma. Na razie jednak naszym celem jest granie co miesiąc trzydniowej trasy w klubach pełnych ludzi. Plan brzmi skromnie, ale jest czasochłonny.

I realizacji tego planu wam życzymy!

 

Rozmawiali:

Piotr Machyński

Aleksandra Znamierowska