Koncert kameralny
ARTYŚCI:
Anna Muzyk - skrzypce
Dobrawa Czocher - wiolonczela
Krzysztof Figiel - fortepian
UTWORY:
- Johannes Brahms - Trio fortepianowe H-dur nr 1 op. 8
- Robert Schumann - Trio fortepianowe d-moll op. 65
Portret Brahmsa nakreśliliśmy już przy okazji wcześniejszych koncertów. To ten przystojny młodzieniec, który pewnego dnia zapukał do drzwi państwa Schumannów i właściwie został z nimi na zawsze. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że większość kompozytorów epoki romantyzmu bardzo dobrze się znała. Klara Schumann, Johannes Brahms, Felix Mendelssohn, Fryderyk Chopin… Choć życiorys każdego z nich mógłby posłużyć jako materiał na długą książkę, to chyba najwięcej ładunku emocjonalnego niesie historia Roberta Schumanna. Gdyby ująć ją w skrócie, polecilibyśmy Państwu do zapamiętania trzy słowa: miłość, pieśń, obłęd. Musimy jednak zaznaczyć, że trudno jest oddzielić mity od jednoznacznych faktów.
Jak miłość, to oczywiście burzliwa. Prawdopodobnie Schumann bardzo szybko zakochał się w Klarze, najzdolniejszej spośród sześciorga dzieci Friedricha Wiecka, jego nauczyciela fortepianu. Zabiegi ojca próbującego za wszelką cenę zniszczyć ich związek tylko upewniły młodą pianistkę i stawiającego pierwsze kroki kompozytora w płomiennym uczuciu. Ostatecznie pobrali się po dwunastu latach od pierwszego spotkania.
Romantyzm to przede wszystkim poszukiwanie tożsamości i korzeni. W Niemczech, jak i w całej Europie źródła ludzkiej natury i etnicznych korzeni upatrywano w muzyce, a zwłaszcza w pieśni. Nie jest przypadkiem, że na Wyspach Brytyjskich twórczość ludowa stała się przedmiotem artystycznych opracowań, a na ziemiach polskich artyści podejmowali tematy oparte na starych pieśniach religijnych. W kanonie sztuki niemieckiej znalazły się trzy elementy, które, jak przyjmowano, wyrażały niemieckiego ducha narodowego: motyw Renu, motyw niemieckiej puszczy oraz pieśni.
Między obłędem a geniuszem – ten zwrot możemy często znaleźć w publikacjach o Robercie Schumannie. Choć jest to niewytłumaczalne i straszne, kompozytor był ciężko chory. Jego stan stopniowo pogłębiał się od roku 1847, kiedy umarł jego przyjaciel Felix Mendelssohn. Schumann słyszał w swojej głowie przerażające głosy, które wzywały go do piekła. Wielokrotnie twierdził, że słyszy muzykę symfoniczną, którą następnie próbował notować. Pod koniec życia utwory mieli mu dyktować zmarli przyjaciele. Po próbie samobójczej, będąc już w szpitalu dla obłąkanych, godzinami wypisywał alfabetycznie nazwy miast znalezione w atlasie.
I teraz przed nami „Trio fortepianowe d-moll” napisane właśnie we wspomnianym roku 1847. Rodzi się pytanie, które często sobie zadajemy, słuchając muzyki: na ile odbijają się w niej myśli i emocje kompozytora? Słuchaliśmy już w tym sezonie Beethovena, Możdżera, Brahmsa, Mossa, Bartoka i wielu innych. Czytaliśmy ich życiorysy. Jaką prawdę o nich i otaczającym świecie możemy usłyszeć w ich utworach?
Wydarzeniu towarzyszy Salonik Wiolinowy dla dzieci w ramach rodzinnej niedzieli w Filharmonii.
Komentarze
0