Wchodząc do siedziby firmy towarzyszy nam poczucie pewnej sprzeczności. Wnętrze jest bardzo czyste, przemyślane, pozbawione typowego dla wielu podobnych miejsc chaosu. Z drugiej zaś strony nie ma mowy o sterylności i braku duszy, tak charakterystycznych dla wielkopowierzchniowych sklepów czy galerii handlowych.

Wkrótce okaże się jednak, że to bardzo dobrze oddaje charakter i podejście do pracy gospodarzy.

Punkty napraw, serwisy czy rzemieślnicy sprawiają wrażenie będących coraz bardziej w odwrocie, współczesny świat ich nie potrzebuje. Czy można stawić temu zjawisku czoła? Można. Trzeba tylko potrafić się zaadaptować. Tak jak Tomasz Kaminski, założyciel znajdującego się przy ul. 3 Maja 21 ImpET-u.

Papryka i gitary z bułgarskiej fabryki

Pan Tomasz zaczynał od zera. Nie odziedziczył majątku, nie wygrał na loterii.

– Zaczynałem w branży spożywczej. Było ciężko, handlowałem na ulicywspomina bez tęsknoty w głosie nasz rozmówca. – Później znajomy powiedział mi, że ma do sprzedania bułgarską paprykę. I w tej samej fabryce, w której była ta papryka, mieli też gitary. Skąd? Nie wiadomo. W czasie przemian politycznych takie sytuacje były normalne. Branża muzyczna była jednak bliższa memu sercu. W duszy Pink Floyd, Deep Purple czy Led Zeppelin siedziało.

Jak sprzedał około 1000 bułgarskich gitar? – Ze swojego malucha wystawiałem wszystkie siedzenia i wsadzałem do niego z 15 gitar, tak że nie dało się w zasadzie ruszyć w środku i tak potrafiłem dojechać aż do Katowic – na to wspomnienie pojawia się już drobny uśmiech. – I mówiłem: „zostawiam wam dwie gitary. Jak się wam spodoba, to później będę Wam wysyłał następne”. I później pociągiem wysyłałem.

Żeby mieć pewność, że gitary się spodobają, trzeba było je najpierw odpowiednio przygotować. Zmienić choćby struny z metalowych na nylonowe - nikt nie zwracał uwagi, czy to gitara akustyczna, czy klasyczna. Przy okazji pan Tomasz umieszczał w pudle rezonansowym naklejkę z nazwą firmy (ImpET – akronim od Import Export Trade). Dzięki temu po latach można było ustalić, że jedną z właścicielek bułgarskich gitar została przyszła synowa początkującego biznesmena, wtedy dla niego zupełnie obca osoba.

W rodzinie siła

Nabyte przy przygotowywaniu gitar doświadczenie oraz współpraca z lokalnym sklepem zaowocowały otwarciem serwisu w sklepie FAN. Potem były jeszcze przeprowadzki do Kontrastów, na Pomorzany i w końcu do obecnej siedziby, przy ulicy 3-ego Maja.

ImpET to firma rodzinna, nie tylko z nazwy. Synowie pana Kaminskiego są dla bieżącego kształtu działalności przedsiębiorstwa nieodzowni. Obydwaj są absolwentami Wydziału Elektrycznego Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego (dawniej Politechniki Szczecińskiej).

Szkoda nie wykorzystać potencjału ludzi, którzy potrafią myśleć i głowy używają nie tylko do noszenia czapki – mówi o swoich dzieciach pan Tomasz. Nie epatuje tym może w obecności jednego z nich, ale daje się wyczuć dumę.

ImpET otrzymał niedawno z rąk prezydenta Krzystka certyfikat marki „Zrobione w Szczecinie”. Doceniono (projektowane i składane na miejscu) instalacyjne produkty pro audio SKYLARK, wykorzystywane w instalacjach radiowęzłowych oraz do projektów symulatorów robionych przez inną szczecińską firmę.

To nie jedyny projekt, który wykonali. Działalność polegająca na wytwarzaniu własnych produktów jest przez naszych rozmówców kontynuowana. Firma oferuje między innymi własne efekty gitarowe, szafki studyjne czy wzmacniacze, do których za chwilę wrócimy.

Produkty audio są coraz tańsze. Ich naprawa już nie. Nie są to też raczej produkty pierwszej potrzeby.

– Instrumenty muzyczne to niszowa branża. Wiadomo, że każdy najpierw kupuje to, co w domu jest naprawdę potrzebne jak sprzęt AGD, a dopiero potem zastanawia się, czy może by nie kupić instrumentu – zauważa gospodarz. – Serwis nie jest jakimś bardzo dochodowym interesem, dlatego staramy się podejmować nowe tematy i projekty. Wiemy, że świat elektroniki audio cały czas ewoluuje. W związku z tym mamy cały czas zajęcie, zdobywamy doświadczenie i rozwijamy się w tym zakresie.

ImpET jest też autoryzowanym serwisem kilku rozpoznawalnych marek, w tym na przykład Yamahy, która ma w całym kraju takich punktów raptem osiem. Najbliższy w Poznaniu lub Gdyni.

Poza serwisem i produkcją własnych urządzeń Kaminscy zajmują się też instalacjami radiowęzłowymi czy po prostu nagłośnieniem w przeróżnych obiektach.


Eh, trzeba iść do serwisu...”

Rozmawiając z Kaminskimi słyszymy, że mamy do czynienia z ludźmi naprawdę znającymi się na swoim fachu, ale i umiejącymi czerpać z tego frajdę.

Najbardziej cieszą nas klienci, którzy przyjdą i są zadowoleni z tego, co tu robimy. Oni dają takiego pozytywnego kopa, bo przy takiej szarej codzienności, gdzie każdy się śpieszy i to jest takie „eh, trzeba iść do serwisu” tacy klienci dodają siły do działaniaprzyznaje młodszy z panów.

Jest też miejsce na satysfakcję. Zapytany o to, co lubi robić najbardziej, Krzysztof mówi: – Największą satysfakcję dają cięższe prace, gdzie potrzebne są schematy, oscyloskop i trochę naszego doświadczenia. Są też pianina przywożone na przykład z zagranicy, które były w serwisach, gdzie stwierdzano, że płyta cyfrowa jest uszkodzona i koniec. A nam się to udało naprawić i jest to bardzo motywujące. I żebyśmy dobrze się zrozumieli – nam również nie zawsze się udaje, ale często jest sukces i to spora satysfakcja, i radość klienta.






fot. Karolina Woźniak