Od kilku lat w Szczecinie możemy zaobserwować zwrot w stronę dobrego, rzemieślniczego piwa. Uznaniem i niemałym obłożeniem cieszą się lokale, które w ofercie mają właśnie swoje piwo. W naszym mieście kurs na lokalny trunek obrała nawet Pogoń, na której stadionie zamiast komercyjnego można kupić piwo z mniejszego browaru. Ten wybór szczecińskich piw nie dziwi – przecież kiedyś Szczecin browarem stał!

Najlepiej wie o tym Krzysztof Żurawski, którego książka „Piwo w Szczecinie do roku 1945” kilka miesięcy temu trafiła na półki księgarni. I jest po co chwytać – nie tylko wtedy, gdy jesteś fanem złocistego trunku.

Książka do piwa?

Długo zastanawiałam się, dla kogo jest ta książka. Z pewnością dla birofilów, z pewnością dla miłośników Szczecina i historii miasta, a także dla każdego, kto ceni rzetelną, wnikliwą, mrówczą robotę, która daje pełny obraz społeczeństwa, obyczajów, opisywanych czasów. Bo niech Was nie zmyli tytuł! To nie jest książka o piwie, to książka o zmianach, o tym jak kształtowało się szczecińskie społeczeństwo przez pryzmat złotego napoju.

Żurawski (w towarzystwie Joanny Kościelnej, Beaty Gładysz i Sławomira Osińskiego) przeprowadza czytelnika od średniowiecza, buntów, zasad warzenia i sprzedaży piwa, przez podatki, aż po rozkwit browarnictwa w naszym mieście przed I wojną światową. Znajdziemy tutaj naprawdę pełną wiedzę na temat rozwoju tego rzemiosła. Nie brakuje informacji na temat położenia poszczególnych zakładów, są skany map, zdjęcia, które pozwalają porównać archiwalny stan z obecnym. Nie brakuje stron, na których odnajdziemy etykiety, butelki, (imponujący katalog) porcelanki, reklamy, są też śledztwa! Jak dochodzenie, czy pewien browar istniał, czy nie, lub to dotyczące jednej z porcelanek.

Piwo od kuchni

Wszystko kręci się wokół piwa – nie tylko sprawy oczywiste, jak rozwój browarów, restauracji, hurtowni czy reklam. Szczególnie urzekł mnie krótki rozdział Sławomira Osińskiego, który na bazie reklam jadłodajni tworzy szczeciński jadłospis restauracyjny z lat 1859 – 1900. To byłoby coś, gdyby któryś z browarów taką „historyczną” kartę włączył do swojego menu! A jeśli nie, kierując się wskazówkami autora, możemy sami poeksperymentować w kuchni:

„Jak widać z powyższego menu, nie ma w nim wykwintności i zróżnicowania, a raczej oszczędność i pragmatyzm. Prawie wszystkie oferty gastronomiczne są podobne do siebie, co znacznie ułatwiło stworzenie powyższego uniwersalnego jadłospisu […] Przystosowałem je przyprawowo i składnikowo do dzisiejszych czasów, albowiem karczmiane oryginały byłyby zbyt ciężkie dla naszych delikatnych żołądków”.

Trzech Króli

Nie brakuje aspektu towarzyskiego – tego, jak lokale funkcjonujące przy browarach spajały społeczeństwo, jak budowały je towarzysko. Jest wątek dotyczący artystów powiązanych ze Szczecinem (Schiller, Andersen i Goethe także tu są!) i piwem, nie brakuje osobistych fragmentów, jak chociażby ten związany z cmentarzem centralnym. Czy „prostowanie” pewnych nieścisłości:

„Tylko trzem szczecińskim browarom dane było przetrwać kryzys lat międzywojennych […] nazwałem je Trzema Królami. […] określenie to pochodzi z mojej wcześniejszej książki […] zapewniam przy okazji, że przed wojną […] nie używano takiego określenia!”.

Warto

Jest tu naprawdę wszystko. A szczecińskie browarnictwo zdaje się tylko pretekstem, by opowiedzieć o przemianach Szczecina i jego mieszkańców.

Czy warto? Bez dwóch zdań. Warto, nawet jeśli jesteś umiarkowanym fanem piwa, ale wielkim miłośnikiem Szczecina. Warto na chwilę odetchnienia, by z kuflem małego co nieco zatopić się w historii naszego miasta.