Leszek Możdżer to kolejny muzyk, który przyjechał do nas w ramach Szczecin Music Fest. Pianista zagrał wczoraj dwukrotnie w Filharmonii, a ja miałem możliwość zobaczenia pierwszego koncertu (o 19-ej).
Co prawda, po wykonaniu pierwszego utworu, artysta powiedział: „Dam z siebie wszystko”, ale chyba jednak oszczędzał siły, mając w perspektywie jeszcze jeden występ tego wieczoru. Oczywiście nie zaważyło to na jakości wykonania poszczególnych kompozycji, ale przypuszczam, że pan Leszek mógłby zagrać ich trochę więcej, bo wszakże jego repertuar jest przecież obszerny i różnorodny. Pamiętam jego występ w tejże samej filharmonii wiele lat temu, kiedy na finał, by rozbawić publiczność, zagrał... „Domowe przedszkole”.
Tym razem takich żartów nie było. Można powiedzieć, że koncert był bardzo poważny, a jego program stanowiły przede wszystkim utwory Krzysztofa Komedy. Mieliśmy szanse usłyszeć i poczuć takie kompozycje jak „Nighttime, Daytime Requiem”, „Ballad For Bernt” czy „The Law and The Fist”, ale Możdżer zaczął swój występ od utworu innego klasyka jazzu (Tymona Tymańskiego) – „Zdrowy Kołłątaj” (zamieszczonego niegdyś na początku albumu „Piano”). To chyba największy przebój z jego autorskiego dorobku i był pięknym wprowadzeniem do kolejnych punktów programu.
Publiczność była bardzo zdyscyplinowana. Nie zadzwonił żaden telefon, nie słychać było rozmów na sali i chyba wszyscy skupieni byli na tym, by jak najbardziej wsłuchać się w dźwięki dobiegające ze sceny. Było to jak najbardziej wskazane zważywszy, że w interpretacjach Możdżera dominowały jednak subtelne i finezyjne partie. Nie znaczy to jednak, że pianista zrezygnował z preparowania fortepianu. Oczywiście „dołożył” też trochę takich zagrywek i motywów, łamiąc w ten sposób perfekcyjną czystość przekazu.
Myślę, że ogólnie nie zaskoczył czymś szczególnym swych wytrawnych wielbicieli, ale na pewno też nie sprawił im zawodu. Natomiast osobom, które zobaczyły jego występ po raz pierwszy, dostarczył zapewne wielu wzruszeń chociażby swoją wersją kołysanki z filmu „Rosemary`s Baby” Romana Polańskiego. Mnie osobiście najbardziej poruszyła ‘Kattorna”, która należała do najbardziej ekspresyjnych fragmentów całego koncertu.
Warto dodać, że podczas tego wieczoru nie tylko muzyka była ważna. Wolontariusze z Fundacji Mam Marzenie, zbierali bowiem pieniądze dla chorego Sebastiana, który chciałby pojechać na mecz FC Barcelony.
Następne wydarzenie w ramach Szczecin Music Fest to występ francuskiej wokalistki ZAZ (24 czerwca w Teatrze Letnim).
Komentarze
2