Każdy zespół zaczynając swoją działalność staje przed najtrudniejszym zadaniem - zdobyć swój własny styl, cechę wyróżniającą. Niekiedy trwa to lata i nie zawsze się udaje. Godne jest zatem uwagi, gdy dokonuje tego zespół jeszcze przed fonograficznym debiutem… Sorry Boys, warszawski przedstawiciel alternatywy, zadebiutował z hukiem płytą „Hard Working Classes”.
Doświadczony debiutant
Zespół powstał w 2006 r. Od tego czasu występując na dziesiątkach koncertów zdobył rozgłos i miano jednego z najbardziej utalentowanych polskich zespołów. W 2008 roku odniósł sukces w brytyjskim konkursie kapel GBOB Challenge i reprezentował Polskę w finale, który odbył się w legendarnej londyńskiej Scali. Ma za sobą występy na wielu festiwalach, jak choćby Seven Rock Festiwal w Węgorzewie. Wcześniej utwory Sorry Boys można było odnaleźć na składance „We Are From Poland” („Borderline”, „Chance”) oraz w kompilacji Piotra Kaczkowskiego „Minimax” („Winter”). Więc jak widać, jak na debiutantów, mogą poszczycić się niebywale bogatym portfolio.
Dzięki tej jakże intensywnej i udanej karierze już przed debiutem zdołali wypracować swój własny, niepowtarzalny styl. Wyważone brzmienie gitar, inteligentne użycie efektów, wyraźne lecz łagodne melodie. Sami o sobie mówią, że inspirują ich takie zespoły jak The Editors, Glasvegas czy Cocteau Twins. Lwią część stylistyki zespołu tworzy niezwykle oryginalny głos Izy Komoszyńskiej, która już teraz nazywana jest jednym z najlepiej rokujących głosów kobiecych w kraju.
Klasa robotnicza
Na debiutancki krążek fani formacji musieli czekać wiele lat. Płyta była dopieszczana, ogrywana i selekcjonowana na koncertach i przede wszystkich trwały poszukiwania wydawcy. Jak się okazuje, nawet z rewelacyjnym materiałem nie jest łatwo w Polsce wydać płytę. Ostatecznie Mystic Production wzięła Sorry Boys pod swoje skrzydła, robiąc, jak się wydaje, świetny interes. Szef wytwórni, Michał Wardzała docenił talent nowego nabytku: „Takie debiuty i takie talenty, jak Sorry Boys trafiają się raz na dekadę”.
„Hard Working Classes” jest o trudzie budowania relacji. Autorem tekstów jest wokalistka Iza Komoszyńska. Cała płyta jest angielskojęzyczna, do czego Sorry Boys już zdążyli przyzwyczaić i co zarazem otwiera przed zespołem szanse zaistnienia także poza granicami kraju. Płyta wyróżnia się spójnością, słychać, że przygotowywana była z iście fanatyczną dokładnością. Zespół prezentuje to co ma najlepszego. Tworzy nastrojowy klimat, który trwa od pierwszego do ostatniego dźwięku. Otwierający płytę , tytułowy „Hard Working Classes” swoim transem gdzieś ociera się o późną Anathemę. Następnie poznajemy nowe oblicze zespołu – „Salty River”. Pewny kandydat do miana przeboju. Mocny wokal, rockowe riffy, wyraźna perkusja. Sorry Boys na chwilę opuszczają nastrojowe brzmienie dla silniejszego uderzenia, co okazuje się strzałem w dziesiątkę. Lecz nie na długo. W kolejnych utworach powraca do melancholii i spokoju. Przenikliwie łagodny „Cancer Sign Love” brzmi jak najstarsze utwory zespołu. „Chance” takim utworem właśnie jest, wraz z kawałkiem „Create” (pod zmienionym tytułem „Roe Deer At Rodeo”) znalazły się na nowej płycie, jako przedstawiciele dawnego dorobku zespołu.
Sorry Boys nie ograniczają się wyłącznie do wypróbowanej już stylistyki. Urozmaicają instrumentarium, bawią się stylami. W „Trains Go Everywhere” rozpoczynającej się brzmieniem harmonijki, słyszymy inspirację amerykańskim folkiem, z kolei w „I Feel” zachwyca partia saksofonu. Ten sam instrument pojawia się w zamykającym płytę „No Saviour”, gdzie lekko jazzując wzbogaca brzmienie.
„Hard Working Clasess” to debiut wymarzony. Pomijając, że to jest debiut, to jest to po prostu świetna płyta. Piękna, przemyślana kompozycja, wyjątkowy głos wokalistki, znakomite, nastrojowe gitary. Jest alternatywa, łagodny rock, inteligentny pop… Z resztą po co próbować szufladkować? To po prostu Sorry Boys w pełnej krasie. Trzymajmy kciuki aby rynek nie zdeptał kolejnego wartościowego polskiego zespołu…
Komentarze
3