Nie od dziś jest wiadome, że w młodych sercach polskich artystów mieści się wiele niespożytkowanej energii i twórczej nuty. Niestety, codzienne życie potrafi wyłożyć się hektarami kłód pod nogi i niejeden się już o nie potknął... a nawet jeśliby i te kłody ominąć, to na dalszej drodze taki młody artysta nadal może nie mieć możliwości ku wypromowaniu swojego przebju, gdyż często się znajdzie tuzin innych przeszkadzajek, które mu to złośliwie bądź pechowo to uniemożliwią.
I tak oto odrodził się Wielki Festiwal Młodych Talentów GRAMY (http://www.gramy2007.pl), który dnia 22 czerwca br. opanował szczeciński Teatr Letni.
Do konkursu finałowego zakwalifikowało się szesnastu laureatów z całej Polski w tym: 9PM (Szczecin), Big Fat Mama (Szczecin), Dom Cudów (Warszawa/Oświęcim /Kraków), GigaDrum (Gorzów Wlkp), Inni (Choszczno/Szczecin), No Hay Banda (Szczecin), Mr.Idol (Słupsk), Kalosz Laszlo (Koszalin), Rykoszet (Szczecin), Saluminesia (Sopot), Skambomambo (Szczecin) oraz z tzw. dziką kartą wystapili: Beata Andrzejewska (Myślibórz), Brewery Szein (Szczecin), Jamajsky Natura (Świnoujście), Nasty Ladies (Wałcz), Time To Express (Brojce/Kołobrzeg/Gryfice).
Kilka słów wprowadzenia w wykonaniu głównego Showmana i wodzireja Pana Czeczi, przypomnienie niezorientowanym nazwy i idei imprezy, na jakiej się w tym monecie znajdują, przedstawienie sponsorów, patronów, zasłużonych, jury... sensu życia, celu egzystencji,... iiiii... do startuuuu... gotowiiiii... WYSTARTOWALIIII !!!
Kwadrans po 19-stej, jako pierwszy na scenie ukazał się bardzo dynamiczny Skambomambo ( http://skambomambo.of.pl) z piosenka zatytułowaną „Taksówkarz”. Na początku byłam zdezorientowana nieco tekstem utworu, ale już po chwili zaskoczyłam, że to taka łamana polszczyzno/angielszczyzna z duża dawką humoru. Zadźwięczały trąbki, saksofony i pod sceną znalazło się kilka wesoło roztańczonych osób płci męskiej, którzy wyginając się na wszelkie sposoby niczego sobie w tańcu nie żałowali a muzyka idealnie się do tego nadawała.
Konkurs gnał oszałamiającym tempem, bo już pięć minut potem Time To Express ( http://www.myspace.com/timetoexpress) prezentował swoje „Tysiąc nowych dni” i pierwszym skojarzeniem jakie w tym momencie zawitało w mojej głowie było Placebo... a więc nic oryginalnego, lecz dla wielbicieli nowej fali z pewnością w sam raz. Utwór, choć bardzo miły dla ucha nie zrobił specjalnego wrażenia ani na mnie ani na publice. Chłopaki weszli zagrali i zeszli... i poszli.
A przyszedł nie kto inny, jak Dom Cudów (9lives.pl) z piosenką zatytuowaną „Tylko Ty”. Hmm... miałam małe trudności z nazwaniem wykonanego przez nich gatunku. Było to szeroko pojęte elektro. Potem na szczęście udało mi się porozmawiać z Joanną, jedną z wokalistek Domu Cudów, która ładnie mi wytłumaczyła, że jest to TRIP-HOP - będący dla zespołu esencją fascynacji muzycznych wszystkich jego członków. Właściwie, było to dla mnie zjawisko zupełnie nowe jeśli chodzi o koncerty. Nie wiem czego powinnam się spodziewać... ale chyba zabrakło klasycznie ekspresji. Utwór bardzo ładny (właśnie go słucham ze strony domowej GRAMY 2007), jego słowa nakreślają w myślach pewne uczucia. Tylko, że to wszystko podczas występu jakoś tak niewystarczająco umiejętnie zostało przekazane publice... bo ja np. zupełnie tego nie poczułam...
Tymczasem następnym w kolejce, jakby dla kontrastu, był Brewery Szein ( http://www.breweryszein.wiwat.pl/) ze swoim iście polityczno-rock’n’rollowym „Prezydentem”. Brewery Szein muzycznie i tematycznie jest bliskie formacjom pokroju BigCyc. A więc należy do tego gatunku, który nigdy się nie znudzi i który zawsze będzie na topie... zgodnie z dyrektywą, że im gorzej w kraju tym weselej w piosence. Nic dodać nic ująć chłopaki pokazali klasę i już niedługo potem ustąpili swoim następczyniom - Nastiy Ladies.
Tak, tak... oto Nasty Ladies (w wolnym tłumaczeniu: Niegrzeczne Panie) – wkroczyły na scenę jako następne, a męska część publiki pomyślała pewnie „no tak, tam gdzie rock’n’roll tam niegrzeczne dziewczynki hehehe”. No więc tak, właśnie... w rolach głównych wystąpiły: Ewa, Agnieszka, Estera i Karolina – cztery ładnie, szałowo ubrane i wokalnie utalentowane dziewczyny. One to dopiero pokazały wszystkim klasę! I jakby ktoś myślał że nie mamy w Polsce boys/girlsbandów, to w tym momencie pragnę go wyprowadzić z błędu, ha! Bo właśnie że mamy: Nasty Ladies ( http://www.nastyladies.pl/). Dziewczyny chciały wszystkim udowodnić, że brew wszelkim praktykom polegającym na doborze członków boys/girlsbandów na drodze castingu, wcale nie jest to jedyna droga do sukcesu. Ewa, Agnieszka, Ester i Karolina znają się praktycznie od dziecka, razem się wychowywały. Los chciał, że wszystkie będąc obdarzone talentem wokalnym mogły wspólnie stworzyć właśnie coś takiego. Gramy 2007 natomiast potraktowały jako krok do przodu oraz świetny moment do promocji piosenki, która znajdzie się niedługo na ich studyjnym Singlu.
Kolejnym wykonawcą – również płci żeńskiej – była Beata Andrzejewska o miękkim ciepłym, lekko jazzującum głosie, którego walory pokazała w piosence „Poleż ze mną”. I Tu zupełnie nie wiem o co chodzi, bo na stronie domowej GRAMY 2007 jest albo inny utwór albo zupełnie inna jego wersja (czy mi tylko się wydaje?). Lecz wracając do występu Beaty Andrzejewskiej: wpierw usłyszeliśmy delikatną wokalizę poprzedzoną cichym intro, następnie od słów „poleż ze mną... poleż... będę twoją koleżanką do leżenia...” zaczął się niesamowity występ tej młodej soulowej wokalistki. Po chwili utwór rozkręcił się już na dobre, a mnie zadziwiło tylko jedno - jak wiele głosu może zmieścić się w tak małej osóbce. Jej występ łączył w sobie chyba wszystko to czego oczekuje się od występu scenicznego. Dobre muzykę, odrobinę ekspresji, oraz taki sposób śpiewania i mimiki twarzy, która mówi wszystkim, że ta osoba czuje to co śpiewa. I taką też filozofie uznawała Beata Andrzejewska, z którą udało mi się potem porozmawiać. Dla niej przede wszystkim ważna jest autentyczność wykonawcy i wiara w to co chce się ludziom poprzez piosenkę przekazać. I udało się. A dowodem jest np. to, że tuż na początki jej występu, kiedy nagle się rozpadało się pomyślałam: hm, pada...może dlatego że to taka smutna piosenka...
Eh, pięknie tak było... i tu nagle powrót do rzeczywistości. Wybiła 20:00 i chwilę potem pod sceną zaczęło przybywać ludzi, i zrobił się chaos z pierwszego tłoczenia. Rozglądam się wkoło, jest gwarnie, w oddali widzę scenę, na która wkroczyli już GigaDrum’iarze ( http://www.gigadrum.com ). Z głośników wydobywa się „raz raz dwa... raz dwa raz dwa” – znaczy się przerwa techniczna trwa :) i już po kilku minutach lider GigaDrum sypie anegdotkami jak z rękawa „My jesteśmy gigadramy bo się ciągle wygłupiamy”. Potem jeszcze kilka słów na temat refrenu – jest bardzo prosty, wszyscy mogą zaśpiewać... i zaczęli skoczne klubowe granie pt. „Tu i Teraz” a zgromadzona publika każdego wieku i płci radośnie dokazywała pod sceną.
Godzina 20:07. Na scenie wciąż w roli showmana dokazuje Pan Czeczi wesoło przygrywając na gitarze, zachęcając wszystkich do zabawy i do wydawania z siebie zsynchronizowanych dźwięków. Wraz z kolejnym wykonawcą o zagadkowej nazwie 9PM na scenie nieco pobielało od kreacji zespołu (wszyscy, prócz wokalistki ubrali się w biel). 9PM złożone z bardzo młodych muzyków, kształcących się w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Szczecinie zaprezentowało nam piosenkę pt. „Szczęście”. Był to chyba najliczniejszy zespół tego wieczoru – naliczyłam: 2 skrzypaczki, jednego skrzypka i wiolonczelistę (jeśli gdzieś tam były altówki to niech ktoś sprostuje, ja prosta kobieta jestem, mogę się nie znać...), perkusistę, basistkę, wokalistkę i drobną osóbkę grającą na wibrafonie (bo ponoć tak nazywa się ten instrument złożony z różnej wielkości metalowych rurek i rureczek) – dla mnie bomba :D Na nieszczęście dla występu 9PM połowy tych instrumentów nie było w ogóle słychać... np. smyczki wyłoniły się dopiero pod koniec mimo, że cała trójka piłowała równo przez cały czas trwania piosenki. Natomiast ja nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że prezentowanie, tworzonego przez tak różnorodne instrumenty, utworu bez odpowiedniego nagłośnienia jest jak słuchanie Drum’n’Bass przy zakręconym subwoofer’ze.
Dziewiąta w kolejności była Saluminesia ( www.myspace.com/saluminesia) i kolejne skojarzenie, tym razem z Myslovitz. Generalnie, nagranie „Monolog” ze strony GRAMY 2007 zrobiło na mnie większe wrażenie niż koncert, który wg mnie wypadł słabo. Przede wszystkim mało zrozumiały był wokal, przez co utwór bardzo wiele stracił. Poniekąd wiadomo mi, iż zespół spóźnił się na próbę generalną i chłopaki stroili się właściwie już w godzinach, w których powinna była się rozpocząć impreza. Być może to właśnie z tego powodu, a być może dlatego że ktoś inni okazał się zwyczajnie lepszy, Saluminesia nie wygrała przeglądu i bardzo tego żałowała. Z rozmowy z członkami zespołu, Remikiem i Grzegorzem, wywnioskowałam, że bardzo mocno zależało im na głównej nagrodzie, gdyż mieli już plany co do niej. Tymczasem los nie uśmiechnął się do nich tym razem. Życie jest pełne paradoksów i czasami wygrywa się bitwę, ale wojnę przegrywa. Dokładnie tak było w przypadku Saluminesii i Beaty Andrzejewskiej, która wygrała Finał przystępując do niego na tzw. dzikiej karcie! Czy warto rozpamiętywać? Nie mnie to oceniać...
Tuż po 20:20 Mr.Idol ( http://www.mridol.pl/) wskoczył na scenę niczym burza. Następnie wokalista grupy skoczył przed scenę pożartował, pożartował, przedstawił zespół, zaprosił do zabawy i zaśpiewał „Polski Aerobic”. A reszta zespołu przygrywała mu wesoło. Proste „piknikowe” rytmy i nieskomplikowane melodie trafiające do niemal każdego ucha sprawiły, że przed scena zrobiła się „dyskoteka”. Tymczasem tekst utworu absolutnie polityczny korespondował z tą zabawą jedynie poprzez ironię... i to taką ironię w stylu znanego wszystkim Kazika Staszewskiego.
Piosenka „Cisowa” No Hay Bandy (co bodajże w języku hiszpańskim(??) oznacza „Nie Ma Zespołu”) zagościła w głośnikach Teatru Letniego jako następna. Na wstępie wokalista (moim zdaniem niepotrzebnie) zwrócił uwagę na poprawne wymawianie nazwy zespołu słowami „...nazywamy się No Hay Banda, żadne haj i żadne hej...”. Potem popłynęły już pierwsze dźwięki klawiszy o barwie a’la The Doors z lekko jazzującą perkusją w tle.
Bardzo ciekawą odmianę zaprezentowała tego wieczoru No Hay Banda ( http://www.nohaybanda.net). Coś zupełnie odmiennego, kreatywnego i ambitnego lecz bynajmniej nie nadającego się na listę przebojów stricte komercyjnych. Z pewnością jest to muzyka nietuzinkowa i przeznaczona tylko dla specyficznie wyrafinowanych uszu, toteż myślę że chociaż jeszcze długa i ciężka droga przed Szczecinianamito, życzę im wytrwałości bo jest o co powalczyć. Nagroda za najlepszy tekst, którą otrzymali podczas rozstrzygnięcia dzisiejszego GRAMY 2007 jest właśnie uznaniem dla ich artyzmu i potwierdzeniem oryginalności. Tak więc chłopaki – do boju! Świat czeka.
W ten oto sposób przyszła pora na telesfora... a nie, przepraszam, pomyłka! Wybiła 20:40 i przyszłą pora na Jamajsky Natura ( http://www.jamajskynatural.xt.pl), czyli na sześciu ziomków ze Świnoujścia, którym reggae w duszach gra (i nie tylko). A jakże. Okazało się, że tego wieczoru również publiczności reggae zagrało w duszach. W duszach i w komórkach, bo smsy posypały się jak szalone zapewniając Jamajsky’emu Natural’owi nagrodę publiczności! Nie przeszkodziło im nic, nawet fakt, że tuż na początku występu gitarzysta stracił strunę. Raz dwa i struna była naciągnięta - na swoim miejscu. Bez nerwów, bez stresu, naturalnie i z jamajskim luzem muzycy dokończyli swój przebój zatytułowany „Ziomuś”. A publika pląsała w takt jego gorących rytmów.
„Edi” był popisem alternatywnego ostrego grania Kalosz Laszlo (udało mi się odnaleźć tylko taki działający adres internetowy: http://kaloszlaszlopp.mp3.wp.pl). Odniosłam wrażenie że pod względem melodyki wokalu jest to pastiż piosenki turystycznej „wakacje znów będą wakacje...itd.”, której tytułu (może „Wakacje” ?) i wykonawcy zupełnie na kojarzę.
Big Fat Mama (tu także nie znalazłam aktualnej strony domowej zespołu, podaję więc: http://bigfatmama.mp3.wp.pl ) i „Baw mnie” było gwiazdą kolejnych kilku minut na scenie GRAMY 2007. Bardzo kolorowy i pokazowy występ w wykonaniu tych szczecinian rozbawił niejedną buzię. I chociaż ja zupełnie nie przepadam za rytmami muzyki disco lat 70tych to przyznam, że spośród wszystkich festiwalowiczów tego wieczoru ich występ można zaliczyć do tych udanych, ponieważ ludzie bawili się dobrze podczas ich występu, a jego zakończenie zostało nagrodzone dużymi oklaskami.
Przedostatni z wykonawców Inni (www.inni.com.pl)przedstawili kompozycję zatytułowaną „Niech nie będzie spokojnie” – której muzyka oscylowała na granicy nowej fali a gotyku. Mnie osobiście bardzo spodobało się to wykonanie. Piosenka miała w sobie właśnie coś takiego niepokojącego... jakby zespół za pomocą muzyki i narastających wokaliz chciała zobrazować ten niepokój ukryty w słowach utworu. Występ wypadł rewelacyjnie, wszyscy byli doskonale słyszalni łącznie z wokalistką Igą o silnym i ładnym głosie. W późniejszej rozmowie z wokalista Innych - Arturem Szubą dowiedziałam się, że zespół miał pewne obawy co do występu, gdyż próba generalna poszła nienajlepiej, a w dodatku Iga po raz pierwszy występowała z Innymi na scenie więc z pewnością był to dodatkowy stres. Wszystko jednak wypadło rewelacyjnie, mimo iż zespół nie liczył na wygraną z racji tego, że uznał swoją kompozycję za mało komercyjną. I nic nie szkodzi, że nagroda ich ominęła, bo wg mnie (i nie tylko mnie) Inni maja w sobie ogromny potencjał który zawiedzie ich dużo dalej niż na festiwal tego typu. Czego serdecznie im życzę.
Część konkursową zamykał szczeciński trzyosobowy Rykoszet (http://www.rykoszept.pl) piosenką „Ratuj człowieka w sobie”, która była mieszaniną dość ubogiej, rzekłabym wręcz ascetycznej kompozycji muzycznej (złożonej tylko z sekcji rytmicznej, tj. basu i perkusji) oraz rozbudowanego, pod względem tekstu, wokalu. Co dawało efekt dość oryginalny ale chyba nie do końca zrozumiały ze strony publiczności. Rykoszet był drugą formacją, która wg mnie nie nadaje się na tego typu imprezy, mające na celu wyłonienie przeboju. Niestety nie udało mi się porozmawiać z żadnym Rykoszept’owcem, wobec czego ich oczekiwania co do roli niniejszego festiwalu w karierze zespołu, pozostaną dla mnie tajemnicą.
Tak oto szanowne Jury w składzie: Miłosz Kabura (www.nuta.pl), Wojciech Hawryszuk (koordynator Gramy 2007). Piotr Klimek (kompozytor), Joanna Osińska (Telewizja Polska 3 Szczecin), Sylwester Ostrowski(muzyk jazzowy), Monika Petryczko (dziennikarka Polskiego Radia Szczecin), Piotr Rokicki (dziennikarz Polskiego Radia Szczecin), Dariusz Startek (Agencja Concerts), Katarzyna Stróżek (Kurier Szczeciński) oraz Dorota Szpetkowska (Telewizja Polska Warszawa) udało się na naradę a tymczasem na scenę wkroczy Maciej Silski, zwycięzca jednej z edycji konkursu Idol oraz laureau trzeciego miejsca w konkursie Premier i Debiutów na festiwalu w Opolu. Swoim bardzo rockowym występem uświetnił wieczór. Potem Wystąpił Pan Czeci i Lambadziarze, których to występ zupełnie mnie ominął, ponieważ w tamtej chwili pognałam na zaplecze sceny, aby wypytać młodych artystów o wrażenia. A te były różne, ale zazwyczaj bardzo pozytywne. Wszyscy zgodnie uznali, że finałowy konkurs GRAMY 2007 prezentował raczej dość wysoki poziom jeśli chodzi o wykonawców. Bardzo dużo osób typowało do głównej nagrody Kalosz Laszlo, Jamajsky Natura. Zaś pojedyncze pozostałe jednostki wskazały
Wybiła g. 22:00 i wszyscy uczestnicy konkursu w zniecierpliwieniu powrócili na scenę. Chwila napięcia, słowa podziękowania dla publiczności, jurorów, patronów i innych... iiiiiii... wręcznie nagród!! Uwagaaa:
Nagroda Publiczności przyznana została Jamajskiemu Naturalowi!
Nagroda Za Najlepszy Tekst Piosenki – dla No Hay Bandy!
Zaś Grand Prix otrzymała Beata Andrzejewska!
I była radość... i łzy wzruszenia... i gratulacje... wywiady zdjęcia (na to ostatnie nawet się załapałam :D). Żaden z artystów nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, typowali zupełnie innych wykonawców. Zaś główna zwyciężczyni zapytana o to jak spożytkuje nagrodę odpowiedziała bez wahania, że cześć podzieli między muzyków, którzy z nią wystąpili, część odda autorce tekstu piosenki – Basi Stence, a resztę zainwestuje w nagrania. I tu życzymy jej sukcesów i wytrwałości w promowaniu swojego talentu! Tymczasem Pan Wojciech Hawryszuk już ma nadzieję na kolejne edycje GRAMY i tu także trzymamy kciuki.
Napięcie opadło, zbliżały się późne nocne godziny, tymczasem gwiazda tegorocznego festiwalu Andrzej Smolik (znany polski muzyk, kompozytor i instrumentalista, zdobywca 3 Fryderyków, który osiągnął status Złotej Płyty) popłynął już wraz ze swoimi spokojnymi nutkami, które stanowiły uwieńczenie oraz uspokojenie dla pełnego wrażeń wieczoru.. a my odpłynęliśmy wraz z nimi. Dobranoc, z portowego miasta pisała dla Was Lu_C.
Komentarze
2