„Lwice ze Szczecina” udowodniły, że nieważne jak wiele kłód będą miały rzucane pod nogi, one i tak zrealizują jeden z najważniejszych pomników w Szczecinie. „Po kilku latach, na większej bibce, koledzy z jury się przyznali. Myśleli, że prędzej się pokłócimy niż zrobimy ten pomnik” – opowiada Anna Paszkiewicz. Wraz z Leonią Chmielnik są autorkami pomnika księcia Bogusława X i Anny Jagiellonki. Lecz nie tylko.

Zapewne nie każdy mieszkaniec Szczecina wie, kto wyrzeźbił Gryfa Pomorskiego mijanego w drodze do magistratu lub Parku Kasprowicza, kto stoi za wykuciem „Dzieci” z parku im. Andersa, według czyjego projektu maski zdobią wejście do Teatru Letniego.

Ich autorkami są najważniejsze rzeźbiarki powojennego Szczecina – Anna Paszkiewicz i Leonia Chmielnik. Choć to z pomnikiem Bogusława X i Anny Jagiellonki (ich pierwszym poważnym projektem) związana jest wyjątkowo wyboista droga, o której opowiadają w filmie „Babska sprawa” w reżyserii Heleny Kwiatkowskiej i Marty Płachty.

Koledzy odpadli, zostały tylko one

– W 1964 roku, tuż po studiach, wróciłam do domu rodzinnego w Szczecinie. Zapisałam się do Związku Plastyków (Związek Polskich Artystów Plastyków – red.) i zaczęłam działać jako twórca. W międzyczasie usłyszałam, że do miasta przyjechała bardzo podobna do mnie, równie wysoka i bardzo sympatyczna rzeźbiarka – wspomina Anna Paszkiewicz.

Z Leonią Chmielnik spotkała się w 13 Muzach. Nie były umówione, Anna Paszkiewicz po prostu wiedziała, że to ona. – To było bardzo miłe spotkanie, ale w międzyczasie zaistniała sytuacja konkurencyjna. W 1969 roku rozpisany został bowiem konkurs na pomnik księcia Bogusława X i Anny Jagiellonki – dodaje.

Wówczas to była najważniejsza realizacja w mieście, która miała przypominać o związkach Pomorza z Polską. Pomnik był elementem szerszej, typowej dla PRL-u, koncepcji powojennego powrotu na Ziemie Odzyskane.

Anna i Leonia postanowiły wystartować w konkursie i zawalczyć o realizację. Koledzy odpadli, a one przeszły do drugiego etapu. Musiały wykonać po jeszcze jednym projekcie. 

– Wtedy to komisja stwierdziła, że mój pomysł, aby Anna Jagiellonka stała wyżej niż Bogusław, jest ciekawy. Ale to u Leny była lepsza postać. I w ten sposób, „pożeniono” nasze projekty. Miałyśmy wypracować jeden projekt – tłumaczy bohaterka „Babskiej sprawy”.

Kiedy „to była bezsensowna robota”

Rzeźbiarki zaczęły mierzyć się z pierwszymi kłodami rzucanymi pod nogi. Owszem, mogły wykuć rzeźbę, ale najpierw musiały wykonać odlew w formacie 1:1. Przypominało to niepotrzebną, może wręcz syzyfową, pracę. Zwłaszcza, że pomnik książęcej pary jest wysoki na ponad 5 metrów.

– Nigdy nic takiego nie było wcześniej wymagane – podkreśla Anna Paszkiewicz. – Ale chciałyśmy zrobić ten pomnik i dla świętego spokoju wykonałyśmy ten odlew. To była bezsensowna robota, ponieważ przy przekuwaniu korzystałyśmy z naszego projektu w skali 1:7. Tamten odlew stał gdzieś pod szopą.

Gdy już sprawa odlewu została załatwiona, nagle urząd wojewódzki (organizator konkursu) zaczął się wycofywać z projektu.

– Mało tego, żądali od nas zwrotu zaliczki. Na szczęście miałam męża prawnika, który wysmarował pismo. Po ciężkich, naprawdę ciężkich trudach w końcu dostałyśmy zlecenie na zamówienie kamienia – dodaje rzeźbiarka.

Skacząc po piaskowcu, w poszukiwaniu tego najlepszego

– Pojechałyśmy do Bolesławca i tam, skacząc po bryłach piaskowca, znalazłyśmy jego odpowiednią ilość. W 1973 roku kamień przyjechał do Szczecina i wtedy zaczęła się praca. To był dla nas najwspanialszy czas – dodaje z uśmiechem Leonia Chmielnik.

Rzeźbiarki pracowały w terenie od wczesnej wiosny do później jesieni. Jak wspominają, ich rusztowanie było drewniane i byle jak skręcone, podobnie jak pomosty – pozbijane byle jak.

Dzisiaj trudno im wyobrazić sobie, jak wtedy dawały radę. Podkreślają jednak, że „były szczęśliwe”, iż mogą pracować przy pomniku.

„Chciałyśmy wyglądać pięknie nawet na rusztowaniu”

– Na pomostach było błoto. Lena miała jakiś kożuszek, obie chodziłyśmy w kufajkach. A jak było bardzo zimno, to okładałyśmy się gazetami. Od robotników dowiedziałyśmy się, że to najlepszy sposób na ogrzanie. A jak była piękna pogoda, to elegancko pracowałyśmy w kombinezonach, mogłyśmy się nawet umalować. Chciałyśmy wyglądać pięknie nawet na rusztowaniu – śmieje się Anna Paszkiewicz.

Wspomina, że na rusztowania wspinała się… będąc przy nadziei. – Tak się złożyło, że byłam w ciąży z drugim dzieckiem. W marcu 1974 roku na świat przyszła moja córka, a trzy tygodnie później wróciłam do pracy. To było istne szaleństwo.

– To było śmieszne, gdy piesi wołali do nas: „hej panowie, co wy tam robicie” – opowiada Leonia Chmielnik. – Rywalizacja między kobietami i mężczyznami jest postrzegana ze zdziwieniem, ale wszystko jedno, kto to robi. Ważne, aby było zrobione właściwie. Oprócz gotowania, prania i sprzątania, dałyśmy radę zrobić ten pomnik. Mam satysfakcję, że gdy zejdę z tego świata, to zostanie po mnie jakiś ślad.

„Woleli, aby tę rzeźbę wykonali panowie, a nie kobitki”

Koniec końców pomnik księcia Bogusława X i Anny Jagiellonki został odsłonięty w lipcu 1974 roku. Bez żadnej pompy ani szampana – były tylko autorki i urzędnicy z komisji.

– Po latach i przy większej bibce, koledzy z jury się przyznali. Woleli, aby tę rzeźbę wykonali panowie, a nie kobitki. Stwierdzili, że jeśli nas „pożenią”, to zdążymy się pokłócić. To było dla nich nie do pomyślenia, że dwie kobiety będą mogły pracować przy tak dużej rzeźbie – wspomina Anna Paszkiewicz.

– To wszystko miało miejsce 50 lat temu, a my nadal żyjemy, nadal ze sobą pracujemy i się nie kłócimy. Cieszę się, że mogłyśmy razem pracować. Każdy z kolegów miał swoją rzeźbę, a my cieszyłyśmy się, że jesteśmy we dwie i możemy robić to razem – dodaje Leonia Chmielnik.

„Babską sprawę” będzie można obejrzeć 8 marca o godz. 19.00 w Kinie Zamek w ramach Weekendu Kobiet.