To już trzecia premiera teatralna w historii Willi Lentza! Tym razem na scenie pojawili się dobrze znani szczecinianom aktorzy – Arkadiusz Buszko, Paweł Niczewski i Konrad Pawicki, którzy zaproponowali widzom smutno-wesoły spektakl o trójce artystów na życiowym wirażu... Pierwsza prezentacja „Zatrudnimy starego clowna” odbyła się 30 stycznia.

Prawdziwy clown nigdy się nie śmieje

Nicollo, Peppino i Filippo to trzej artyści sceny cyrkowej, którzy po latach spotykają się na castingu. Każdy z nich przychodzi z wielką nadzieją na angaż. Kiedy okazuje się, że muszą rywalizować ze sobą o rolę, dochodzi do różnorakich, tragikomicznych implikacji. Wiele scen wywołuje rozbawienie, ale są też momenty poważne, zgodnie z twierdzeniem, że prawdziwy clown nigdy się nie śmieje.

Uciekinier przed rumuńską cenzurą

Autorem dramatu jest rumuński twórca, Matei Visniec. W swoim kraju napisał blisko dwadzieścia sztuk, ale wiele z nich ani nie ukazało się drukiem, ani nie trafiło na scenę. Zabroniła tego cenzura. W 1987 roku Visniec wyjechał do Francji i poprosił o azyl polityczny. Mieszka i pracuje tam do dziś, pisze po francusku.

„Zatrudnimy starego clowna” z języka francuskiego na język polski przetłumaczył Krzysztof Warlikowski. Później wyreżyserował swoją wersję w Starym Teatrze w Krakowie (premiera w czerwcu 1996 roku, a jedną z ról zagrał Jerzy Bińczycki). Kolejne polskie realizacje powstały m.in. w warszawskim Teatrze Ateneum i Teatrze Powszechnym w Łodzi.

Licytacja na przebrzmiałe sukcesy

Czym wyróżnia się szczecińska interpretacja tekstu? Aktorzy niewątpliwie z rozmachem kreują postacie trzech podstarzałych clownów, dawnych przyjaciół z cyrkowej areny. Jest tu dużo błazenady, śmiesznych gagów, ale też niemało gorzkich refleksji o schyłku kariery. Bohaterowie przypominają sobie swoje niegdysiejsze sukcesy i licytują się nimi, chcąc udowodnić swoją wartość, choć zdają sobie sprawę, że tak naprawdę żyją złudzeniami…

Wielki herbatnik i bieg z siekierą

Scenografia (dzieło Macieja Osmyckiego i Arka Piętaka) jest dość skromna, ale znacząca. Główny element to drzwi, które przez większość czasu są zamknięte, a na koniec spektaklu w przemyślny sposób ulegają dekonstrukcji. Poza tym ważne są rekwizyty, np. stare walizki, które kryją w sobie kostiumy (przygotowane przez Annę Kolanecką). Aktorzy wkładają je w trakcie spektaklu i od tego momentu przedstawienie staje się bardziej „szalone”. Chwilę później publiczność widzi np. scenę z wielkim herbatnikiem, bieg z siekierą i inne groteskowe skecze.

Zdecydowanie inny finał

Aktorzy, którzy są zarazem reżyserami spektaklu, włączyli do dialogów także wątki szczecińskie. Peppino (Konrad Pawicki) jest najbardziej doświadczony z całej trójki i wywyższa się, że był na prawdziwej scenie i zagrał Robaka w… „Panu Tadeuszu” w reżyserii Ireny Jun. Filippo chwali się artykułem w lokalnej gazecie. Co jest szczególnie istotne, to fakt, że twórcy zdecydowali się na inne niż w oryginale zakończenie. Kto zna inscenizacje tej sztuki, będzie zapewne zaskoczony łagodniejszym finałem, w którym pojawia się „światło w tunelu”…

Najbliższą prezentację spektaklu zaplanowano 27 lutego.