W Szczecinie oblegane są nie tylko warsztaty, ale i spektakle dla dzieci. Dużym zainteresowaniem cieszą się przede wszystkim wydarzenia dla maluchów do 3 lat. „Często jest tak, że wypuszczamy repertuar i od razu weekendowe spektakle się wyprzedają”, przyznaje Biuro Obsługi Widowni Teatru Lalek Pleciuga.
O problemie z dostępnością biletów dla najmłodszych dzieci na warsztaty „Raniutto” w filharmonii informowaliśmy w portalu wSzczecinie.pl na początku lutego br. W komentarzach pod artykułem pojawiły się głosy, że podobnie sytuacja wygląda w Teatrze Lalek Pleciuga, do którego bilety na spektakle trzeba kupować z miesięcznym wyprzedzeniem.
Planowanie repertuaru to więcej niż odpowiedź na zapotrzebowanie
Największe problemy dotyczą spektakli dla „najnajów”, czyli dzieci od 1. do 3. roku życia. Jednak, jak tłumaczy teatr, samo duże zainteresowanie daną sztuką nie wystarczy, by w kolejnym miesiącu pojawiło się więcej terminów.
– Przy planowaniu repertuaru nie wszystko jest zero-jedynkowe – przyznaje Anna Kaczmarczyk z Biura Obsługi Widowni. – Mamy szereg innych wytycznych, na które musimy zwrócić uwagę. Wśród nich znajdują się m.in. wymogi projektowe, które określają, że dany spektakl może być zagrany dopiero 3 miesiące po premierze, dyspozycyjność aktorów i to, by każdy z nich w miesiącu coś zagrał.
Spektakle dla dzieci cenne też dla rodziców
– Miałam ostatnio głosy, że rodzice chcieliby więcej spektakli dla najmłodszych – mówi Kaczmarczyk. – Tu na pewno istnieje zapotrzebowanie. Wynika to z tego, że spektakle odbywają się na sali prób na 40 osób już z opiekunami. Będziemy pracować nad tym, by mieć więcej takich aktywności dla dzieci żłobkowych. Bo i mamy takich małych dzieci chętnie wyszłyby z domu.
– Spektakle dla „najnajów” dają dziecku możliwość obcowania z teatrem, gdzie nie ma bariery aktor-widz. Dzieci często siedzą na poduchach, wchodzą w interakcje z aktorami i mają możliwość uczestniczyć w spektaklu. Jest mało słów, a dużo dźwięków, po spektaklu mogą dotykać elementów dekoracji, bawić się – wymienia mama małego Filipa. – Dla mnie jako rodzica najważniejsze jest to, że taki teatr rozbudza w dziecku ciekawość i kreatywność. Syn robi nam potem teatrzyk w domu. Jest to też inspiracja dla mnie do nowych zabaw w domu, do animowania.
A co ze spektaklami dla nieco starszych dzieci oraz warsztatami? – Bilety sprzedają się na pniu – mówi Kaczmarczyk. – Często jest tak, że tylko wypuszczamy repertuar i od razu spektakle weekendowe się wyprzedają. Wiadomo, niektóre tytuły są bardziej lub mniej oblegane, ale nie możemy narzekać na sprzedaż.
Jaki jest sposób na rozwiązanie problemu?
Jak przekonuje Kaczmarczyk, powstanie kolejnych podmiotów, które w swojej ofercie miałyby propozycje dla dzieci, wcale nie byłoby złym pomysłem. Jak zaznacza, z punktu widzenia rodzica fajnie jest mieć wybór. A jeżeli nie nowa instytucja, to przede wszystkim większe dofinansowania mogą być perfekcyjnym remedium.
– Może warto pomyśleć, by dofinansować istniejące instytucje, żeby były w stanie realnie więcej robić. Pomysłów mamy co niemiara, ale nie mamy środków – mówi Anna Kaczmarczyk z „Pleciugi”.
Komentarze
0