9 listopada, za sprawą zespołu Black Dogs, Free Blues Club wypełnił się mocnym rockiem zabarwionym prawdziwym bluesem. „<I>Czarnego bluesa gramy jak wściekłe białasy i dobrze nam z tym.</i>” – mówi zespół o swoim graniu, które trudno zaszufladkować.
Tego wieczoru ze sceny w większości zabrzmiały brawurowo zagrane covery, światowych hitów. Na pierwszy rzut poszło Gimme some lovin’, oryginalnie grane przez Spencer Davis Group, także bardzo znane z wykonania Blues Brothers.
Kolejne to, m. in. Deep Purple – Smokes on the water; Free – All Right Now; Eric Clapton – Cocaine; James Brown – I Feel Good; Breakout – Oni zaraz przyjdą tu/Gdybyś kochał, hej; The Rolling Stones – Satisfaction; AC/DC – Highway to Hell. Zabrzmiało także Daj mi tę noc zespołu Bolter, w charakterystycznej dla Black Dogs mocnej rockowej aranżacji. Ciekawym akcentem było też wykorzystanie fragmentu jednego z utworów Eminema, w trakcie coverowania Satisfaction. Prócz coverów, zabrzmiały także kompozycje własne zespołu. Mocny rock z twardym bluesem, trzymały poziom.
Brawurowa gra SITO na gitarze, charyzma i dynamizm sceniczny, sprawiły, że zespół bisował kilka razy, coverując jeszcze Red Hot Chili Peppers. Publika po każdym bisie domagała się jeszcze więcej.
Po koncercie miałem okazję zamienić kilka słów z Piotrkiem Sitko. Mówił, że dla Black Dogs najważniejszy jest kontakt z publiką, czyli żywe koncerty.
Zatem pasja i radość z grania plus umiejętności i talent, to pyszna mieszanka, z której powstać może wybuchowy koncert.
Komentarze
0