– Chcę być w ten symboliczny sposób razem z Ukraińcami, którzy walczą o swój kraj, życie i przyszłość – tłumaczy malarz. – Uważam, że walczą też o nas.
Wielka podróż księcia
Dziesięć lat temu Paweł Kleszczewski i Kasia Zimnoch pojechali na wakacje do Irlandii i zostali tam siedem lat. – W mieście Cavan, gdzie mieszkaliśmy, stoi ogromna katedra wybudowana w 1942 roku. Jak u nas burzono, tam budowano – mówi Paweł Kleszczewski. W Cavan założyli Konik Film Studio i zaczęli tworzyć razem pierwsze animacje, wielokrotnie później nagradzane na festiwalach.
Bohaterami animacji, nad którą teraz pracują, są błazen książęcy oraz kronikarz Dalmar, którzy towarzyszą księciu Bogusławowi X w jego podróży do Ziemi Świętej. 50-minutowy film powstaje w technice malarstwa na szkle. – Każdą z klatek musimy namalować farbami na szkle. Jest z tym masa roboty – przyznaje Paweł Kleszczewski.
– Po śniadaniu schodzimy do piwnicy i z przerwą na obiad pracujemy do godz. 22:00, północy, pierwszej w nocy – opowiada Kasia Zimnoch. – Potem ja idę spać, a Paweł zostaje jeszcze malować swoje obrazy.
Premiera animacji planowana jest na wrzesień. Film przemyca historię, która rozgrywała się w latach 1496-1498. Książę Bogusław X wyruszył wtedy z Księstwa Pomorskiego przez Niemcy i Włochy do Wenecji, gdzie wynajętym statkiem popłynął do Ziemi Świętej. W czasie rejsu doszło do bitwy z tureckimi piratami. Pielgrzymi nie mieli broni. Do obrony użyli desek z łóżek, garnków, a sam Bogusław fechtował rożnem. O bitwie zrobiło się głośno w Europie, więc gdy Gryfita wracał, weneccy mieszczanie wystawili na jego cześć przedstawienie odtwarzające bitwę.
W Wenecji książę Bogusław mógł podziwiać nowy pomnik przedstawiający kondotiera Colleoniego, który stanął tam na rok przed jego przybyciem. Paweł Kleszczewski pokazuje mi na ekranie scenę z animacji, w której Bogusław podziwia monument, rzucając: „Taki pomnik powinniśmy mieć u nas”.
Bo przygotowywany przez duet film jest kreskówkową komedią, a dubbing, który zrobili do niej aktorzy Maciej Sikorski i Michał Przybyszewski, dodał jej kolejną warstwę śmiechu.
– Bogusław X przejechał wtedy przez cały ówczesny świat (Kolumb dopiero co odkrył Amerykę), zatrzymując się we wspaniałych miastach Europy, w której rodził się właśnie renesans. Pierwszy raz Księstwo Pomorskie wyszło tak mocno poza swoje ziemie i pokazało się w Europie – wskazuje Paweł Kleszczewski. – Książę Bogusław zasłużył sobie, żeby po 500 latach (w przyszłym roku mija 500 lat od jego śmierci) go przypomnieć. A czy jest jeszcze miasto, o którego historii opowiada pełnometrażowy film animowany?
Trzeba krzyczeć Ukraina
„Ukraina” to obrazy, które Paweł Kleszczewski maluje nocami w piwnicy, swoim bunkrze. Zaczął dzień po rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Na tym pierwszym czarny pies rzuca się na nagą bezbronną kobietę. Na ziemię wtargnęły czołgi, a na niebo samoloty. Na kolejnym z płócien jest święty Michał, który zabija współczesnego smoka, to znaczy czołg. Na innym świeci się Sobór Mądrości Bożej w Kijowie. A obraz „Przeniesienie figury” zainspirowało zdjęcie z transportowania rzeźby ukrzyżowanego Chrystusa z katedry we Lwowie do schronu oraz scena z filmu „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy.
Malowanie cyklu „Ukraina” jest dziennikiem przeżyć: – Chcę być w ten symboliczny sposób razem z Ukraińcami, którzy walczą o swój kraj, życie i przyszłość – tłumaczy Paweł Kleszczewski. – Uważam, że walczą też o nas.
I jeszcze: – Jako Polacy powinniśmy być czuli, bo to jest też nasza historia. Demony przeszłości wróciły. Babcia malarza ma 95 lat i powtarza opowieść, jak z mamą i pięciorgiem rodzeństwa, kiedy wybuchła II wojna światowa, uniknęli śmierci, uciekając z wagonu, do którego wsadzili ich hitlerowcy w Gdyni.
– Doszliśmy do takiego punktu, że chyba estetyka nie ma już sensu – mówi Paweł Kleszczewski. – Te obrazy powstają w afekcie.
Technika powstawania prac jest więc agresywna. Maluje żywymi, silnymi ekspresyjnymi pociągnięciami pędzla. Na tym i tym, co akurat ma pod ręką. – Nie kupuję farb, tylko tyle, co konieczne, głównie czerń – wyjaśnia. – Zamalowuję stare obrazy, których treść nic już dziś nie znaczy. Maluję na dyktach, deskach, kawałkach mebli. Trochę jakbym tam był.
To wszystko przywołuje skojarzenia z ekspresjonizmem ruchu Neue Wilde.
Chce, żeby ludzie widzieli te obrazy, więc co namaluje od razu publikuje w social mediach: – Chociaż w naturze człowieka jest oswajanie drastycznych scen, może malarstwo ma taki potencjał, że działa na człowieka trochę inaczej i odwróci on wzrok jak najpóźniej?
„Ukrainę” chce pokazać na wystawie za granicą, może w Dublinie. – Bo im trzeba o tym mówić. Z Ukrainy jest taki dystans do Hiszpanii, Irlandii, jak z Syrii do Polski - tłumaczy. Obrazy chce sprzedać, a dochód przeznaczyć na cele charytatywne.
Komentarze
0