Kiedy wydaje się, że życie już nie przyniesie nic ekscytującego, los potrafi spłatać figle – o tym opowiada spektakl „Gość-inność” Teatru Polskiego. A to, że przy okazji nauczy nas, jak mieć otwarte umysł i serce, to cenny dodatek.

Teatr Polski sięgnął po tekst cenionego austriackiego pisarza Petera Turriniego. Spektakl „Gość-inność” w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego to polska prapremiera sztuki Turriniego. To historia trójki bohaterów, których życie nie jest idealne, ale pod wpływem wspólnego spotkania okazuje się, że wciąż można je zmienić na lepsze.

Żyją nie razem, a obok siebie

Spektakl „Gość-inność” prezentowany na Scenie Kameralnej to historia codziennej miłości, w której nie zawsze jest czas na wielkie, romantyczne gesty, kiedy czasami więcej jest kłótni niż zwyczajnych rozmów. Baśka (w tej roli Małgorzata Chryc-Filary) tęskni za swoim zaginionym synem, co próbuje zagłuszyć wizytami w kasynie i zaglądając do kieliszka. Z kolei Heniek (w którego wciela się Zbigniew Filary) jeszcze nie pogodził się z tym, że życie zawodowe jest już przeszłością i w hobby szuka ucieczki od codziennej monotonii. Mieszkając wspólnie pod jednym dachem, coraz bardziej się od siebie oddalają, by ostatecznie zacząć żyć bardziej obok siebie niż razem. To z ust Baśki padają słowa, że człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bolesna może być samotność, dopóki nie zamieszka z kimś i nadal się będzie miało poczucie, że jest się samemu.

Wszystko się zmienia, kiedy do ich domu wpada Samir, Syryjczyk, który uciekając przed konfliktem zbrojnym w swoim kraju, znalazł tymczasowe schronienie w Polsce.

Baśka od razu z otwartym sercem przyjmuje Samira. Jak stereotypowa polska gospodyni na stół wyciąga jedzenie, próbuje zagaić rozmowę. Natomiast Heniek z o wiele większym sceptycyzmem, by nie powiedzieć niechęcią, podchodzi do wizyty Syryjczyka. Widzi w nim zagrożenie dla narodu polskiego, powtarzając frazesy o tym, że ci obcy przyjeżdżają tylko po to, by „zapładniać polskie kobiety” czy „rozsiewać egzotyczne choroby”. Ślepo broni wartości katolickich – choć sam jest przeciwnikiem Kościoła – tylko po to, by pokazać, że Samir tu nie pasuje.

Nie potrzeba wiele słów

Z racji tego, że Samir jest obcokrajowcem, to nie mówi za wiele. Łamaną polszczyzną wypowiada: „Polska. Piękny kraj”. Komunikuje się więc mimiką twarzy i ruchem ciała. Świetnie z tym zadaniem poradził sobie Karol Olszewski. Można było wyczuć, kiedy był zaniepokojony, kiedy niepewny. Dostrzec strach i nieufność, ale i radość czy szczęście.

Jednak, kiedy Samir dochodzi do głosu i dzieli się swoimi doświadczeniami, porusza widownię. Ten emocjonalny wybuch chwyta za serce. To poruszająca historia o tym, jak uciekał przed wojną, jak wiele musiał poświęcić, by ujść z życiem. Jak zaufał nieodpowiednim ludziom i jak został oszukany. Podczas tego monologu w tle wyświetlane są prawdziwe zdjęcia wykonane w objętej wojną Strefie Gazy – osieroconych dzieci na tle ruin, które kiedyś były ich domem. To bardzo poruszający moment spektaklu, który potrafi wywołać łzy.

Choć więc w przedstawieniu pojawia się motyw uchodźców, to jednak w moim odczuciu na pierwszy plan wysuwa się opowieść o życiu w związku z drugim człowiekiem. Wizyta Samira to ten potrzebny bodziec, motywacja do tego, żeby spojrzeć na swoje relacje. To historia o tym, że czasami łatwiej opowiedzieć o swoich problemach obcej osobie, która może i nie będzie nas w stanie zrozumieć, ale my sami z siebie zrzucimy ciężar emocjonalny. Brzmi trochę terapeutycznie, ale takie właśnie jest, bo pozwala zobaczyć samego siebie.