To tutaj znajdziemy jedną z najpiękniejszych klatek schodowych w mieście, ale też budynek, który bezsprzecznie nie pasuje do reszty. „To najmniej docenione osiedle, które dało Szczecinowi wielkomiejski oddech” – tak w skrócie miejski konserwator zabytków Michał Dębowski ocenia Nowe Miasto.

Pomimo, że projekt Nowego Miasta był dość zachowawczy – 19 regularnych kwartałów i główna droga będąca przedłużeniem współczesnej alei Niepodległości – to podczas spaceru z Michałem Dębowskim często słyszymy, że to tutaj możemy oglądać „jedne z najpiękniejszych budynków i sal w mieście”.

Skarb z ceglanego poddasza

– Proszę zobaczyć. To budynek, do którego już przywykliśmy, ale to jeden z piękniejszych i najstarszych zespołów pocztowych w Polsce – opowiada ze wzrokiem skierowanym na ceglany gmach Urzędu Pocztowego nr 2 przy ul. Dworcowej. Niesprzyjająca aura podczas spaceru tylko potęguje wrażenie solidnej i okazałej architektury.

Gmach według projektu Carla Schwatlo jest idealnym przykładem architektury rządowej, która to nie miała mieć nic wspólnego z lokalną tradycją budowlaną tylko stanowić przykład reprezentacyjnej budowli publicznej. To zarazem najstarszy przykład XIX-wiecznej architektury pocztowej w Polsce.

– Podczas remontu w latach 90. XX wieku, ekipa budowlana znalazła na poddaszu cały skład elementów wymiennych. Gdy jakiś detal uległ uszkodzeniu, można było skorzystać z tej skarbnicy – dodaje nasz przewodnik.

Gmach Urzędu Pocztowego nr 2 przy ul. Dworcowej

Plac, który miał zastąpić Szczecinowi planty

Spod gmachu Poczty Polskiej ruszamy w kierunku miejsca, które miało zrekompensować Szczecinowi brak plant. Wszyscy znają te krakowskie, ale na Pomorzu Zachodnim mogą się nimi pochwalić także Goleniów i Koszalin.

– Szczecin jest specyficzny, co już nie raz udowodnił – zagadkowo i z uśmiechem kontynuuje Michał Dębowski. – Kiedy zburzono mury, miasto nie doczekało się plant, a dwóch placów. Jednym z nich jest dzisiejszy plac Żołnierza Polskiego, który pierwotnie służył głównie do ćwiczenia musztry.

Plac Tobrucki to pierwszy wielkomiejski plac, który został świadomie zagospodarowany. Po dziś dzień można tutaj oglądać ozdobne drzewa. Uchowało się również tarasowe ukształtowanie terenu.

Przykład dobrego gospodarza

– Będąc tutaj, nie sposób nie spojrzeć na gmach Czerwonego Ratusza – dodaje Michał Dębowski. Bez wątpienia usadowiona na monumentalnym cokole siedziba Urzędu Morskiego jest architektoniczną dominantą tej okolicy.

– Do 1945 roku był główną siedzibą magistratu. To tutaj znajdowało się archiwum miejskie, które kolokwialnie mówiąc, poszło z dymem pod koniec wojny. Dzisiaj to przykład dobrego gospodarza i dbałości o trudny obiekt zabytkowy. Przypomnijmy sobie jak do niedawna wyglądały te schody – dodaje miejski konserwator wskazując na odnowione w 2021 roku założenie tarasowe.

Pustki po dawnej zabudowie

Z okolic Czerwonego Ratusza tylko przysłowiowy rzut beretem dzieli nas od jeszcze pustej działki na skarpie, którą miasto ma w planach sprzedać. Zamiary magistratu budzą kontrowersje mieszkańców sąsiedniej kamienicy, którzy obawiają się pozbawienia ich mieszkań dostępu do światła.

Michał Dębowski usprawiedliwia plany miasta tłumacząc, że „ta przestrzeń nigdy tak nie wyglądała”. – Utraciliśmy ciągłość pierzei, która stanowiła obudowę placu Tobruckiego i dawała efekt wieloplanowości całej zabudowy. Tworzyła sylwetę tego placu – broni planów urzędników miejskich. Choć jak przyznaje, gdyby sam był mieszkańcem sąsiednicy kamienicy, pewnie również nie byłby z tego faktu zadowolony.

To nie jedyna wyrwa po dawnej zabudowie. Zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej mijamy kolejną pustkę – tym razem po monumentalnej synagodze, która architekturą nawiązywała do sztuki mauretańskiej. Zdewastowana i podpalona podczas nocy kryształowej, celowo nie była gaszona przez ówczesną straż pożarną. Dziś o jej historii przypomina mural autorstwa Piotra „Lumpa” Pauka oraz tablica pamiątkowa.

Drastycznie przebudowane i zatracone

Szczecin dusił się w murach obronnych twierdzy od ponad wieku, a władze miasta przez lata pertraktowały z dowództwem garnizonu o możliwości rozbudowy. Dopiero dekret cesarza Wilhelma Fryderyka IV ze stycznia 1845 roku zezwolił na rozebranie części fortyfikacji i budowę Nowego Miasta, która - swoją drogą - trwała naprawdę długo.

W 1845 roku był już gotowy projekt architektoniczny, jednak główną ulicę zabrukowano dopiero 10 lat później. Mowa o Lindenstrasse, czyli współczesnej al. 3 Maja. Z pierwotnych założeń zachowały się jedynie lipy, którymi hojnie obsadzono trakt. Z kolei uroku tej części miasta bez wątpienia nie przysparza budynek Przychodni Kolejowej, który ani kubaturą, ani kształtem w ogóle tutaj nie pasuje.

– Choć dziś przechodzimy tędy obojętnie, bo i sama przestrzeń nie jest zbyt reprezentacyjna, to 200 lat temu ta aleja była niczym oddech dla miasta – podkreśla Michał Dębowski.

Co ciekawe, pierwsze budynki na górnym tarasie Nowego Miasta wybudowano wcześniej niż wybrukowano główną drogę. Wśród nich znajduje się kamienica należąca do najstarszej loży masońskiej – Pod Trzema Złotymi Kotwicami Miłości i Wiary przy ul. Partyzantów.

– Posiadała przepiękną i reprezentacyjną salę posiedzeń. Została jednak dość drastycznie przebudowana i nie ocalały z niej żadne dekoracje – dodaje ze smutkiem nasz przewodnik. Przez lata rezydowali w niej bywalcy Domu Kultury „Kolejarz”. Natomiast współcześni mieszkańcy kojarzą to miejsce z restauracją Nowy Browar i Nową Dekadencją Szczecińskiego Centrum Kultury.

Niby zwykła kamienica, ale nie do końca

Ulica Partyzantów może pochwalić się jednym z pierwszych budynków Nowego Miasta, a sąsiednia ulica Stoisława – najstarszą w Polsce kaplicą kościoła baptystów. Zbór zarejestrowano w 1844 roku, a kaplicę wybudowano w 1855 roku.

– Wydaje się zwykłą kamienicą, ale w środku zachowana jest duża, dwukondygnacyjna sala z antresolą i kawiarnią na dole. Co ważne, podczas prac udało nam się zachować oryginalne napisy z elewacji – opowiada Michał Dębowski wskazując na boczną ścianę, gdzie XIX-wieczni szczecinianie najpewniej zerkali na tablicę ogłoszeń. Dziś w jej miejscu widać fragment oryginalnych napisów.

– W pracowni konserwatorskiej na odnowienie czekają jeszcze napisy psalmów, które znajdowały się nad wejściami – dodaje z uśmiechem M. Dębowski.

Podczas spaceru mijamy „jedną z piękniejszych sal w mieście”, w której odkryto polichromie ze złoceniami (aula Zespołu Szkół nr 8) oraz dwa place – jeden z nich już ogrodzony. Niedługo bowiem doczeka się nowego zagospodarowania i fontanny nawiązującej do tej historycznej (plac Batorego).

Klatka, którą niewielu miało okazję zobaczyć

Na grande finale spaceru z Michałem Dębowskim docieramy przed jeden z jego ulubionych zabytków. Kamienica Dohrna jako jedyny z budynków mieszkalnych Nowego Miasta może pochwalić się nieotynkowaną, ceglaną fasadą. Pozwolenie na jej budowę Carl Dohrn otrzymał w 1852 roku, czyli jeszcze przed wybrukowaniem ulicy i wydzieleniem parceli.

– Mam do niej sentyment, ponieważ to był pierwszy zabytek, dla którego zrobiłem kartę ewidencyjną – opowiada z nostalgią. – Należała do rodziny Dohrnów, która była jedną z najbardziej światłych. Carl prowadził zakrojoną na szeroką skalę działalność naukową. Przyjaźnił się z Felixem Mendellsohnem, znał z Karolem Darwinem.

Kamienica należącą niegdyś do znanego podróżnika i doktora nauk przyrodniczych, od 2021 roku jest siedzibą hotelu sieci Focus. Pomimo, że została gruntownie przebudowana, a szklana dobudówka nie każdemu przypadła do gustu, to jej właścicielowi udało się zachować dawną klatkę schodową. Dzięki Michałowi Dębowskiemu mieliśmy okazję do niej zajrzeć – na co dzień jest bowiem zamknięta i niedostępna dla gości.

– Dzięki finansowaniu z biura konserwatora miejskiego udało się zachować te piękne, neorenesansowe, roślinne polichromie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ta klatka była otwarta dla mieszkańców – uważa.

Najmniej doceniane, jakoś omijane

Jak podkreśla nasz rozmówca, nie potrzeba wiele, aby Nowe Miasto zyskało w oczach mieszkańców. Wystarczy zadbać o przestrzeń, zerwać stare banery, które szpecą ulice, usunąć stare pawilony, które stoją w okolicach placu Zawiszy.

– To najmniej doceniane osiedle Szczecina. Jakoś omijane przez wszystkie programy rewitalizacji miasta. A kiedy spojrzymy na nie z historycznego punktu widzenia, to jeden z najciekawszych fragmentów miasta, który dał Szczecinowi wielkomiejski oddech – zapewnia Michał Dębowski.