To wciąż Szczecin, choć żeby dostać się stąd do Śródmieścia trzeba przejechać 20 kilometrów. Większość ulic nie ma własnej nazwy, a kasztanowców nie jest wcale tak dużo jak wskazywałaby nazwa – osiedle Kasztanowe. – Czujemy, że miejscy urzędnicy inaczej na nas patrzą, bo jesteśmy daleko – mówią mieszkańcy.

Czterdzieści lat temu zdecydowano, że na skraju Puszczy Goleniowskiej stanie osiedle dla pracowników pobliskiej Fabryki Kabli „Załom”. Dziś nie ma po niej śladu, ale w blokach na osiedlu Kasztanowym nadal mieszka 3 tysiące osób, a obok powstają nowe domki jednorodzinne. – Kawał życia tracimy na dojazdy, ale nie chcemy się przeprowadzać. Starych drzew się nie przesadza – podkreśla większość seniorów, których na osiedlu nie brakuje.

„Najlepsze czasy osiedla to oczywiście czasy świetności fabryki”

Kasztanowce, owszem są, jeden nawet w pobliżu przystanku autobusowego, gdzie najczęściej krzyżują się drogi mieszkańców osiedla. Ale to wcale nie jest dominujący gatunek drzew w okolicy. Mimo tego, gdy decydowano o nazwie dla nowego osiedla, wybrano właśnie „Kasztanowe”. W konkursie ta propozycja pokonała m.in. dużo bardziej ideologiczne sugestie, jak „Budowniczych PRL”, „Robotnicze” czy po prostu „Kablowe”.

W krajobrazie dominują tutaj przede wszystkim czteropiętrowe bloki. Zbudowane w sporych odstępach od siebie, na jakie dziś nie pozwoliłby sobie żaden deweloper. Jest też zabudowa jednorodzinna, pawilony handlowe (część to obecnie pustostany), boisko piłkarskie, kościół i przedszkole.

– Najlepsze czasy osiedla to oczywiście czasy świetności fabryki – mówią mieszkanki, z którymi rozmawialiśmy podczas spotkania klubu seniora, działającego przy Radzie Osiedla Załom-Kasztanowe. Wspomnieniami i codziennymi problemami podzieliły się z naszą redakcją panie: Irena, Maria, Lila, Grażyna, Mirosława, Danuta, Teresa i Wanda.

„Przyjechali tutaj ludzie z różnych stron Polski”. Szkolenia w Chicago i eksport do Stanów Zjednoczonych

Historia osiedla Kasztanowego zaczęła się 19 lipca 1983 roku, gdy wmurowano kamień węgielny pod jego budowę. Rok później gotowy był pierwszy blok. Stanął w miejscu pól uprawnych, tuż przy Puszczy Goleniowskiej. Bardzo daleko nie tylko od śródmieścia Szczecina, ale też jego prawobrzeżnych osiedli. Dlaczego właśnie tam? Aby blisko było do Fabryki Kabli „Załom”.

Był to wówczas trzeci pod względem wielkości produkcji zakład w regionie, ustępujący tylko Stoczni Szczecińskiej im. A Warskiego i Zakładom Chemicznym „Police”. Uruchomiono go w 1957 roku, w miejscu przedwojennej fabryki silników samolotowych "Pommersche Motorenbau GmbH Stettin". W czasach świetności pracowało tam nieco ponad 2 tysiące osób. A pracownicy potrzebowali mieszkań. Najpierw fabryka stawiała nowe bloki w samym Załomiu, a później zdecydowano się na budowę zupełnie nowego osiedla.

– Przyjechali tutaj ludzie z różnych stron Polski. Pary zatrudniające się w fabryce od razu dostawały mieszkanie. Byłam pierwszym pracownikiem przedszkola, które powstało na osiedlu – opowiada pani Danuta.

Fabryka w Załomiu szybko stała się jednym z największych w Polsce zakładów kablowych. Powstawały w niej różnego rodzaju przewody i kable. Produkowano m.in. przedłużacze, które trafiały na rynek amerykański.

– Wytypowano dziesięcioro osób i wysłano nas na szkolenie do Chicago. Bardzo miłe wspomnienia, spędziliśmy tam miesiąc. Stany Zjednoczone brały od nas bardzo dużo tych przedłużaczy. Dostaliśmy też od nich maszyny – wspomina pani Irena.

Cała fabryka została zmielona. I to dosłownie

W latach 90. fabryka została sprywatyzowana. Najpierw największym udziałowcem był Elektrim, a w 2001 roku zakład sprzedano spółce Tele-Fonika Kable należącej do Bogusława Cupiała. Jednego z najbogatszych Polaków, wówczas właściciela piłkarskiej Wisły Kraków, która wygrywała mecze nie tylko w polskiej lidze, ale również w Europie. W Załomiu o sukcesach nie było jednak mowy. W 2008 roku zaczęło się wygaszanie działalności fabryki, a w 2013 jej wyburzanie.

– Później w gazetach były nagłówki – „Cupiał zmielił fabrykę”. I to zmielił dosłownie, bo najpierw wszystkie budynki burzono spychaczami, a później gruz na miejscu przerabiano na miał. Zniszczono chociażby przedwojenne budynki z pięknej czerwonej cegły – mówi pani Teresa.

Należące wcześniej do fabryki bloki mieszkalne na Kasztanowym z czasem stały się własnością wspólnot. Na osiedlu wciąż są jednak działki, których właścicielem jest Tele-Fonika. Mieszkańcy najczęściej przypominają sobie o nich, gdy domagają się, by wreszcie skosić tam trawę, a miejscy urzędnicy tylko bezradnie rozkładają ręce, tłumacząc, że to nie jest własność gminy.

Trudny czas po upadku fabryki. „To był nasz osiedlowy dramat”

Osiedle, które powstało specjalnie dla fabryki zostało więc „osierocone”. Pozostały problemy związane chociażby z oddaleniem od śródmieścia, a w wielu rodzinach pojawiły się nowe – brak pracy.

– Wielu ludzi nie wyobrażało sobie innego życia, nie wiedziało co ze sobą zrobią, gdy fabryka skończy działalność. To był nasz osiedlowy dramat. Ale na szczęście mocno rozwijał się Goleniowski Park Przemysłowy i wiele osób właśnie tam znalazło pracę – wspomina Grzegorz Farat, przewodniczący Rady Osiedla Załom-Kasztanowe.

Dodatkowo, po kilku latach w miejscu dawnej fabryki powstało duże centrum logistyczno-magazynowe Panattoni Park Szczecin. Nie jest już tak jak kiedyś, że pracuje tam całe Kasztanowe, ale dla mieszkańców była to ważna inwestycja.

– Z dwojga złego, to dobrze, że tak się stało. Jak widziało się ten niszczejący teren po fabryce, to bolało. Ważne, że to miejsce już nie straszy, a ludzie przynajmniej mają pracę – podkreśla pani Irena.

„Z kultury to mamy tylko kościół”

Dziś dużą część mieszkańców Kasztanowego stanowią seniorzy, którzy świetnie pamiętają najlepsze lata fabryki. Ale pojawia się też coraz więcej dzieci. Budowane są nowe domki jednorodzinne, osiedle się rozwija. Choć wciąż pozostaje przede wszystkim sypialnią.

– Czy jest co robić na naszym osiedlu? Nie za bardzo. No chyba, że chodzić do lasu na grzyby. A tak to nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Ludzie w naszym wieku często siedzą zamknięci w domach. A ja lubię jak coś się dzieje. Gdybym mogła, chętnie bym się przeprowadziła – opowiada pani Maria.

Inne seniorki takich planów nie mają, ale przyznają, że życie z dala od centrum miasta bywa uciążliwe. Daleko jest do przychodni i szpitala, trudniej o dostęp do ćwiczeń rehabilitacyjnych na kręgosłup, tak bardzo potrzebnych seniorom. A każde wyjście na film, do teatru albo kawę ze znajomymi w Śródmieściu, to już poważna, najczęściej kilkudziesięciominutowa wyprawa.

– Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, ale bardzo nam brakuje instytucji kultury na osiedlu. Kiedyś coś działo się chociaż przy fabryce. A teraz z kultury to mamy tylko kościół. Ale za to bardzo ładny – mówi pani Lila.

Ten kościół to Sanktuarium Dzieci Fatimskich. Jak podkreślają mieszkańcy, pierwsza świątynia pod tym wezwaniem na świecie. Jest też kompleks boisk Jezioraka Załom. Lidera piłkarskiej ligi okręgowej (szósty poziom rozgrywkowy), z poważnymi nadziejami na powrót w przyszłym sezonie do IV ligi. W seniorach trudno tam co prawda znaleźć piłkarzy z Kasztanowego, ale za to okoliczne dzieciaki mają gdzie trenować w grupach młodzieżowych.

„Najważniejsze, żeby miasto dostrzegło, że jednak jesteśmy częścią Szczecina”

Co ciekawe, w najstarszej części osiedla, nigdy nie nadano nazw ulicom. Wszystkie przypisane są do adresu – Osiedle Kasztanowe. Żeby się umówić na osiedlu, wystarczy powiedzieć przykładowo – „spotkajmy się pod pięćdziesiątym trzecim”, wskazując numer jednego z budynków.

– Wszyscy mieszkańcy są do tego przyzwyczajeni, nikt nie domaga się zmian. Natomiast tam za kościołem, gdzie budują się nowe domki, są już ulice z nazwami nawiązującymi do kamieni wykorzystywanych przez jubilera: Szmaragdowa, Platynowa czy Topazowa – tłumaczy Jakub Kujath z Rasy Osiedla Załom-Kasztanowe.

Brak nazw ulic mógłby być utrudnieniem dla przyjezdnych gości, ale raczej rzadko się tutaj pojawiają. Poza mieszkańcami, można tam spotkać właściwie tylko grzybiarzy.

– Wielu szczecinian kojarzy nasze osiedla tylko z wyświetlacza autobusu linii C, gdy stoi na końcowym na pl. Rodła. Mam wrażenie, że nawet niektórzy miejscy radni mogą nie wiedzieć, gdzie właściwie jest to osiedle Kasztanowe. Najważniejsze, żeby miasto dostrzegło, że jednak jesteśmy częścią Szczecina. Żeby wreszcie zrealizowana została inwestycja o którą prosimy od lat, czyli remont ulicy Lubczyńskiej – podkreśla Grzegorz Farat.

Inwestycyjnych prezentów na 40. urodziny nie było

Miasto starało się niedawno o dofinansowanie przebudowy ul. Lubczyńskiej z rządowej puli. Nie udało się, więc mieszkańcy dalej będą musieli czekać. Podobnie jak czekają na wspomniany wcześniej dom kultury, bezpieczne chodniki, drogę rowerową na całym odcinku do Załomia i więcej ławek pod blokami.

Na razie wiadomo, że powstanie pumptrack, czyli tor rowerowy. Głównie dla najmłodszych, którzy są drugą największą grupą na osiedlu obchodzącym w tym roku 40. urodziny.