Ponad 16 dni agresywnej terapii z wykorzystaniem aparatu ECMO, służącego do pozaustrojowej oksygenacji (utlenowania) krwi, przyniosło skutek. Pacjentka z ciężkimi uszkodzeniami płuc dziś oddycha już samodzielnie i mogła zostać przeniesiona z OIOM-u na oddział zakaźny, gdzie będzie kontynuować leczenie.

U kobiety, która wróciła z Włoch zakażona koronawirusem, choroba COVID-19 postępowała bardzo szybko. W ciężkim stanie trafiła na OIOM szpitala przy ul. Arkońskiej. Terapia z użyciem aparatu ECMO była ostatnią szansą, by uratować jej życie.

„Spodziewam się, że ten etap leczenia skończy się całkowitym sukcesem”

– Standardowe metody postępowania w intensywnej terapii czasami są niewystarczające do tego, żeby chorego uratować. Pozaustrojowa oksygenacja krwi była realizowana w naszym oddziale przez ponad 16 dni i zakończyła się sukcesem. Jest to terapia dedykowana ciężkim uszkodzeniom płuc, u niektórych chorych bowiem respiratoterapia nie jest metodą wystarczającą na wyleczenie. Bardzo cieszymy się, że nam się to udało – mówił dr n. med. Zenon Czajkowski, lekarz kierujący Oddziałem Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Zatruć przy ul. Arkońskiej.

Mówiąc w uproszczeniu, aparat ECMO zastępował pacjentce płuca. Odbierana od niej krew przepływała przez membrany, które ją natleniały, a później wracała do organizmu chorej. Lekarze są bardzo zadowoleni z efektów tej terapii.

– Chora oddycha normalnie, samodzielnie, nie ma powikłań. Jest przytomna, w kontakcie logicznym. Spodziewam się, że ten etap leczenia skończy się całkowitym sukcesem. Dalej leczona i rehabilitowana jest już na oddziale zakaźnym – relacjonował dr Czajkowski.

Obecnie, żaden inny pacjent szpitala przy ul. Arkońskiej nie kwalifikuje się do leczenia tą metodą. Kryteria są bowiem bardzo szczegółowo opisane. To terapia agresywna, wymagająca dużego zaangażowania lekarzy i pielęgniarek.

Wykorzystują wszystkie metody, w tym eksperymentalne

W walce z koronawirusem lekarze szpitala przy ul. Arkońskiej wykorzystują wszystkie możliwe sposoby, również terapie eksperymentalne (np. chlorochiną czy nowoczesnymi przeciwciałami monoklonalnymi).

– Przeprowadzono dziś u nas procedurę przetoczenia osocza ozdrowieńców. To chyba druga czy trzecia taka procedura w Polsce. Zobaczymy jak chora będzie reagować, jak będzie wyglądał jej stan kliniczny. Walczymy o każdego pacjenta. Każdy przypadek indywidualnie analizujemy. Dobieramy terapie, również eksperymentalne, specjalnie pod człowieka. Staraliśmy się, żeby system opieki nad pacjentami z COVID był zoptymalizowany. Na ten moment nikt w naszym szpitalu nie umarł. Myślę, że jest to duży sukces – mówił prof. Miłosz Parczewski, Naczelny Lekarz ds. COVID.

Do szpitala przy Arkońskiej zgłasza się codziennie 40-60 osób z objawami mogącymi świadczyć o zakażeniu koronawirusem. Nie przyjmuje się ich już w namiotach, jak na początku, tylko wydzielono specjalne strefy w jednym ze szpitalnych skrzydeł. Zachowane są tam odpowiednie odległości pomiędzy pacjentami czekającymi na wykonanie testów czy na wyniki.

Szczecin ma na razie szczęście?

Największe skupiska zakażeń koronowirusem na Pomorzu Zachodnim to obecnie okolice Gryfic i Koszalina. Mało przypadków jest z samego Szczecina. Z czego to wynika?

– Ze szczęścia – nie pozostawia wątpliwości prof. Parczewski. – O zasianiu wirusa w danej populacji decyduje przypadek. To, że w Szczecinie jest stosunkowo mało chorych, może się zmienić.

Na Pomorzu Zachodnim zdiagnozowano do tej pory 302 zakażenia koronawirusem.