Pierwsi uczniowie kupowali tutaj szkolne wyprawki pod koniec lat 60. Dzisiaj klientów odbierają „Kleksowi” duże markety, ale 1 września przed sklepem u zbiegu al. Wyzwolenia i ul. Długosza wciąż ustawiają się kolejki.
Starszy pan wpadł po kredki, bo odwiedziła go wnuczka, która uwielbia rysować. Młodszy mężczyzna potrzebuje kopert w ściśle określonym formacie. A to tylko kilka minut z codziennej działalności „Kleksa”.
– Asortyment mamy duży, a jak czegoś brakuje, to specjalnie zamawiamy. Klienci bardzo się cieszą, że mamy takie rzeczy, których nie kupią w dużych marketach. Choćby wkłady do długopisów, lak do pieczęci, kalki maszynowe czy tłoczki do piór. Staramy się spełnić wszystkie życzenia – mówi Dorota Szczepańska, współwłaścicielka sklepu.
Ponad 50 lat temu: „Pamiętam specyficzny, przyjemny zapach plasteliny”
„Kleks” to od około 40 lat rodzinna firma. Przed panią Dorotą sklep prowadziła jej teściowa, a wcześniej ciocia męża. Na początku był jednak zupełnie inny właściciel.
Narożna kamienica u zbiegu al. Wyzwolenia i ul. Długosza została uszkodzona w czasie wojny. Wyremontowano ją w latach 50. XX wieku. W lokalu na parterze na początku mieścił się sklep Centrali Rybnej, ale dość szybko wprowadził się tam papierniczy „Kleks”.
Pan Mariusz opowiada, że sklep z przyborami szkolnymi na pewno działał w tym miejscu w 1969 roku, gdy odwiedzał go jako sześciolatek.
– Pamiętam specyficzny, przyjemny zapach plasteliny, tekturowy, oklejony brązowym skajem tornister, a także ogromne, czasem sięgające piekarni na Długosza, kolejki przed pierwszym września. I jeszcze ciasnotę. Nie dlatego że była tam mała powierzchnia, ale ze względu na zaopatrzenie. Mieli wtedy bardzo dużo zróżnicowanego towaru. Tak szkolnego, jak i dla plastyków – wspomina.
„Zobacz, jak byłam mała, stałam tutaj w kolejce po chiński piórnik z gumką”
Asortyment dziś jest oczywiście nieco inny, ale stali klienci podkreślają, że klimat i wyposażenie lokalu od lat znacząco się nie zmieniły. – Często zdarza się, że przyprowadzają swoje dzieci, wnuków. Opowiadają: „zobacz, jak byłam mała, stałam tutaj w kolejce po chiński piórnik z gumką” – uśmiecha się pani Dorota.
– Trzecie pokolenie naszej rodziny robi tutaj zakupy. Najpierw teściowa, później żona, a teraz przychodzimy z synem – potwierdza pan Dawid.
Dziś hitem wśród kupujących są ścieralne długopisy z gumką i piórniki z motywami z Minecrafta. Moda i potrzeby uczniów znacząco się jednak zmieniały na przestrzeni lat.
– Pamiętam bardzo dobre pióra na atrament wing sung. Świetnie się nimi pisało, miały złote stalówki – wspomina zakupy w czasach PRL pan Dariusz.
Pod koniec lat 90. popularne były już zupełnie inne modele. – Mieli tam pióra Parkera. To był wtedy szał – opowiada pana Dawid.
Co to w ogóle jest papeteria?
„Kupowałem tam wlepki z flagami państw do gry w kapsle”. „Były tam pachnące gumki z Chin”. To już wspomnienia z rożnych lat klientów „Kleksa”, opublikowane w facebookowej grupie Szczecin znany i historyczny.
– Nie we wszystkich sklepach można było dostać pojedyncze kartki bloku wizytowego, a w „Kleksie” pani szła na rękę i można było kupić pojedyncze sztuki. Można było dopasować okładki do książek o niestandardowych wymiarach – opowiada pani Małgorzata.
Okładanie podręczników to wciąż ważny rytuał w „Kleksie”. Nie brakuje klientów, którzy w sierpniu lub wrześniu podrzucają całą reklamówkę książek, by potem odebrać je już obłożone.
Czasem dzieci wciąż muszą sięgnąć po nieco zapomniane artykuły. Właściciele „Kleksa” z uśmiechem wspominają, jak popłoch wśród okolicznych uczniów wywołała prośba nauczycielki, by przynieść na lekcję papeterię.
– Dzieci przychodziły do nas, pytając, co to w ogóle jest. Dobrze jednak, że nauczyciele dbają, by uczniowie chociaż na lekcjach mieli kontakt z takimi artykułami – mówi pani Dorota.
„Mam nadzieję, że nie będzie zagrożenia zamknięcia”
Największy ruch w „Kleksie” zaczyna się zawsze tuż przed 1 września. A w dniu rozpoczęcia szkoły kolejka wciąż potrafi zakręcić się w kierunku piekarni na Długosza. Nie da się jednak ukryć, że z roku na rok liczba klientów spada. Z dużymi marketami nie można bowiem konkurować na ceny.
– Przyjeżdżają do mnie przedstawiciele handlowi i proponują wyższą cenę niż widzę na półkach w markecie. Pytam, dlaczego tak jest, a oni tylko rozkładają ręce. Olbrzymie sieci składają zamówienia na całą Polskę, a „Kleks” jest tylko jeden – tłumaczy pani Dorota.
Mimo tych trudności, „Kleks” ciągle funkcjonuje. Mocno odczuł jednak okres pandemii, gdy zapotrzebowanie na przybory szkolne w pewnym momencie spadło niemal do zera.
– Mam nadzieję, że nie będzie zagrożenia zamknięcia „Kleksa”. Zobaczymy, co przyniesie jesień. W każdym razie już ustawiłam się w kolejce po węgiel do ogrzewania lokalu na zimę. Najważniejsze, żeby było zdrowie, wtedy wszystko się ułoży i na pewno będziemy szczęśliwi – podsumowuje pani Dorota.
Sklep „Kleks” działa przy al. Wyzwolenia 82. Od poniedziałku do piątku jest czynny od 10 do 18, a w soboty od 10 do 13.
Komentarze
3