Najstarszy ma ponad 100 lat, jeden z nich przemierzył cały szlak Armii Andersa, a ich wykonaniem zajmowali się artyści stolarze. „To magiczne wrażenie. Dźwięk, który wydobywa się z tych radioodbiorników, jest miękki, ciepły, dzisiaj wręcz nieosiągalny przez cyfryzację” – opowiada Jan Dybiński, założyciel niepublicznego Domu Kultury w Łowiskach.

Jan Dybiński przez wiele lat zbierał przedwojenne radioodbiorniki lampowe oraz głośniki z początku radiofonii. Po pewnym czasie, wspólnie z żoną, wpadł na pomysł, aby nie zamykać się z nimi w domu tylko zacząć pokazywać je innym.

Z zaniedbanego domu w Izbę Muzealną

– Kiedy podjęliśmy decyzję, aby założyć dom kultury, obejrzeliśmy wiele budynków. Nasze mieszkanie nijak przystawało do kolekcji zabytkowych radioodbiorników. Chcieliśmy też, aby to miejsce mogły odwiedzać dzieci i dorośli – opowiada nasz rozmówca, z wykształcenia elektryk.

Wraz z żoną zdecydowali o kupnie domu w Łowiskach, niedaleko Płotów na Pomorzu Zachodnim. Nieruchomość była w opłakanym stanie, przez chaszcze zupełnie niewidoczna z poziomu ulicy.

– Przez ponad rok zabieraliśmy się do jego remontu. Zaczęliśmy od naprawy dachu, który był pokryty eternitem. Potem adoptowaliśmy pomieszczenia, a remont trwał dalej. Pomieszczenia spichlerza zamieniliśmy na pokoje, a w październiku tego roku udało nam się otworzyć izbę – dodaje.

Wyjątkowe egzemplarze w jednym miejscu

Zgromadzona w Domu Muzealnym kolekcja liczy około 150 radioodbiorników. Wśród nich znajduje się przedwojenny egzemplarz Elektrit oraz odbiornik, który przemierzył cały szlak Armii Andersa. Goście mogą również zobaczyć koncertowy i jedyny taki odbiornik Triumfator oraz model, który nadawał bez użycia prądu.

– To projekt inżyniera Różańskiego, który opracował go dla niezelektryfikowanych wsi. To odbiornik kryształkowy, tak zwany detefon. Działał w oparciu o właściwości fizyczne pirytu – wyjaśnia pan Jan. – Same nadajniki były już dużej mocy, której wystarczyło na zdekodowanie sygnału analogowego i przesłanie go do słuchawek wysokoomowych. To wystarczyło, aby słuchać rozgłośni – opowiada.

Dzieci zapominają o istnieniu telefonów

Dom Muzealny jest chętnie odwiedzany zarówno przez dorosłych, jak i dzieci. Jak podkreśla Jan Dybiński, „nikt nie spodziewał się, że w takim miejscu zgromadzonych jest tyle eksponatów”.

– Kiedy dzieciom pokazujemy te eksponaty, z których korzystali ich dziadkowie, całkowicie zapominają o istnieniu telefonów. Nikogo jeszcze nie znudziliśmy i to jest nasza osobista satysfakcja – podkreśla z uśmiechem nasz rozmówca.

Zebrane eksponaty pochodzą z różnych miejsc – wiele z nich było przeznaczonych już na śmietnik, a część została zakupiona na pchlich targach i giełdach staroci.

– Były w opłakanym stanie. Razem z żoną zajmujemy się ich odrestaurowywaniem. Pierwotnie były nielakierowane, a do budowy skrzynek zatrudniano artystów stolarzy. Po tych odbiornikach widać, że musieli wykazać się sztuką – zaznacza Jan Dybiński.

Dom Kultury działa pod egidą Fundacji Eksponat.

– Prowadzimy zajęcia dla dzieci i młodzieży. Naszym szczególnym zadaniem jest zarażać historią – podkreśla nasz rozmówca. – Żal mi tych egzemplarzy, że znajdują się na strychach i w piwnicach. Są absolutnie zapomniane na rzecz pudełeczek, które nigdy od momentu otwarcia nie zostały tknięte przez ich właściciele. Te odbiorniki mają na sobie odciski palców.