„To w muzeum jest biblioteka?” – z taką reakcją spotyka się czasami Marta Kurzyńska, kiedy mówi, że pracuje w Bibliotece Muzeum Narodowego w Szczecinie.
W dawnym Pałacu Sejmu Stanów Pomorskich przy ulicy Staromłyńskiej zgromadzony jest pokaźny księgozbiór kilkudziesięciu tysięcy książek o sztuce, archeologii (największy zbiór na Pomorzu), etnografii z afrykanistyką, muzealnictwie i konserwacji zabytków, związanych z morzem – a wśród nich publikacje jeszcze sprzed wojny. Bonusem muzealnej czytelni jest widok na wielki obraz „Krowa i żaglowiec” Wiesława Szamborskiego wiszący nad katalogami. Z księgozbioru w czytelni może skorzystać każdy.
Siedem wagonów z książkami
Oba przedwojenne muzea – Museum der Stadt Stettin przy dzisiejszych Wałach Chrobrego i Pommersches Landesmuseum przy Staromłyńskiej posiadały księgozbiory, które narodziły się z darowizn. Radca prawny Emil Friedrich Pitzschky ofiarował 275 tomów z własnego księgozbioru, w tym wiele starodruków i dzieł o tematyce regionalnej, a Heinrich Dohrn przekazał bibliotekę swojego ojca Carla Augusta Dohrna wycenioną w 1892 roku na 40 tys. marek.
Tylko że Biblioteka Muzeum Narodowego w Szczecinie w niewielkim procencie reprezentuje przedwojenne zbiory. – Latem 1945 roku Lech Krzekotowski, delegat Muzeum Archeologicznego w Poznaniu, a później dyrektor Muzeum Miejskiego w Szczecinie, informuje, że w gmachu Muzeum na Wałach znajduje się ok. 15 tysięcy tomów, w tym zbiory biblioteczne dotyczące entomologii i ornitologii, które stanowią dopełnienie zbiorów przyrodniczych o dużej wartości naukowej. Zbiory te nie zostaną w Szczecinie z powodu „braku specjalistów do ich zabezpieczenia” – relacjonuje Marta Kurzyńska, kierownik Biblioteki Muzeum Narodowego w Szczecinie.
Wyślemy w Polskę siedem wagonów muzealiów przyrodniczych z książkami, na przykład 400 tek zielników i wagon książek botanicznych przekażemy Uniwersytetowi Warszawskiemu. Kurzyńska: – Dzięki tej „hojności” Muzeum Miejskie w Szczecinie otrzyma subwencje na pokrycie kosztów oszklenia (200 szyb), reperację dachu, koszty administracyjne i oświetlenie. Przekazanie zbiorów wywołało jednak sprzeciw zawiązującego się środowiska kulturalnego Szczecina. W grudniu 1945 roku powstaje Komitet Organizacyjny Towarzystw Krzewienia Kultury Polskiej na Pomorzu Zachodnim, którego zadaniem będzie zapobieżenie wywożeniu cennych zabytków do centralnej Polski.
Na bibliotekarskim biurku
Pierwszy bukinista i przewodnik Szczecina Przemek Głowa mówi o niej, że znajdzie książkę na każdy temat, a już na pewno na każdy regionalny. Marta Kurzyńska pracę w Bibliotece Muzeum Narodowego łączy z byciem społecznikiem, działając w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich czy administrując na Facebooku profil „Pomorskie regionalia”, gdzie umieszcza informacje o najnowszych i ciekawszych starszych publikacjach dotyczących historii Pomorza Zachodniego.
– Uskrzydla mnie, kiedy widzę, jaką radość sprawiam czytelnikowi, sprowadzając książkę, albo informację, których szuka – uśmiecha się. W 2019 roku przyznano jej tytuł Zachodniopomorskiego Bibliotekarza Roku.
W ubiegłym roku 61 proc. Polaków nie przeczytało żadnej książki. – Nie przeżywam tych raportów, nie lubię biadolenia – stwierdza. – Ludzie nie czytają, ich sprawa. Mnie świat książek pociąga. W kręgu osób, które mnie otaczają książki stanowią istotny element codziennego życia. Książka jest podstawą pracy, zdobywania wiedzy, rozmów, samopoznania, refleksji nad światem – źródłem olśnień, przyjemności, a czasem też trwogi.
Na biurku Marty Kurzyńskiej leżą Dohrniana, szczecińskie wydawnictwo, które w latach 30. czytali i tworzyli pomorscy pasjonaci przyrody. Gorący temat. Bibliotekarka idzie teraz śladem Paula Robiena, prekursora ekologii na Pomorzu. – Ośrodek Teatralny Kana na Spoiwach Kultury chce przypomnieć postać przyrodnika, a mnie otworzył się interesujący temat, ponieważ Paul Robien po I wojnie światowej kilka lat pracował w Muzeum Historii Naturalnej Muzeum Miasta Szczecina, gdzie opiekował się zbiorem ptaków.
W 1995 roku odbyła się w Szczecinie polsko - niemiecka sesja poświęcona Robienowi, potem referaty zebrano w niemieckojęzyczne wydawnictwo. – Chciałabym, żeby się udało wydać je po polsku – myśli bibliotekarka. – W 2016 roku też wnuk Robiena wydał własnym sumptem publikację poświęconą dziadkowi i swojemu ojcu, który również był ornitologiem i aktywnym działaczem na rzecz ochrony przyrody (nosił imię ojca: Paul Ruthke).
Paul Robien, pionier przyrody
Nieocenionym źródłem informacji o Robienie są artykuły Jerzego Giergielewicza, lekarza i przyrodnika, który jako częsty bywalec stacji Świdwie zainteresował się postacią Robiena, tropił jego losy – ustalił fakty z jego życia oraz okoliczności śmierci. Był inicjatorem i sercem sympozjum z 1995 roku oraz autorem referatów, m.in. „Paul Robien - badacz i pionier ochrony przyrody Pomorza”.
Robien to pseudonim, ponoć od Robinsona, naprawdę na nazwisko miał Ruthke. Jako młody człowiek zatrudnił się jako palacz na statkach i w ten sposób poznał świat.
Za pacyfistyczne poglądy trafił do więzienia. W 1916 roku wysłał do cesarza list wzywający do zakończenia toczącej się w Europie wojny i abdykacji. Sprzeciwiał się czystkom etnicznym w Namibii, gdzie Niemcy na ludzie Hererów ćwiczyli pierwsze ludobójstwo XX wieku.
Pisał artykuły w szczecińskiej prasie, w których namawiał szczecinian do aktywnych działań na rzecz ochrony przyrody.
Nie udało mu się założyć stacji badawczej na ukochanym jeziorze Świdwie, ale w 1922 roku otworzył stację ornitologiczną na wyspie Mönne (Sadlińskie Łąki) na jeziorze Dąbie.
W latach 30. słał pisma do Goeringa, domagając się likwidacji lotniska hydroplanów na jeziorze Dąbie. Ruch samolotów płoszył ptactwo. Ostentacyjnie nie kończył korespondencji niemal obowiązującym wtedy „Heil Hitler!”.
Miłość do pierzastych przyjaciół kosztować będzie go życie.
Apostoł z Pomorza
Polskie władze znały antyfaszystowską postawę Robiena i chciały umożliwić mu kontynuację pracy po wojnie. Jednak Robien z towarzyszką życia w listopadzie 1945 roku zostali brutalnie zamordowani przez żołnierzy radzieckich, którzy naprzeciwko wyspy Robiena na „Grafie Zeppelin” utworzyli wartownię z własną motorówką i nachodzili przyrodnika.
Zastrzelonego Robiena i jego towarzyszkę znalazł na wyspie Polak Władysław Sziler, obrońca Helu, który w 1940 roku pracował jako przymusowy robotnik w jednym z gospodarstw rybackich i zaprzyjaźnił się z Robienami.
– Już w grudniu 1945 r. pracownicy warszawskiego Państwowego Muzeum Zoologicznego z Lechem Krzekotowskim, dyrektorem Muzeum Miejskiego w Szczecinie usiłowali odwiedzić Wyspę Mienia (tak wtedy nazywano wyspę), jednak Rosjanie nie dopuszczali tam Polaków do sierpnia 1947 roku – opowiada Marta Kurzyńska.
– W latach 1948-50 pracowała w Muzeum Morskim Szczecina Krystyna Kowalska, specjalizująca się w zbiorach przyrodniczych, która uratowała fragmenty materiałów z jego stacji i napisała o nim pierwszy po wojnie artykuł „Apostoł z Wyspy Mętnej” w „Tygodniku Wybrzeża” – dodaje.
Robienowi się nie udało, ale udało się Polakom, kiedy w 1963 powołano rezerwat Jezioro Świdwie. Jego głównym inicjatorem był Jerzy Noskiewicz, który w latach 1961–1963 kierował Działem Przyrodniczym szczecińskiego Muzeum, gdzie zetknął się z badaniami Robiena.
Komentarze
4