Dokładnie sześć lat temu – 9 kwietnia 2005 roku o godz 21.37 Polacy uczcili odejście Jana Pawła II spektakularnym gestem, polegającym na wyłączeniu wszystkich świateł w domach na trzy minuty. To wydarzenie stało się punktem wyjścia scenariusza najnowszego filmu Macieja Ślesickiego. Dzieło to zatytułowane „Trzy minuty. 21:37" aktualnie znajduje się w repertuarze szczecińskiego Multikina
Nie jest to jednak film o uczuciach religijnych czy o wierze. Reżyser nie próbuje też analizować wspomnianej sytuacji w kontekście jakiejś szczególnej przemiany społecznej. Bardziej interesują go losy tzw. przeciętnych ludzi, które zbiegają się właśnie w tym kulminacyjnym momencie.
Cztery historie, które zostały opowiedziane w tej produkcji ukazują postacie reżysera, malarza, ojca i chłopca oraz sfrustrowanego petenta. Ten ostatni (kreuje go Modest Ruciński) został wezwany przez urząd skarbowy do zapłacenia zaległego podatku. To ewidentna pomyłka, bo wszystko zostało w odpowiednim czasie uregulowane, ale wbrew pozorom nie jest tak łatwo wyjaśnić tę sprawę. Ciąg zdarzeń i zbiegów okoliczności powoduje, że doprowadzony do ostateczności bierze do ręki broń i bierze odwet na rzeczywistości. Pierwsza scena filmu przypomina fabuły obrazów Pasikowskiego … Widzimy akcję antyterrorystów, którzy próbują zatrzymać tego nieobliczalnego człowieka. W „Trzech minutach” nie brakuje więc sensacyjnych wątków, ale dominujące jest mimo wszystko tło obyczajowe.
Reżyser (Krzysztof Stroiński) to rozwiedziony alkoholik, który zaczyna się spotykać z młodą nauczycielką angielskiego (w tej roli nagrodzona Złotym Lwami w Gdyni – Agnieszka Grochowska) i wydaje się, że wreszcie znalazł kobietę, z którą mógłby spędzić resztę życia. Tymczasem jego córka zakochuje się w starszym od siebie Malarzu (Bogusław Linda). Reżyser nie aprobuje tego związku, ale będzie do tego zmuszony, kiedy sytuacja ulegnie drastycznym komplikacjom. Malarz całkowicie sparaliżowany w wyniku napaści, której jest ofiarą, zostaje nieodwołalnie „przykuty” do szpitalnego łóżka … Od tej chwili obserwujemy sceny bardzo podobne do znanych nam z filmu „Motyl i skafander” jednak groteskowo-komediowe akcenty nadają tym sekwencjom nieco innej tonacji....Najbardziej poruszająca jest moim zdaniem czwarta historia (zatytułowana „Koń”). Paweł Królikowski gra tu postać bezrobotnego, który pod osłoną nocy, wraz z synem, nielegalnie „łowi” ryby przy użyciu prądu i dorabia sobie produkcją bimbru. Policja i komornik depczą mu po piętach, a on rozpaczliwie walczy o przetrwanie …
W tym powikłanym świecie, podszytym bólem i niepowodzeniami, człowiek wydaje się mimo wszystko kimś, kto jest zdolny do wypłynięcia na powierzchnię. Nawet Malarz, znajdujący się w sytuacji beznadziejnej, chce żyć i dąży do tego, by otoczenie mu w tym pomogło … Konstrukcja „Trzech minut ...” jest przemyślana i dopracowana, ale na dobre by wyszło filmowi, skrócenie go o kilka mniej istotnych scen (trwa 128 minut).. Na pewno jednak nie jest to dzieło chybione, a takim przeważnie określili je recenzenci.
Komentarze
0