Z pewnością to spektakl, jakiego w Szczecinie jeszcze nie mieliśmy – technologia 3D zagościła na deskach Teatru Polskiego. Sceptyków od razu warto uspokoić – wciąż pierwsze skrzypce grają aktorzy i tancerze, nadal króluje teatr.

„Polita” to historia o niezwykłej osobie. Pola Negri, gwiazda kina niemego, podbiła Hollywood, dotarła w miejsce, do którego nie udało się dotrzeć wcześniej żadnej Polce. I też Janusz Józefowicz zrobił coś, o czym wcześniej nikt nie pomyślał – wprowadził do teatru na taką skalę technologię 3D.

3D w teatrze 

„Polita” Studia Buffo miała swoją światową prapremierę w 2011 roku, a 13 lat później musical w zmienionej obsadzie zawitał na deskach Teatru Polskiego w Szczecinie.

Na wejściu każdy z widzów otrzymuje specjalne okulary – wszystko po to, by oglądać wyświetlane na ogromnym ekranie projekcje 3D. Stanowią one rozszerzenie scenografii ustawionej na żywym planie. Publiczność przenosi się m.in. do pokoju w rodzinnym domu Poli Negri, na zimną Syberię czy do studia filmowego Paramount i wnętrz nowojorskiej rewii. Przy tych w miarę statycznych obrazach może rodzić się pytanie, czy zastosowanie tych nowych technologii nie jest przerostem formy nad treścią, czy przypadkiem podobnego efektu nie uzyskałoby się przy tradycyjnej scenografii.

O wiele bardziej docenia się wykorzystanie projekcji 3D przy scenie lotu samolotem, dzięki którym widzowie mogą się poczuć tak, jakby to właśnie oni mknęli nad łąkami i dolinami. Pole do popisu twórcy mieli także przy wizualizacji szalonych snów Poli. Tak rozbudowane plany trudno byłoby zmieścić na scenie. 

Jednak ci, których nie przekonują nowości w teatrze, niech się nie obawiają – tu nadal zobaczymy żywych aktorów, usłyszymy ich śpiew i będziemy oglądać tańce w ich wykonaniu. Spektakl 3D to nie film, to wciąż sztuka teatralna.

Chwyta za serce od pierwszej sceny

W spektaklu poznajemy historię Apolonii Chałupiec, która od dziecka marzyła o zostaniu tancerką, a której choroba pokrzyżowała plany. Na premierze w rolę małej Poli wcieliła się Łucja Szymczykowska. Trzeba oddać Józefowiczowi to, że ma on dar do odnajdywania osób z potencjałem. Dziewczynka – choć na scenie nie była za długo – perfekcyjnie otworzyła spektakl. Zaśpiewała przepięknie i z takim ładunkiem emocjonalnym, że już po pierwszych 5 minutach miało się łzy w oczach. Ogromne brawa i nie pozostaje nic innego, jak trzymać za Łucję kciuki. Być może przed nią tak wielka kariera, jak samej Poli Negri. 

Test sprawności

W rolę Poli Negri wciela się Sylwia Różycka. Wybór tej właśnie aktorki mnie nie dziwi, gdyż na deskach Teatru Polskiego wielokrotnie już udowadniała, że potrafi swoim tańcem i śpiewem oczarować widzów. Uczciwie będzie powiedzieć, że miałam wysokie oczekiwania – co nie zawsze jest dobrym podejściem. Muszę przyznać, że się nie rozczarowałam. Z pewnością „Polita” to musical wymagający dużej sprawności fizycznej. Powietrzne akrobacje, widowiskowe choreografie – naprawdę jest wiele elementów, od których trudno oderwać wzrok – jednak ani przez moment nie słyszałam, by aktorom brakowało tchu. 

Dla mnie cichym bohaterem spektaklu jest również duet Dzieciniak-Kołakowski. Jako Zukor i Goldwyn, czyli producenci filmowi, mają swoje krótkie, zabawne scenki, niemalże jak przerywniki większych sekcji tanecznych. Jednak jest w nich coś uroczego, co przywoływało uśmiech na twarzy, za każdym razem, kiedy pojawiali się na scenie.

Coś nie zagrało

Nie wiem jednak, co stało się w grupowych scenach, w których śpiewa m.in. Adrianna Szymańska. Aktorka zachwyciła mnie w spektaklu o Korze, gdzie będąc sama na scenie, ujęła mnie niesamowitą kreacją. Niestety w „Policie” trudno mi było zrozumieć słowa piosenek śpiewanych w trio. Trudno stwierdzić, co było tego powodem: nie najlepsza dykcja, problemy z nagłośnieniem, kwestia dalszych miejsc na widowni? A wielka szkoda, bo sceny wyglądały widowiskowo, były pełne dynamiki. Brakuje mi, że nie mogłam w pełni cieszyć się ich kunsztem.

Czuję też niedosyt, jeżeli chodzi o Rudolfa Valentino (w tej roli Karol Drozd), bo za wiele na scenie go nie widzieliśmy. Byłam przekonana, że skoro był obiektem uczuć Negri i tworzyli jedną z najgorętszych par tamtych lat w Hollywood, to zobaczymy więcej scen z ich udziałem. A tak naprawdę dostaliśmy scenę tańca i kilka dialogów. 

To nie 3D jest tu najważniejsze

Ogromne wrażenie zrobiły na mnie przepiękne kostiumy. Katarzyna Banucha stworzyła niesamowite kreacje – od kreacji Poli Negri po stroje aktorów studia Paramount. Z zachwytem patrzyłam na wirujące tancerki w sukienkach z frędzlami z lat 20., nie mogłam oderwać wzroku od pudroworóżowej sukni Poli i dopełniającego stylizację kapelusza. Dla mnie kostiumy to prawdziwa perełka tego spektaklu. 

Czy 3D sprawdza się w teatrze? To z pewnością coś, czego do tej pory w Szczecinie nie widzieliśmy. Dla mnie to jednak dodatek do spektaklu, który nie skradł całego show, ale dopełniał sceny. Nadal to gra aktorska wywoływała ciarki na skórze. I zakładając, że o to waśnie chodzi w teatrze, w moim przekonaniu to był udany spektakl.

Zastanawiało mnie, jak będzie się oglądać spektakl w okularach 3D. Czy nie zaburzą one wizerunku żywych aktorów, czy wyraźne będzie to, co dzieje się na żywo na scenie. Okazuje się, że nie przysparzały one żadnego dyskomfortu. Osoby, które noszą okulary korekcyjne, też nie narzekały, choć zakładam, że może to być jednak mniej komfortowe i zależne od osobistych odczuć.