Szczecin zawsze był miejscem, w którym działało dużo zespołów z pogranicza rocka i metalu. Nigdy nie miałem jednak wrażenia kompletności sceny. Bardzo mocno brakowało mi zawsze kogoś, kogo zakwalifikować by można do nurtu post-metalu. Tak było aż do momentu, w którym natknąłem się na zespół The Throne.
Kapelę po raz pierwszy widziałem na żywo podczas ostatniej edycji Burn Your Hate. Formacja momentalnie bardzo mocno przykuła moją uwagę, jako twór bardzo dobrze zapełniający lukę, która tak bardzo mi w naszym mieście doskwierała. Panowie niedawno opublikowali premierową płytę zatytułowaną „fig. 2”.
Niemal 22 minuty EP-ki szczecinian otwiera „Grey”. Po krótkim, perkusyjnym intrze niby żywcem wyjętym z najnowszych dokonań Isis kapela atakuje nas agresywnym wokalem i dynamicznym, chwytliwym motywem gitarowym. Dalej cały czas jest bardzo ciekawie. Wszystko zagrane zgodnie ze wszystkimi prawidłami sztuki post-metalowego grania. Harmonie, zmiany tempa, cierpliwość w rozwijaniu motywów gitarowych, ciężar i głębia brzmienia. No i w zasadzie całe wydawnictwo można tak określić. Takie ABC gatunku.
Wyróżniają się linie melodyjne w „Universe” (naprawdę bardzo niskie ukłony w stronę panów gitarzystów), ciepłe i szorstkie zarazem brzmienie basu. Perkusja pracuje dokładnie tak, jak powinna – może nie minimalistycznie, ale oszczędnie, momentami tylko urozmaicając czymś „od siebie” poszczególne kompozycje. Czasami pojawi się jakaś podwójna stopa, złamanie rytmu. Dobre wrażenie robi mocny (zwłaszcza na żywo, do czego jeszcze wrócimy) wstęp do „Dust Storm Part 1”, mojego faworyta z płyty. Największym atutem The Throne są jednak trzy gitary. Trzy gitary, które świetnie ze sobą współpracują tworząc, wybaczcie nadęcie, majestatyczne przestrzenie dźwiękowe wspaniale wyróżniają zespół na tle konkurencji. Skład liczny jest nie bez powodu.
Trudno na „fig. 2” znaleźć coś, do czego można by się przyczepić. Nie znaczy to jednak, że jest idealnie. Nie do końca trafionym pomysłem był w moim odczuciu czysty śpiew w „The Beginning”. Jestem olbrzymim zwolennikiem „normalnego” głosu w takiej muzyce, ale nie w tym konkretnym przypadku. Predyspozycje wokalisty skłaniają mnie bardziej do poglądu, że trzymać się powinien konwencji wrzasku., w której odnajduje się doskonale. Źle nie jest, ale w porównaniu do reszty wyczynów Michała przedstawia się to nieco blado. I to chyba tyle, jeżeli chodzi o minusy.
Jestem niezmiernie szczęśliwy, że doczekaliśmy się u nas kogoś takiego jak The Throne. Kapelę miałem przyjemność dwukrotnie zobaczyć na żywo i prezentuje się tam równie okazale jak w domowym zaciszu. Ba, bas eksponowany jest mocniej niż w studiu, co daje fajny (nie wiem czy lepszy, po prostu inny) efekt walca przejeżdżającego przez scenę. Zespół zapowiada, że swój debiut planuje wydać na nośniku fizycznym, na co z niecierpliwością zresztą czekam. Póki co, pięć numerów, które wspólnie tworzą „fig. 2” pobrać można (darmowo rzecz jasna) z profilu zespołu na serwisie MySpace:
Komentarze
2