Czy na dnie opuszczonego kanału znajduje się zatopione łodzie? Co kryją ponadstuletnie tunele? I skąd w Puszczy Bukowej wziął się Mojżesz? Wraz z pasjonatami historii Szczecina i ekipą Zanurzenia szukaliśmy rozwiązania zagadek jakie pozostały w Zdrojach po fabryce cementu portlandzkiego „Stern”.

Cement znali już starożytni Rzymianie, ale później przez setki lat nie był on wykorzystywany w budownictwie. Dopiero w XIX wieku przywrócił go światu Anglik Joseph Aspdin, opatentowując w 1824 roku metodę wytwarzania crementu portlandzkiego (barwą przypominał wapienne skały z wyspy Portland w Wielkiej Brytanii). Niespełna czterdzieści lat później Szczecin był już jednym z największych ośrodków przemysłu cementowego w Niemczech. Duża w tym zasługa Gustawa Adolfa Toepffera. Swoich szans na zarobienie dużych pieniędzy szukał on na początku otwierając sklep z modą, inwestując w manufakturę mat kokosowych i hodowlę jedwabników. Największy sukces i sławę przyniosła mu jednak fabryka cementu portlandzkiego „Stern”, którą w 1862 roku założył wraz z Heinrichem Grawitzem (swoim szwagrem) w Zdrojach.

Wagonikami kolejki nad rzekę

Dużym atutem było dogodne położenie cementowni. Powstała na terenie między dzisiejszą ul. Batalionów Chłopskich i brzegiem Regalicy, na wysokości ulic Kopalnianej i Grabowej. Blisko złóż kredy, wapienia i gliny eksploatowanych na zboczach wzgórz Puszczy Bukowej. Urobek z kopalni (najsłynniejsze jest zalane wyrobisko kopalni kredy, czyli Jezioro Szmaragdowe) zjeżdżał do cementowni w wagonikach kolejki. Do dziś przetrwały niektóre elementy tej infrastruktury (m.in. tunel i mostek).

Dostęp do rzeki (fabrykę połączono z Regalicą kanałem) gwarantował dobre warunki transportu gotowego produktu, a także odbioru dostaw z wyspy Rugii (gdy surowce na miejscu powoli się wyczerpywały).To wszystko, a także przede wszystkim wysoka jakość nagradzanego w konkursach produktu, sprawiło, że fabryka bardzo szybko się rozwijała.

Po śmierci założyciela zarządzanie nad fabryką przejął jego syn - Albert Eduard Toepffer. Rozwinął on produkcję o płyty chodnikowe i dachówki. Dzisiaj nazwany byłby również specem od marketingu. Możliwości materiałów produkowanych przez „Stern” zaprezentował potencjalnym kupcom budując w 1880 roku sztuczną grotę (istnieje do dziś) oraz dwa betonowe łuki (przetrwał jeden), na których ustawiony był pawilon muzyczny w stylu dalekowschodnim.

Skóra lamparta, kły słoniowe i Budda

Swoje piętno na historii miasta odcisnął również trzeci z Toepfferów - Helmut. Wnuk założyciela cementowni, w 1906 r. zbudował w jej pobliżu efektowną rezydencję. Przepych z jakim urządzono „Parkhaus” opisał we wspomnieniach wnuk Helmuta Toepffera - Hans Helmut Saltzwedel. Fragmenty jego książki „Hans’ Journal” na język polski przetłumaczył portal Sedina.pl.

„Wjazd, który wiódł do samego pałacu, był przyozdobiony piękną bramą, w której posiadanie dziadek wszedł podczas międzynarodowej wystawy w Paryżu [...]. „Parkhaus” miał 30 pokoi, nie licząc pomieszczeń gospodarczych, takich jak kuchnia i spiżarnie. [...] W domu przewidziano również palarnię, gabinet do pisania dla pań, gabinet do pracy, ogród zimowy (przeszklone pomieszczenie), pokój do gry w bilard i obszerną bibliotekę z około 5 tys. woluminów [...]. Był też pokój w stylu wschodnioazjatyckim, w którym znajdowały się dwie skóry lamparcie, posąg Buddy na postumencie w formie lotosu, ręcznie malowane, dwuczęściowe parawany wykonane z jedwabiu z Azji Wschodniej, a także – co dla mnie osobiście jest najbardziej intrygujące – dwa kły słoniowe. Mieliśmy również dużą jadalnię, której sufit i ściany wyłożone były drewnem tekowym ze wschodniej Azji [...].Na tyłach budynku usunięto połowę wzgórza, aby pomieścić dobudówkę, która miała stanowić pomieszczenie muzealne dla zgromadzonej kolekcji sztuki”.

Mojżesz w Puszczy Bukowej

Helmut Toepffer dał się poznać jako miłośnik sztuki renesansowej. W sali muzealnej jego rezydencji stanęła zamówiona w Rzymie kopia „Mojżesza”, słynnej rzeźby dłuta Michała Anioła. To również Toepffer sfinansował stworzenie dla szczecińskiego muzeum kopii pomnika włoskiego kondotiera Bartolemo Colleoniego. Oba monumenty przetrwały wojnę i niedawno po wielu latach wróciły do Szczecina z Warszawy.

Zawieruchę wojenną przetrwał też sam pałac, ale po jej zakończeniu został rozgrabiony i zdewastowany przez armię radziecką. Zrujnowany obiekt w środku lasu był później łatwym łupem dla szukających darmowych materiałów budowlanych. Podobny los spotkał cementownię.

Dziś po przemysłowym imperium rodziny Toepfferów zostały tylko pojedyncze ślady ukryte wśród krzaków i drzew. W lipcowym odcinku „Zanurzenia” oprowadzili po nich nasi eksperci.

Zanurzenie to cykl programów publikowanych na łamach wszczecinie.pl i wszczecinie.tv, gdzie wraz z grupą profesjonalnych nurków ze szkoły nurkowania Dive Point potwierdzamy lub obalamy mity, dotyczące zachodniopomorskich zbiorników wodnych.
Premierowe odcinki publikujemy w każdą pierwszą niedzielę miesiąca po 21:00.