Wraz z końcem wakacji wznowiły swoją działalność różne placówki kulturalne, afisze teatralne zapraszają na wieczorne spektakle, już pojawiają się nowe premiery. Do tej pory brakowało do pełni szczęścia chyba tylko jednego. A mianowicie - spotkań literackich prowadzonych z właściwą sobie urokliwą dezynwolturą przez Andrzeja Skrendo, znanego szczecińskiego krytyka literackiego i wykładowcę Uniwersytetu Szczecińskiego. W dniu 15 października o godz. 18:00 w Piwnicy Pod Kryptą odbyło się pierwsze z takich spotkań w bieżącym sezonie, czy też jak kto woli, roku akademickim. Gościem inaugurającego obecny cykl wieczorów był Grzegorz Strumyk, malarz, poeta a od niedawna także prozaik, a okazją do spotkania wydany dopiero co jego tekst powieściowy „Nierozpoznani".

Łzy” i nie tylko

      Przy wejściu do klimatycznie wystrojonej sali lokalu, z cicho płynącą z głośników przyjemną muzyką, dało się zauważyć zarówno młodszych, jak i starszych amatorów współczesnej polskiej powieści. Gospodarze wieczoru pojawili się już po chwili, aby przywitać gości. Zatrzymajmy się na chwilę przy naszym październikowym bohaterze - oto Grzegorz Strumyk, twórca pochodzący z Łodzi (może lepiej powiedzmy - z miasta Łodzi), swoją działalność artystyczną zaczął od obrazu i fotografii, poprzez poezję, wreszcie na prozę czas przyszedł później. Zresztą i pierwsze swoje braterstwa z działalnością artystyczną rozpoczął dopiero w wieku ok. 30 lat. Na swoim koncie prozatorskim ma m.in. utwór „Łzy", który już w 2001r. został zrealizowany dla Teatru Telewizji przez Filipa Zylbera. Spektakl ten został pozytywnie oceniony przez surową krytykę teatralną. Autor jednak odżegnuje się od tego, jakoby przedstawienie Zylbera miało coś wspólnego z jego utworem. „Patrzyłem na to jako na odrębne dzieło - powiedział podczas spotkania - Literatury nie powinno się adaptować ani na scenę ani na film. Chyba, że na film niemy. Słowo - paradoksalnie - jest ciężarem literatury". Taką zresztą pointę miało właśnie spotkanie ze Strumykiem. Wspominam o tym na początku, aby przytoczyć fragment recenzji „Łez". Jej autorka pisze: „Opowieść Grzegorza Strumyka wzrusza od początku do ostatniego słowa. Jest to niezwykłe studium ludzkiej bezradności, bezsilności, upodlenia i smutku". Trudno się więc w tym miejscu oprzeć porównaniu do „Nierozpoznanych". Kto jest bowiem bohaterem powieści? Oto trójka młodych ludzi, artystów. Rzeźbiarka Kamila. Fotograf Darek. Stolarz Piotrek. Ten ostatni też jest artystą, przekonuje Strumyk. Tworzy bowiem np. stoły, przy których ludzie jedzą. Naprzeciwko mamy starszego od nich niespełnionego artystę. Funkcję te pełni narrator powieści Strumyka. Czyżby jakieś alter ego? I oto wytwarzają się między nimi relacje. Jest tu sugestia relacji iście ludzkiej (pomiędzy narratorem a Kamilą), odnoszącej się do maksymy „krew nie woda", ale to stanowi sprawę drugorzędną. Najważniejsza jest zależność pomiędzy czwórką bohaterów. Znowu są, jak ci z recenzji „Łez", bezradni, bezsilni, smutni. Nawet zwiastun jakiegoś działania, akcji, do której nakłania ich narrator, musi spalić na panewce. Nasz starszy przyjaciel chce stworzyć galerię, wielkie miejsce sztuki, w którym znalazłoby się miejsce dla teatru, pracowni rzeźbiarskiej, gdzie powstałaby największa w świecie biblioteka. Sam jest niespełnionym tancerzem. Być może w młodych ludziach widzi swe niezrealizowane pasje i marzenia? Być może właśnie dlatego im pomaga? A pomoc swoją daje nie tylko w dziedzinach wrażliwości czy artyzmu, jest również w najzwyklejszym tego słowa znaczeniu - sponsorem. Po prostu. Natomiast nasi młodzi bohaterowie są wrażliwi i rozedrgani, żyją w innej rzeczywistości od tej codziennej, uchylają się od obowiązków narzucanych przez normy społeczne. Nie są w stanie docenić, czy też przyjąć pomocy i idei narratora. Pozostawiają go samemu sobie i choć w epilogu mówią, że go nie zostawią, że będą z nim, twierdząc jednocześnie, że „jest martwy" czytelnik zdaje się już nie ufać tym słowom, mimo ich całej, pozornej szczerości. Z drugiej strony zaś ten właśnie bohater-narrator, którego tak jesteśmy w stanie polubić praktycznie również jest wampirem energetycznym, jak powiedział prowadzący spotkanie Skrendo. Dając im środki finansowe, ideę stworzenia miejsca, wysysa z nich całą tę ich bezradną wrażliwość. Czy więc jest aż tak do końca bohaterem pozytywnym?

 

Ludzie żywi czy papierowe postacie ?

     Czy w ogóle w dziełach takich twórców jak Strumyk można mówić o negatywnych bądź pozytywnych postaciach? Czyż nie ważniejsza jest wrażliwość, autentyzm postaci, które zresztą już przestają być własnością autora, zaczynają żyć własnym życiem. Dlatego też Grzegorz Strumyk podczas spotkania zastanawiał się, analizował powody różnych decyzji swoich bohaterów, sposób myślenia, inspiracje do działania... Szukał odpowiedzi na pytanie kim są jego bohaterowie. Tak więc stworzył ludzi żywych, a nie beznamiętne postacie zamknięte w czarnej, grubej obwolucie. Jakby na potwierdzenie tej tezy Strumyk początkowo godził się ze swoim rozmówcą, że jego narrator jest wampirem energetycznym, że wyssał z tych młodych ludzi całą ich osobowość. Dopiero po przeczytaniu na głos końcowego fragmentu, zdjęciu okularów i chwili zastanowienia powiedział stanowczo: „Nie. Ja bym jednak bronił tego bohatera. To niemożliwe, żeby ktoś taki był wampirem energetycznym". Te wahania, wątpliwości, brak pewności do postanowienia stanowczych tez zdawają się skłaniać czytelnika do uważnego przeczytania „Nierozpoznanych". I rzeczywiście, w trakcie spotkania, rozmowy prowadzonej przez obydwu adwersarzy z wyczuciem intelektualnym, ale i zabarwionej dowcipem, publiczność coraz gremialniej podchodziła do stolika w celu nabycia książki.

 

Literaccy faworyci

      Jednak dyskusja podczas tego spotkania nie była poświęcona wyłącznie „Nierozpoznanym". Strumyk, zapytany o ulubionych autorów wymienił Bohumila Hrabala, Franza Kafkę. Z polskich natomiast - Mariusza Wilka. Przyznał, że bardzo ceni pisarstwo tego ostatniego, choć jest mu kulturowe dalekie. „Wilk pisze rzeczy aż w nadmiarze realistyczne. Ja natomiast nie wierzę w dokument w literaturze, ponieważ nawet najbardziej odwzorowana rzeczywistość będzie tylko odniesieniem do punktu widzenia autora". Mówił też o recenzji literackiej. Wymienił niewielu spośród tych krytyków, których uznaje za twórców recenzji. „Pozostali piszą tylko anonsy, coś na wzór reklamy proszku do prania". I rzeczywiście, zauważa się, że tradycja krytyki nie tylko literackiej, ale także teatralnej czy filmowej, zanika. Jesteśmy rażeni suchymi informacjami; co, gdzie, kiedy, kto przyszedł, ile wypił, o której się skończyło. Ta smutna prawda poprzez spotkanie z Grzegorzem Strumykiem jeszcze bardziej została nam uzmysłowiona. Autor „Nierozpoznanych" wskazał jeszcze, że prawdziwa recenzja pozostawia odbiorcy znak zapytania, nie daje mu „wszystkiego na talerzu" (dlatego też nie będziemy szukać analizy i interpretacji tytułu utworu, do czego zapraszamy naszych czytelników), de facto nie może wskazywać na to, co jest dobre, a co złe. Zresztą - jak sam twierdzi - w ogóle „literatura jest najbardziej ułomną ze sztuk, bo najmocniej wymaga definiowania".

 

Więcej ułomnych

      Jeśli tak to ja osobiście życzyłbym sobie jak najwięcej tak „ułomnych" przedstawicieli kultury, jak Grzegorz Strumyk. Na kilka ciepłych słów zasługuje także atmosfera samego spotkania. Sympatyczny skądinąd Skrendo rozpoczynający spotkanie z autorem od stylu przesłuchania, przez złośliwe, aczkolwiek inteligentne, komentarze, kończąc na prowadzeniu już w formie prawdziwej dyskusji. Sam autor, który jakby kryguje się przed przeczytaniem na głos fragmentów powieści, a z drugiej strony ewidentnie pokazuje, iż ma na to nieprzepartą ochotę. Wreszcie klimat miejsca, jaki poza Kryptą ma chyba tylko Piwnica Kany. Artystyczny, ale i kameralny. Aż żal, że w naszym pięknym przecież mieście, znajduje się niewiele takich miejsc.