"Time has fallen asleep in the afternoon sunshine" to akcja miejska, która sprawia, że świat wokół znika, że jesteś tylko Ty i książka. Ty i historia. Widzisz emocje na twarzy, widzisz łzy w oczach. Czujesz, że ta książka jest dla kogoś naprawdę ważna. Żywa biblioteka to żywi bohaterowie. To jak film, tylko że bardziej interaktywny, bo na każdy nasz uśmiech, uronioną łzę taka książka reaguje.

Idea „biblioteki żyjących książek” pochodzi z powieści science-fiction 451 stopni Fahrenheita. Pomysł podchwyciła Mette Edvardsen i to za jej sprawką na tegorocznych Spoiwach Kultury szczecinianie mieli okazję spotkać żywą książkę.

Kilka osób wybrało jedną ważną dla siebie książkę, nauczyło się jej na pamięć i zostało oddanych do wypożyczenia przez każdego. Wystarczyło wybrać jedną, by książka przeniosła nas do innego miejsca. Dosłownie, ponieważ prowadziła w jakiś cichy zakątek. I w przenośni, gdy zaczynała się opowiadać.

Jestem książką Johna Greena„Gwiazd naszych wina”– tak dla mnie zaczęło się spotkanie w bibliotece. Był to zaledwie jeden rozdział, kilka chwil, a jednak wystarczyło, by zakochać się w książce. Nie przeszkadzali mi ludzie, krążący gdzieś niedaleko, hałasy dochodzące zza okna. Słyszałam tylko historię i widziałam, jak żywa książka ją przeżywa, bo głos się jej załamywał, a wzrok miała utkwiony gdzieś ponad moim ramieniem.

I to koniec pierwszego rozdziału, a mnie nie chciało się wierzyć, że tak szybko. Czas minął w mgnieniu oka. Nie wiem, jakie woluminy leżały obok mnie na półkach, nie wiem, jakiego koloru spodnie miała sobie bibliotekarka, która szukała jakiegoś tytułu obok mnie, nawet nie wiem, czy to były spodnie czy spódnica. Pamiętam za to dokładnie, w co była ubrana bohaterka książki – stare dżinsy, niegdyś opięte, teraz za luźne i koszulę z logiem zespołu, którego już nawet nie lubiła.

Może to dobry sposób na odczarowanie bibliotek i książek, by nie kojarzyły się jedynie z zakurzonymi półkami pokrytymi pajęczynami? Na nadanie im nowego życia, zachęcenie do czytania tych, którzy z rezerwą podchodzą do literatury. To być może w końcu alternatywa dla tych, których męczy czytanie. Taki audiobook, z tym że bardziej na wyciągnięcie ręki.

Pewnie niektórzy powiedzą, że czytanie książki powinno być osobistym spotkaniem z fabułą, bez udziału osób trzecich. Może i racja, bo żeby zrozumieć fenomen żywej książki, trzeba po prostu samemu tego doświadczyć.