Zdechły wróbel na parapecie to zły omen. Zwłaszcza przed świętami. Już wolałbym indyka uśmierconego w celach przemysłowych i z zapieczonym jabłkiem w pupie.
Tak, jestem leniem.
Może nie patentowanym, ale jestem. Zresztą nawet nie wiem (i to nie wiem z samego lenistwa właśnie, gdyż nie chce mi się zaglądać do Wikipedii), co znaczy być leniem patentowanym. Zapewne jest to jakaś wyższa, albo odwrotnie - głębsza forma bierności, jakiś stupor programowo zaprzeczający wszelkiej, tak mentalnej jak cielesnej działalności.
No, ale jeżeli na sprawę tak właśnie popatrzeć, poprzez programowe zaprzeczenie wszelkiemu ruchowi, to leniem nie jestem. Nie jestem, bo umiem się niekiedy zmobilizować, wziąć w garść, pochylić nad tym czy innym działaniem. Mam swoje pasje, hobby i upodobania. Mam także, jak wszyscy dokoła, nawyki. Jednak nawyki to takie formy ekspresji, które silniej powodują mną, niż ja nimi. Więc one w tym zestawie raczej nie pasują.
W sumie więc jestem leniem czy nie jestem?
Moja sąsiadka, pani Zosia, twierdzi, że jestem.
Panie Krzysztofie – mówi pani Zosia. Święta idą i to święta Bożonarodzeniowe. U pana zaś wciąż jajeczko na półce w przedpokoju.
Panie Krzysztofie – mówi w dalszym ciągu pani Zosia: Przedpokój można by zmyć, bo pod drzwiami koty z kurzu jak szczury, a na drzwiach pajęczyna niby sieć rybacka. Poza tym – mówi nadal pani Zosia – widziałam z podwórka, że szyby w pokoju sadzą zapaćkane i framugi od zeszłego roku nieumyte.
Tak pani Zosiu – odpowiadam na kolejne uwagi sąsiadki. Wiem, ale jajeczko wkrótce się przyda, bo zima szybko minie i znów nadejdzie moda na pisanki.
Pajęczyny nie będę psował, bo każde stworzenie chce mieć swój domek i nie wypada jednym ruchem szmaty niszczyć tego, co pajączek sobie przez długie miesiące z wielkim trudem przy framudze namotał.
Kurzowe koty lubię, bo nie wymagają kuwety ani Puryny. Nadałem im nawet osobne imiona.
Co do okien… Nie myję, gdyż boję się, że jakiś zabłąkany ptaszek pomyśli, że szyby nie ma i uderzy główką w szkło, czyniąc sobie kuku, albo i coś więcej.
Zdechły wróbel na parapecie to zły omen. Zwłaszcza przed świętami. Już wolałbym indyka uśmierconego w celach przemysłowych, z zapieczonym jabłkiem w pupie.
A tak w ogóle to ja właśnie programowo zaprzeczam temu higienicznemu i kupieckiemu szaleństwu, tej histerii, temu wariactwu świątecznemu.
Abnegactwo moje przemyślane jest, wykoncypowane, logiczne i pragmatyczne. Jest cykliczne i antymistyczne. Z pająkiem brata się, karalucha hołubi, sadzę popiera i na kurze okiem łaskawym spoziera.
No, bo jeżeli inaczej, jeśli na przekór lub też odwrotnie, to wszak nazmywam się, nasprzątam, nałażę po sklepach, pieniędzy nawydaję, przy kasie mnie dwukrotnie okradną, buty (i to obydwa) mi się rozkleją, samochód mnie przed brama ochlapie, katar złapię albo i anginę, a gdy już do stołu zasiądę aby obejrzeć tysiące reklam, a po nich programową Wigilijną opowieść i Kevina samego w domu, i by pochłonąć podczas biesiady 18 tysięcy zgromadzonych na stole przeciwko mnie kalorii, to zaraz zasnę z utrudzenia i z przejedzenia. Oczywiście rodzina się wtedy pogniewa i wyjdą wszyscy na palcach by w swoich domach, w obrębie własnych pieleszy, dokończyć wspólnie podjętą kolędę.
A w ogóle to i kolędy są nudne, bo wciąż takie same, tak samo w połowie i byle jak odśpiewywane, a później opłatek… Uff – czy to szczere, czy otwarte, czy nie po to tylko, aby odfajkować, zaliczyć, uregulować?
Wiem, rozumiem - piękna tradycja, setki lat celebry, mała Bozia na sianeczku, przykościelna stajenka, żywy baranek, na TVN-nie pieśni chóralne itd. itp. i w ogóle kukuryku.
Ale te drobne, zapamiętane z dzieciństwa, wzruszające chwile i czułe obrazki buntują się boleśnie przeciwko bilbordom, przeciwko niezmierzonej mnogości reklam, przeciwko kolejkom, pośpiechowi, nerwowości, złości, zmęczeniu…
No, bo jeżeli to wszystko, ta nerwowa, rozdygotana, zmęczona bieganina, ten stres i wyraźnie wyższy aniżeli zeszłej zimy wydatek i obżarstwo po to jedynie, aby chwili jednej, krótkiej jak ułamanie przaśnego chlebusia, spojrzeć sobie w oczy i życzenie, choćby w miarę szczere współbiesiadnikowi, złożyć - to ja tak nie chcę. To ja zaprzeczam, umykam, cofam się do kąta.
Spacer wolę lub samotne piwo przy oknie.
Nocne kino lub wiersz w fotelu.
Pośród natłoku reklam łatwo przeoczyć gwiazdę Betlejemską.
Spokojnych, zdrowych, serdecznych Wam życzę.
I nie zapomnijcie przytulić kota.
Komentarze
4