Bardzo szybko zbliżają się pierwsze w historii III RP przedterminowe wybory prezydenckie. Smoleńska tragedia jest wyjątkowo intensywnie promowana jako koniec pewnej ery w polskiej polityce. Moment, od którego wszystko ma wyglądać inaczej.

To, co propagują media, nie ma jednak zbyt wiele wspólnego z tym, co określić można jako nastroje społeczne. Zdecydowana większość rzeczy została po staremu.

Czytając komentarze w internecie, wypowiedzi na portalach społecznościowych czy nawet rozmawiając ze znajomymi nie mogę oprzeć się wrażeniu, że 95% Polaków o jakiejkolwiek świadomości politycznej ma na drugie imię „Hiperbola”. Tak było zawsze i tak też jest dzisiaj. Przesada jest niejako wpisana w politykę. Wywoływanie paniki jest bodaj ulubionym środkiem perswazji wykorzystywanym przez partie dążące do przejęcia władzy w kraju. Przygnębiający jest fakt, jak skuteczny jest to oręż w walce wyborczej.

Pamiętacie jak opozycja komentowała sytuację polityczną, gdy bracia Kaczyńscy równocześnie sprawowali funkcje premiera i prezydenta?

To polska odmiana totalitaryzmu XXI wieku. Czerpie z totalitaryzmów europejskich i południowoamerykańskich. Bierze z nich różne elementy. To wszystko w tym kaczyzmie się miesza. Ograniczenie demokracji, swoisty zamordyzm, cenzura.

Ówczesna posłanka Joanna Senyszyn, w wywiadzie dla „Nie” w ten właśnie sposób określała wladzę PiS-u. Wizja to straszliwa, przerażająca. Sporo jednak przesadzona. Nawet pomimo krytycznej oceny tamtej władzy nie przypominam sobie, abym czuł się w jakikolwiek sposób pozbawiony jakichkolwiek swobód. Nie pamiętam też, aby funkcjonowanie państwa jako takiego było w jakikolwiek sposób zagrożona. W społeczeństwie panowało jednak przerażenie, jakby nastąpić miał jakiś kataklizm. Nic takiego miejsca jednak nie miało.

W Szczecinie nie jest inaczej.

Czy Krzystkiem nie będzie sterował poseł Nitras?

Takie pytanie zadawał przed poprzednimi wyborami samorządowymi Jacek Piechota sugerując, że zarządzający naszym miastem prawnik będzie jedynie marionetką w rękach szefa zachodniopomorskiej Platformy. Takie obawy wyrażaly zresztą w zasadzie wszystkie, poza PO oczywiście, partie w naszym mieście. Skończyło się tak, że dzisiaj prezydent z Nitrasem nie żyje dzisiaj najlepiej. Delikatnie mówiąc rzecz jasna.

Przykłady można mnożyć. Utrata niepodległości po wejściu do Unii, śmierć slużby zdrowia po zdobyciu przez aktualną władzę większości parlamentarnej... czekam tylko, aż ktoś kogoś oskarży o okultyzm.

Zbliżają się wybory na może nie do końca najważniejszy, ale z pewnością najbardziej prestiżowy urząd w naszym państwie. Jak prowadzona jest kampania wiadomo. Z jednej strony straszy się nas powrotem do będącej utożsamieniem zła IV RP. Z drugiej natomiast przekonuje się, że jedynie wybór kandydata PiS-u nie jest bluźnierstwem i aktem antypatriotyzmu. Reszcie stawki, która de facto kompletnie się w tym wyścigu nie liczy, pozostaje jedynie sprzedawać nam wizję Polski podzielonej („zawłaszczonej” – tak brzmi dramatyczniej) przez dwie największe w kraju partie prawicowe. Strach włączać telewizję, bo znowu trzeba będzie słuchać o czekających nas okropieństwach.

Nie mam zamiaru promować tezy, według której nie ma większego znaczenia, kto nami rządzi. Że i tak jakoś to będzie, bez względu na to, kogo skreślimy na karcie do głosowania. Wybór władzy jest ważny. Pamiętajmy jednak, że język polityki jest wyjątkowo specyficzny. Nie dajmy żerować pijarowcom na najprymitywniejszych z naszych instynktów. Oprzyjmy się całej tej przesadzie i kierujmy się chłodną oceną, zdrowym rozsądkiem.

Jeżeli wybory zakończą się inaczej, niż tego byśmy sobie życzyli... nie panikujmy. Nie będzie potrzeby opuszczania kraju, zmiany obywatelstwa, schodzenia do podziemia czy czegokolwiek w tym guście. Nawet jeżeli zacznie być już naprawdę źle, to demokracja (a więc my) i tak rozprawi się z ludźmi szkodzącymi naszej ojczyźnie przy okazji kolejnych wyborów. I powtórki z rozrywki nie będzie. Nazywajcie mnie naiwniakiem – ja naprawdę w to wierzę. I nie będę szukał żyletek, jeżeli wygra X czy Y.