Czarny czas dla restauratorów w Szczecinie trwa i nic nie wskazuje na to, by miał się szybko skończyć. Sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Wiele lokali już zostało zamkniętych, inne zwolniły część obsady, a jeszcze inne ratują się jak tylko mogą, serwując dania na wynos. Informacja o przedłużeniu restrykcji do 17 stycznia wielu odebrała nadzieję na powrót do normalnej działalności.

„Szczecińska gastronomia jest w totalnej apatii, my już straciliśmy siłę, żeby być złymi”

Wiadomo, że restauracje i lokale gastronomiczne funkcjonować będą w trybie na wynos i z dostawą do klienta co najmniej do 17 stycznia. To oznacza kolejny miesiąc zawieszenia lub działalności, przynoszącej straty. Jedyne lokale, które relatywnie wychodzą „na plus” na koronawirusowym zamieszaniu, to pizzerie i restauracje już wcześniej serwujące obiady z dowozem do domu czy biura. W tym drugim przypadku trudno jednak mówić o zysku. To bardziej kwestia zarabiania na przetrwanie.

– Rząd poszedł na całość. To nie jest prosta sytuacja. Wszyscy, którzy mają interesy związane z sylwestrem, wypoczynkiem zimowym czy eventami, zarabiają jednym miesiącem na cały rok. Rząd im totalnie zabrał możliwość zarabiania. Nie krytykuję, jeżeli są przesłanki związane z życiem i zdrowiem ludzkim, ale w innych państwach idzie od razu pomoc dla firm, a tutaj jest tylko pewna obietnica – mówi Iwona Niemczewska, restauratorka. – Szczecińska gastronomia jest w totalnej apatii, my już straciliśmy siłę, żeby być złymi. Przeszła złość, teraz jest niemoc, a potem jest już chyba tylko totalna wściekłość. Ludzie są bez pracy, śmiejemy się, że już nawet w dyskontach nie będzie niedługo dla nas miejsc do pracy.

Czym „ratują się” firmy przed Bożym Narodzeniem?

– Wszyscy lepimy pierogi. Nic innego nam nie zostało. Proszę iść do swojej ulubionej restauracji i kupić pierogi. Być może przyczynicie się tymi zakupami do tego, że ktoś dostanie pensję przed świętami albo zapłaci za prąd – dodaje restauratorka.

„To nie jest czas na ambitną kuchnię, bo jej się nie wsadzi do korytka albo styropianowego pudełka”

Inni gastronomicy, z którymi rozmawialiśmy, nie chcą przedstawiać się z imienia i nazwiska, ale przyznają, że słowo „dramat” najlepiej oddaje sytuację, w jakiej się znaleźli.

– Zostaliśmy z ogromnymi długami, z których wyjście zajmie nam całe lata. Restauracja, którą prowadzę, jest zlokalizowana niedaleko kampusu uniwersyteckiego i biurowców. Nie ma szans na zarobek na wynos, bo w biurach jest zaledwie część załogi, a studentów nie ma wcale. Jestem rozgoryczona, bo biznes dobrze wystartował. Były plany, nadzieje, świetny kucharz, wspaniały zespół. I co teraz? Nikt nie może pozwolić sobie na to, żeby przez rok utrzymywać kilkanaście osób, nie mając żadnych zysków – mówi restauratorka.

Kobieta dodaje, że jej restauracja została zamknięta z początkiem listopada. Miała nadzieję, że wróci na początku roku, ale już wiadomo, że tak się nie stanie.

– Zamiast dań z karty robimy domowe obiady i wozimy je do klientów. To może jest jedna trzecia tego, co zarabialiśmy wcześniej. Są straty, ale chcemy jeszcze trochę powalczyć – mówi inny restaurator. – To nie jest czas na ambitną kuchnię, bo jej się nie wsadzi do korytka albo styropianowego pudełka. Jest codziennie kotlet schabowy albo mielony, zrazy, surówka, pierogi, koptyka, zupa dnia i tyle. Pociesza nas to, że klienci są z nami. Jest dużo zamówień przed świętami, one wynikają z chęci pomocy. Przyszedł ostatnio klient i powiedział, że bierze od nas cztery kilogramy pierogów na święta i rybę nie dlatego, że nie umie zrobić, tylko dlatego, że przychodził do nas na randki z narzeczoną i po wszystkim też chce nadal przychodzić – dodaje.

Przedsiębiorcy o lockdownie: „czyste szaleństwo”

Zachodniopomorscy przedsiębiorcy informację o lockdownie po świętach przyjęli fatalnie. Dyrektor Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie nazywa ją wprost „czystym szaleństwem”.

– Kolejny raz rząd niespodziewanie wprowadza lockdown i pogrąża przedsiębiorców. To dość zdumiewające działanie. Limit zachorowań do wprowadzenia narodowej kwarantanny ustalono wówczas na 70 zakażeń na 100 tys. mieszkańców w ujęciu średnim na tydzień. Tymczasem liczba zmalała w ostatnich tygodniach, a rząd wprowadza narodową kwarantannę. Gdzie tu sens i logika? – pyta Piotr Wolny, dyrektor Izby.

– Rollercoaster, który zafundowano galeriom handlowym, restauratorom czy hotelom, jest trudny do zaakceptowania i pokazuje, że strategia walki z pandemią jest zupełnie rozbieżna z oczekiwaniami przedsiębiorców – zauważa Katarzyna Michalska, doradca gospodarczy. – Rozmawiam tygodniowo z dziesiątkami zdesperowanych przedsiębiorców. Zdarzają się, że toną w długach, tracą majątki, mają czarne myśli. Jak teraz mówić im, że będzie dobrze?