Ten wieżowiec widać było z wielu miejsc w Szczecinie. Na tle siermiężnego budownictwa tamtych lat pachniał nowoczesnością, a pod koniec kwietnia 1980 roku wprowadzili się do niego pierwsi „lokatorzy” – pracownicy szczecińskiego oddziału Polskiego Radia i Telewizji. Przez najbliższe 24 lata ten 65-metrowy budynek będzie dla nich miejscem pracy, które będą wspominać po wielu latach. „Od 7 rano do 22 wieczorem wieżowiec hulał. Ekipy newsowe cały czas wyjeżdżały w teren. Wtedy w telewizji powstawało bardzo dużo reportaży i ciekawych programów” – wspomina redaktor Helena Kwiatkowska, dziennikarka ówczesnej telewizji.
Helena Kwiatkowska pracę w Telewizji Polskiej rozpoczęła od rocznego stażu w 1986 roku. W wieżowcu przy ul. Niedziałkowskiego spędziła osiem zawodowych lat. Jak mówi, każdy młody dziennikarz przygodę w szczecińskiej telewizji zaczynał od „Kroniki”. Wtedy uważano, że redakcja informacji powinna być kuźnią młodych kadr.
– Tam też uczyliśmy się od starszych kolegów. To były piękne lata. Młodym człowiekiem opiekowano się na każdym etapie rozwoju. Mogliśmy pytać o wszystko, nawet po dziesięć razy – wspomina redaktor Kwiatkowska.
„Wieżowiec, który nigdy nie zasypiał”
Przypomnijmy, że w latach 80. baza filmowa szczecińskiej telewizji mieściła się w willi obecnego Hotelu Atrium. Znajdowała się tam również montażownia, w której pracowali uzdolnieni fachowcy, jak Magdalena Rekłajtis czy Bogdan Kondratt.
– Od 7 rano do 22 wieczorem wieżowiec hulał. Ekipy newsowe cały czas wyjeżdżały w teren. Dziennikarze realizowali duże i małe materiały. Oprócz tego było wielu, którzy nagrywali własne tematy, jak na przykład dokumenty dla Jedynki i Dwójki. Wtedy w telewizji powstawało bardzo dużo reportaży i ciekawych programów o kulturze i sztuce – opowiada nasza rozmówczyni.
Robota paliła się w dziennikarskich rękach, a okna wieżowca świeciły do nocy za sprawą twórców, którym najlepiej pracowało się w późnych godzinach. Jak dodaje Helena Kwiatkowska, nikt się temu nie dziwił, ponieważ właśnie o tej porze można było się „skupić i usłyszeć własne myśli”.
Na nagrania jeździło się Nysą, która miała wbudowaną… kasę pancerną. Kiedyś pojazd ten służył księgowości. Do dyspozycji był również NRD-owski Robur, który osiągał „zawrotne prędkości”.
– Nysa była ciężka i bardzo często stawała w śniegu. Nie lepszy był Robur, którym – na przykład – jechaliśmy około pięć godzin na otwarcie szpitala w Pile. Osiągał maksymalnie 60 kilometrów na godzinę. Ale za to wszystko się mieściło i można było w nim jeszcze hasać. To były integracyjne wyjazdy – opowiada dziennikarka. Potem w redakcji pojawiły się Polonezy.
Czas na nową siedzibę
Zanim wybudowano wspomniany wieżowiec, redaktorzy musieli mieć niezłą kondycję. Powód? Obiekty radia i telewizji porozrzucane były w wielu miejscach Szczecina. Na przykład, studio telewizyjne mieściło się na 30 metrach kwadratowych przy ulicy Tkackiej. Potem przyszedł czas na większy metraż (ok. 60 metrów kwadratowych) w willi przy ulicy Monte Cassino (wówczas Armii Czerwonej), gdzie reżyserowane były m.in. teatry na żywo.
Pod koniec lat 60. XX w. Zbigniew Puchalski stwierdził, że czas najwyższy wybudować nową siedzibę PRiTV. W latach 1966-1990 pełnił on funkcję redaktora naczelnego Polskiego Radia w Szczecinie, następnie (1980 oraz 1985-1990) był redaktorem naczelnym Polskiego Radia i Telewizji w Szczecinie.
– Zbigniew Puchalski chciał, aby nowa siedziba była w reprezentacyjnym budynku, w którym wszystko się zmieści, a twórcy będą mieć dobre warunki do pracy – wspomina Helena Kwiatkowska.
Bufet, kino i gabinety lekarskie
Takie miejsce znaleziono na działce otoczonej ulicami Niedziałkowskiego, Wojska Polskiego, Felczaka i Monte Cassino. Budowa ruszyła w 1972 roku, a pierwszy obiekt z całego kompleksu oddano do użytku w 1974 roku.
– Wieżowiec był dziwnie, jak na dzisiejsze warunki, zbudowany. Posiadał rdzeń, który później był trzonem komunikacyjnym z windą i schodami, wokół których były pomieszczenia – opisuje pierwszy szczeciński „drapacz chmur” H. Kwiatkowska.
Budowę ukończono w 1978 roku, a gmach uroczyście otwarto 25 kwietnia 1980 roku. Na 17 i 16 piętrze znajdowały się stołówka i bufet. Na 14. były montaże, a na 13. z czasem powstało małe studio, w którym zapowiadano pogodę oraz wiadomości. Od 8 piętra w dół działały redakcje radiowe. W szczecińskiej siedzibie PRiTV znalazło się również miejsce na małe kino, w którym można było oglądać m.in. produkcje przysyłane z Warszawy.
– Potem kino przebudowano, ale była jeszcze piękna, wielka biblioteka. W epoce przedinternetowej każdy, kto chciał się dowiedzieć czegoś o swoim bohaterze, szedł właśnie do niej. To był pierwszy przystanek w zdobywaniu wiedzy – dodaje redaktor Kwiatkowska.
Co ciekawe, w wieżowcu znajdowały się również gabinety lekarskie. „Kiedy człowiek był chory, nie musiał biegać po przychodniach, w wieżowcu był lekarz i pielęgniarka”. Pani Helena śmieje się, że pracownikom wieżowca brakowało tylko przedszkola. – Nasze dzieci biegały po korytarzach albo przychodziły po szkole i patrzyły, jak działa ta cała dziennikarska maszyneria. A przy okazji uczyły się obsługi komputerów, szybciej niż ich rodzice.
Rozłam i wielka wyprowadzka
W siedzibie PRiTV gościła również pierwsza liga polskich muzyków, którzy w wieżowcu nagrywali płyty. Z myślą o nich część pomieszczeń została przeznaczona na pokoje gościnne.
– W latach 90. studio radiowe było doskonale wyposażone i świetnie prowadzone przez młodych fachowców, jak Przemysław Kućko, Ryszard Kabaciński, Roman Zieliński. W wieżowcu swoje płyty nagrywali m.in. De Mono czy Behemoth, „Lombard”, Wojciech Waglewski z „Voo Voo” czy Wiesław Pieregorólką - przypomina dziennikarka.
Do 1993 roku dominujący w willowej dzielnicy budynek należał do Radiokomitetu. Rok później nastąpił podział na radio i telewizję. Od tej pory wieżowiec w 70,5 procentach był własnością Telewizji Szczecin, a pozostałej części Radia Szczecin. Z czasem gmach przestał spełniać wymogi przeciwpożarowe i stał się drogi w utrzymaniu.
– Poza tym technika poszła bardzo do przodu. To był czas szalonego postępu technologicznego. Ten wieżowiec był śliczny, ale po prostu przestał spełniać swoje zadanie – podkreśla H. Kwiatkowska.
Media wyprowadziły się z wieżowca w 2004 roku. Od tego czasu pomieszczenia wynajmowano prywatnym firmom. W 2015 roku został on sprzedany firmie Idea-Inwest za nieco ponad 3,4 mln zł.
„To nie będą gadające głowy”
Po kilkudziesięciu latach od swojego debiutu w szczecińskiej telewizji Helena Kwiatkowska realizuje film o życiu dawnego wieżowca PRiTV. Powstała również dwutomowa książka, która premierę będzie mieć w szczecińskich księgarniach już w styczniu. Jej redaktorką jest Janina Piotrowska.
– Książka opowiada o ludziach, zjawiskach, programach i czasach, w których przyszło nam żyć. Ukazuje nieco subiektywnie historię szczecińskiego radia i telewizji od 1980 do 2005 roku. Film skupia się na tych samych latach, ale od strony programów i ludzkich
indywidualności. W wieżowcu pracowali bardzo zdolni ludzie, świetni dziennikarze, a także montażyści, operatorzy, realizatorzy wizji i fonii – podkreśla.
Publikacja powstała przy współpracy Heleny Kwiatkowskiej z radiowcami – Anną Kolmer i Jarosławem Daleckim. Publikacja uzyskała wsparcie Mecenatu Miasta Szczecin. Opiekę graficzną sprawował malarz, grafik i ilustrator prof. Andrzej Tomczak. Na okładce widnieje zdjęcie autorstwa Włodzimierza Piątka.
„Naprawdę otwarta telewizja”
W filmie zobaczymy m.in. Kingę Brandys, Teresę Modelską, Jana Kuczerę, Jacka Kamińskiego, Kazimierza Borowca, Jacka Wiśniewskiego, Zbigniewa Kosiorowskiego i wiele innych osób. Swoimi wspomnieniami podzielą się ludzie, którzy tworzyli programy informacyjne, rozrywkowe, kulturalne, reportaże, filmy dokumentalne, programy plenerowe szczecińskiej TVP. Jak podkreśla Helena Kwiatkowska, „to nie będą gadające głowy”.
— Bohaterowie filmu mówią o rzeczach, o których dzisiejsza telewizja nie słyszała. O atmosferze, szkoleniach młodych, o tym jak się w telewizji czuli, jak gubili się w wieżowcu, jakich mieli przyjaciół i wrogów. Mam nadzieję, że film odda klimat tamtych czasów, będzie w nim dużo zdjęć archiwalnych. Wieżowiec to bardzo specyficzna firma – praca niemal przez cała dobę, wielkie emocje a później wielka satysfakcja. Niemal każdy z jego pracowników mówi na nagraniach, że to były najlepsze lata jego życia. I nic dziwnego – wtedy najwięcej się nauczyliśmy.
Dodajmy, że autorem zdjęć jest absolwent Akademii Sztuki oraz łódzkiej filmówki Bartosz Jurgiewicz. Produkcją zajmuje się Jarosław Dalecki, a film powstaje dzięki dotacji Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego Pomerania.
– Za czasów komuny oraz po przełomie ustrojowym, to była naprawdę otwarta telewizja. Szczególnie otwarta na tematy i pomysły dziennikarzy – dodaje redaktor Kwiatkowska.
Komentarze
21