Troje ludzi zamkniętych w pokoju bez drzwi - ciekawy eksperyment Teatru Nie Ma
Zagrajmy w grę
Tym, co przyciąga mnie do teatru, jest element niepewności. Idąc na sztukę często nie wiem, czego się spodziewać. Tak też było w przypadku "Wiedeńskiego Krzesła" które Teatr Nie Ma wystawił w 13 Muzach. Spektakl zaskoczył mnie już na wstępie układem sali, zrywając z klasycznym podziałem na podwyższoną scenę i widownię. Długie rzędy krzeseł ustawione w kwadrat sprawiły, że widzowie otoczyli grających szczelnym kordonem. Stworzyło to umowną przestrzeń pokoju, w którym zamkniętych zostało dwóch mężczyzn i kobieta - wszyscy ubrani w jednakowe, białe kaftany bezpieczeństwa.
Błędna diagnoza
Nikt nie spodziewa się, że nagle zostanie zamknięty w pokoju bez możliwości wyjścia. Dwójka bohaterów spektaklu - mężczyzna i kobieta - także była mocno zdziwiona zaistniałą sytuacją. Z rozmowy jaką toczą między sobą można wywnioskować, że ktoś zabrał ich z miejsca pracy i wbrew woli umieścił w zamknięciu. Mężczyzna sądzi, że biorą oni udział w eksperymencie i są stale podglądani przez swoich oprawców. Wspomnianej już dwójce towarzyszy poruszający się na czworakach dziwak z ogoloną głową, z którym nie ma większego kontaktu.
Po przeczytaniu powyższego fragmentu recenzji każdy pomyśli, że "Wiedeńskie Krzesło" jest specyficznym studium nad zachowanie jednostki w zamknięciu. Jak bohaterowie poradzą sobie z zaistniałą sytuacją? Czy będą próbowali za wszelką cenę wydostać się z pułapki? Jak zareaguje ich obciążona ogromnym stresem psychika?
Akcja sztuki idzie jednak w zupełnie innym kierunku. Mężczyzna i kobieta rozmawiają o problemach całkowicie niezwiązanych z kwestią uwięzienia w tajemniczym pokoju. Jak gdyby nigdy nic opowiadają o swoim życiu, pracy zawodowej i uczuciach. Ich dialog wydaje się coraz bardziej absurdalny, przez co widz zaczyna mieć wątpliwości, co jest prawdą, a co wytworem umysłu bohaterów. Ostateczny finał nie przynosi odpowiedzi na wszystkie pytania, co jednak nie jest szczególnie frapujące.
Dobrze, lecz...
Rozgrywająca się w oparach absurdu akcja "Wiedeńskiego Krzesła" z początku urzeka, jednak pa zakończeniu sztuki widz może mieć mieszane uczucia. Co jest tu fikcją a co prawdą i co tak właściwie chciała nam przekazać reżyser? Najnowszy spektakl Tatiany Malinowskiej-Tyszkiewicz ma wiele mocnych elementów, jednak nie jest to sztuka wybitna. To teatralny średniak, który nie przypadnie wszystkim do gustu, choć może mieć liczne grono zagorzałych zwolenników.
Komentarze
0