Największy problem z dzikami jest na Prawobrzeżu w okolicach leśnych oraz na Pomorzanach, gdzie dziki w ciągu dnia odwiedzają miejsca uczęszczane przez ludzi. Straż Miejska przyznaje, że problem jest bardzo poważny.

„Straty są ogromne. Całe alejki przeorane i przekopane”

Fora internetowe są przepełnione informacjami o dzikach spacerujących po ulicach. Wiele takich zgłoszeń ma miejsce na Pomorzanach: „Cztery małe dziki na ul. Inowrocławskiej, matka zginęła pod kołami samochodu, przegoniliśmy za garaże i wezwaliśmy straż miejską” – napisała na forum jedna z internautek. Inny internauta dodał zdjęcia małych dzików gryzących trawę w ciągu dnia w okolicach ul. Włościańskiej. „Chodzą po ulicy w biały dzień i nie boją się ludzi”. Inne doniesienia mieszkańców dotyczą ulic Ruskiej, Boryny, Jagny czy Starkiewicza.

Problem dzików jest nie tylko na Pomorzanach. Kilka było widzianych ostatnio w okolicach ulic Lubeckiego i Willowej. Poważny problem z dzikami ma również tradycyjnie Wyspa Pucka. – Jest ich mnóstwo. Wchodzą na ogrody działkowe i niszczą wszystko po drodze. Straty są bardzo duże, całe alejki są przekopane i przeorane – mówi w rozmowie z portalem wszczecinie.pl przewodnicząca Rady Osiedla, Elżbieta Flis. Mieszkańcy różnych osiedli zgłaszają do urzędu miasta „dziki problem”, ale zwykle są odsyłani do łowczego miejskiego.

Ponad 1500 zgłoszeń do straży miejskiej od początku roku

Joanna Wojtach, rzecznik prasowy straży miejskiej w Szczecinie, przyznaje, że skala problemu jest poważna. Strażnicy miejscy w roku 2019 odebrali 3359 zgłoszeń dotyczących dzikich zwierząt na terenie miasta. Stanowiło to ponad 12% wszystkich zgłoszeń kierowanych do jednostki na terenie naszego miasta. Tylko w pierwszym półroczu tego roku zgłoszeń było ponad 1500, a szczyt zgłoszeń przypada zawsze na początek jesieni.

– Temat jest nam znany bardzo dobrze, bo telefonów jest wiele. Straż miejska przekazuje sprawę do łowczego miejskiego i to on jest odpowiedzialny za odłów dzików – mówi Joanna Wojtach.

Dzikie sierotki muszą radzić sobie same. „Te dziki, które biegają po Pomorzanach, to tegoroczne maluchy, które nie mogą się odnaleźć”

Trudno jest mówić, że dziki w mieście to problem zupełnie nowy. Nie da się jednak ukryć, że zaskakuje ilość młodych zwierząt w mieście i fakt, że coraz odważniej podchodzą one do ludzi.

– Giną zwykle lochy. Małe dziczki więc albo zdychają, albo – jeżeli są już na tyle silne, by przeżyć – błąkają się po parkach i lasach w poszukiwaniu jedzenia. Te dziki, które biegają po Pomorzanach, to tegoroczne maluchy, które nie mogą się odnaleźć. Powinno się je odławiać i kierować do lasu. Jeżeli to się nie stanie, to te zwierzęta dorosną i wrócą do miasta ze swoimi młodymi – tłumaczy Marzena Białowolska z Fundacji Dzikich Zwierząt. – One się zadomawiają w mieście, znajdują tu jedzenie w koszach, często jedzą karmę przygotowaną dla kotów wolno żyjących. Małe dziczki nie są groźne, ale dorosła locha czy odyniec już może stwarzać zagrożenie.

Radna Jackowski pisze do Prezydenta Krzystka. „Mieszkańcy boją się wychodzić na spacery z psami”

Interpelację w tej sprawie przygotowała także radna Dominika Jackowski. „Od kilku dni wataha dzików terroryzuje osiedle Pomorzany. Obecnie dziki odważnie spacerują po osiedlu nie bacząc na pieszych czy też ruch samochodowy. Aktualnie po osiedlu spaceruje kilka rodzin dzików. Widziane są w różnych częściach osiedla i o różnych porach dania i nocy. Sytuacja jest bardzo poważna ponieważ dziki w ogóle nie boją się ludzi ani samochodów. Mieszkańcy boją się wychodzić na spacery z psami ponieważ te mogą chcieć gonić dziki co może skończyć się tragicznie” – czytamy. Urząd Miasta nie ustosunkował się jeszcze do pisma radnej.