Jeżeli ktoś spodziewał się takich przebojów jak „Zejdź ze mnie” czy „Posypałka” to chyba był rozczarowany. Jednak ci, którzy zapoznali się z zawartością ostatniego krążka grupy („Samo Voo Voo”) oraz z wypowiedziami Wojtka Waglewskiego w mediach na jego temat, chyba wiedzieli czego się spodziewać po aktualnym koncertowym ujawnieniu tego zasłużonego zespołu, który w sobotę wieczorem 31. stycznia wyszedł na scenę Free Blues Clubu.


To był bardzo mocny, intensywny występ. Gitara, bas, perkusja, saxofon, a dodatkowo także klawisze (na których grał „nowy pianista w zespole” Mateusz Pospieszalski) posłużyły do stworzenia na żywo przekazu, w którym najszlachetniejsze bluesowe i rock`n`rollowe wzorce (Bo Didley, The Kinks) splatały się z jazz`em i funkiem. Momentami było bardzo awangardowo, głównie za sprawą gitarowych riffów, które wydobywał ze swych gitar pan Wojciech. Chropowate, niemalże surowe, ale też bardzo finezyjne dźwięki w improwizowanych sekwencjach brzmiały bardzo klarownie. To była czysta muzyczna forma. Mateo, Karim, Stopa skutecznie podtrzymywali tą formułę.

Panowie zagrali następujące utwory: „Nie podoba mi się”, „Dzisiaj jest ładna pogoda”, „Ogień”, „Łan Łerd Łan Drim”, „Nie fajnie” , „Dziki”, „Puszcza”, „Pan to wie”, „Leszek mi mówił”, „Barany”, „Leszek mi mówił”, „To ładnie wychodzi” (z wspaniałym cytatem z „Chameleona” Herbiego Hancocka) oraz „Komboj”, a wywołani ponownie na scenę przez publiczność dorzucili jeszcze „Nie manipuluj” W ten sposób przedstawiając cały materiał z ostatniej płyty (choć w zmienionej kolejności). I to mogłoby być już wszystko, w myśl spójnej koncepcji, którą Voo Voo zaproponowało. Zresztą lider grupy powiedział, że cieszy się, iż zespół ma taki kredyt zaufania u odbiorców, który pozwala na to my nie grać „żadnego pieprzonego Łobi Jabi”. Tak się też stało, ale jednak koncert jeszcze trochę potrwał.

Muzycy wykonali kilka numerów z pierwszych płyt zespołu – „Esencję” ze „Sno-Powiązałki”, „Dzwon i młot” z „Zespołu Gitar Elektrycznych” oraz nowszy „Bo Bóg Dokopie” z albumu „Voo Voo z kobietami”. Zatem zostali usatysfakcjonowani także ci, którzy jeszcze nie przetrawili najnowszych dokonań formacji. Tak czy owak chyba nie było na sali osób, które żałowały wydatku poniesionego na bilet wstępu. Zespół pokazał, że jest w bardzo dobrej formie. Przedstawił trochę odmienne (od tego do którego nas przyzwyczaił) oblicze. Grali z dużym zaangażowaniem, ale też chwilami bawiąc się konwencjami i pomysłami melodycznymi. Przy tym widać było, że takie właśnie podejście do tego co robią, bardzo im odpowiada.