Listopad. Miesiąc słabej pogody, ale i relatywnie wielu wolnych dni. Wolnych przez wzgląd na dwie daty – dzień Wszystkich Świętych oraz Święto Niepodległości. Co te nazwy dziś dla nas znaczą?
Wygląda na to, że znaczą bardzo niewiele. Nie jestem w żaden sposób fanem przydługich, nadętych uroczystości 11-ego czy też pogrążania się w bezkresnej zadumie i wielkiej smucie pierwszego dnia przedostatniego miesiąca w roku. Trudno mi się jednak oprzeć wrażeniu, że dla coraz większej ilości osób synonimem postępu i przejawem nowoczesnego społeczeństwa staje się olewacki stosunek do czerwonych cyfr w kalendarzu.
O piwie przy grobach
Co zapamiętam po swoim ostatnim pobycie na naszej nekropolii? Zapamiętam faceta, który przechadzał się po cmentarzu z lufką nabitą radością. Ot tak, bez jakiegokolwiek skrępowania. Zapamiętam dwóch panów dyskutujących nad grobem kogoś bliskiego. Tematem tej bardzo skądinąd głośnej wymiany poglądów była cena czteropaków piwa w takiej, czy innej sieci sklepów. Zapamiętam w końcu bezduszną, przepełnioną urzędniczą bezwzględnością naklejkę umieszczoną na jednym z nagrobków. „Grób przeznaczony do likwidacji”. Bo ktoś nie zapłacił za kwaterę. Nie chcę wiedzieć, w jaki sposób likwiduje się takie mogiły.
Celebracja wolnego
Ciekaw jestem, dla ilu osób 92. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości była czymkolwiek więcej niż tylko dniem wolnym od pracy czy też nauki. Chętnie dowiedziałbym się również, jaki odsetek gimnazjalistów podziela opinię mojego młodszego brata, który nie był zachwycony perspektywą „kolejnego apelu, na którym będą kazali mu się smucić”. Zastanawia mnie, ile flag było wywieszonych jeszcze kilka dni po święcie. Mnie uczono szanować barwy narodowe. Rozumiem przez to choćby prezentowanie ich jedynie w dni do tego przeznaczone. Bo to nie jest jakaś tam pierwsza lepsza ozdóbka.
Nie zastanawiamy się już nad tym, dlaczego idziemy odwiedzić na cmentarz bliskich, których z nami już jakiś czas nie ma. Niby wiemy o co chodzi, ale robimy to z przyzwyczajenia lub pod naciskiem starszych członków rodziny. Biało-czerwone płótno wieszamy tylko dlatego, że wstyd tego nie zrobić. Sąsiedzi by się krzywo patrzyli i tak dalej. Nie mamy tutaj do czynienia z czymś takim jak „tradycja”. To tylko takie bezmyślne odklepywanie społecznie narzuconych „obowiązków”.
Telewizja jak zwykle zła
Telewizja, która przecież w dużej mierze kształtuje społeczeństwo, ma w temacie dużo na sumieniu. Oglądając jakikolwiek serwis informacyjny na Wszystkich Świętych mam wrażenie, że to taki dzień sporych utrudnień w ruchu drogowym, wypadków i pijanych kierowców. Dobrze, że o tym się mówi, ale stacje chyba trochę się pogubiły. Nie te proporcje.
Szklany ekran działa też na niekorzyść drugiego ze wspominanych przeze mnie świąt. Włączając odbiornik od razu wiadomo, co świętujemy (to akurat jest dobre). Nadęcie i nudne relacje bardzo szybko zniechęcają jednak do skupienia uwagi na wydarzeniach po drugiej stronie kineskopu. Nie dziwota, że zwłaszcza najmłodsi albo przełączają kanał, albo najzwyczajniej w świecie postanawiają zająć się czymś innym. A wystarczyłoby zorganizować kilka imprez takich jak śpiewanie pieśni patriotycznych w Pivarii (wspaniały pomysł, chylę czoła przed pomysłodawcami) i bezpośrednio transmitować je na antenie.
Wartość polskości
Coraz częściej wydaje mi się, że tracimy naszą tożsamość. Jedną z wyróżniających cech każdego narodu są jego święta, tradycja. Odcinanie się od nich, ignorowanie ich jest najprostszą drogą do utraty czegoś, co nazwać należałoby w naszym konkretnym przypadku polskością. Polskością, którą docenia się coraz mniej, bo albo kojarzy się z ogromem negatywnych „cech narodowych”, albo z ksenofobicznymi ruchami skrajnej (chociaż ostatnio chyba coraz mniej) prawicy.
Na świecie jest tak, że raczej trudno o szacunek dla kogoś, kto nie szanuje samego siebie, dlatego też warto przychylniejszym okiem spojrzeć na to, co dzieje się w listopadzie. Wykazać odrobinę, naprawdę odrobinę zaangażowania, bo właśnie to jest szacunkiem dla Polski. Co więcej, problem istotny zdaje się być zwłaszcza u nas, w Szczecinie. Ciągle towarzyszy nam przecież łatka miasta polskiego nieco z przypadku. Miejscowości znajdującej się w obrębie danego państwa dzięki żelaznej kurtynie, nieco na siłę. Warto chyba zrobić coś, żeby utrwalić w świadomości rodaków poczucie, że portowe miasto jest stuprocentowo biało-czerwone. Najprostszym sposobem na osiągnięcie takiego efektu będzie chwila refleksji wtedy, kiedy powinna ona nastąpić. Nie wstydźmy się być Polakami. Warto.
Komentarze
2