Na pierwszy brunch przyszło kilku zaciekawionych nieznajomych. Wówczas większość gości stanowili przyjaciele Magdy. Teraz prawie wszystkie miejsca przy stole projektu „Sytobrunch” zajmują zupełnie obce sobie osoby, które łączy pasja do jedzenia i poznawania nowych smaków. - Z takiego zwykłego „czy możesz podać mi miskę?” potrafią nawiązać się przyjaźnie - opowiada Magda.
Przyznaje, że gotowanie nie było jej pasją. Jej pierwszymi i dużymi wzorami w tej dziedzinie były mama i babcia.
- One naprawdę bardzo dobrze gotują i zawsze mają odwagę w próbowaniu nowych rzeczy - mówi Magda. - Mama zawsze bardzo chętnie angażowała mnie do pracy w kuchni. Pierwszym specjałem, jaki sama przygotowałam, był sernik z trzema warstwami, do których dokładało się po jednej galaretce. Miałam wtedy może 10 lat. Pamiętam, jak moja mama mówiła mi, że trzeba bardzo dokładnie wymieszać galaretkę, aby nie było grudek w cieście. Chciałam to zrobić szybko i grudki oczywiście się pojawiły.
W jej rodzinnym domu stoi duży drewniany stół, przy którym wspólnie z rodzicami oraz bratem jadali weekendowe śniadania. Organizacja brunchy przyszła wraz z potrzebą spotykania się ze znajomymi.
- Od kwietnia do października bardzo intensywnie pracowałam i omijały mnie wszystkie imprezy oraz spotkania. Jesienią i zimą zawsze chciałam nadrobić ten czas. Zapraszałam znajomych, którzy z czasem zaczęli przychodzić ze swoimi bliskimi, których ja nie znałam. Później ktoś podsunął mi pomysł, żeby zorganizować brunch zupełnie dla obcych ludzi. Na początku pomyślałam sobie, “no nie, gdzie ja będę zapraszać kogoś obcego do domu” - wspomina.
Brunch to połączenie dwóch posiłków w jeden długi. Nazwa pochodzi od dwóch angielskich słów “breakfast” i “lunch”. Ta forma posiłku wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych i Anglii.
- Na początku było to po prostu niedzielne długie spotkanie. Z czasem brunch również zaczął pełnić funkcję spotkań biznesowych – tłumaczy nasza bohaterka. - Wtedy też można zorganizować go w środku tygodnia. Podawane są posiłki zimne, ciepłe, słodkie, słone, wytrawne. Czyli wszystkie pasty, sałatki, tarty, ciasta.
Co ma być to będzie, czyli pierwszy brunch
Magda obawiała się, że jej dania mogą nie zasmakować. Nie jest kucharzem ani nie ma wykształcenia gastronomicznego. To ten fakt wstrzymywał ją przez pewien czas.
- Przyszedł taki moment, w którym stwierdziłam, że chcę spróbować. Jak nie wyjdzie to trudno - wspomina.
Pierwsze otwarte spotkanie zorganizowała w lipcu ubiegłego roku w Port Barze na Łasztowni. Wówczas przyszło osiem zupełnie obcych jej osób. Pozostali byli znajomymi.
- Przygotowałam pastę z pieczonych papryk z masłem orzechowym, moją ulubioną pastę z karmelizowanych pomidorków koktajlowych z pepperoncini i świeżym tymiankiem. Na stole postawiłam również masło orzechowe z nerkowców z truflami – wspomina autorka “Sytobrunch”. - Wtedy było strasznie gorąco i nie mogłam za bardzo zaszaleć. A i przygotowałam orzeźwiającą sałatkę z awokado i czereśniami z dodatkiem pestek dyni, świeżej kolendry i cebuli. Do picia zawsze jest woda, herbata i kawa.
Z każdą kolejną edycją znajomych było coraz mniej, a coraz więcej obcych osób. - Wtedy też zaczęłam prowadzić Instagrama pod nazwą @sytobrunch.
Obcy ludzie, którzy zachowują się jak przyjaciele
Do tej pory Magda zorganizowała cztery brunche w swoim mieszkaniu oraz trzy poza domem. Jak zachowują się zupełnie obcy sobie ludzie podczas wspólnego jedzenia oraz jaka panuje atmosfera?
- Dużo zależy od samych gości. Ich ludzkiej otwartości, czy lubią rozmawiać i poznawać nowych ludzi. W pierwszych minutach czuć zazwyczaj skrępowanie, lekką niepewność. Nie każdy potrafi szybko odnaleźć się w obcym domu z obcymi ludźmi. Na samym początku staram się wprowadzić gości w klimat, a później z każdym próbuję porozmawiać - wyjaśnia Magda.
Autorka projektu “Sytobrunch” często jest bardzo pozytywnie zaskoczona emocjami jej gości.
- Obok siebie siadają obcy ludzie i w pewnym momencie zachowują się tak, jakby znali się przez lata. Z takiego zwykłego pytania “czy możesz podać mi miskę” naprawdę potrafi nawiązać się przyjaźń. Podczas kwietniowego brunchu obok siebie siedziały trzy zupełnie obce sobie dziewczyny, a wśród nich Zuza, która prowadzi pracownię ceramiki. Dziewczyny tak się ze sobą dogadały, że we dwie zapisały się na warsztaty do Zuzy i co ciekawe, poszły na nie również razem.
Spotkanie w Hali Odra i pracowni Andrzeja Graby
W maju tego roku Magda przygotowała brunch w Hali Odra. - Stwierdziłam, że będzie to świetne miejsce na zorganizowanie spotkania. Z prowadzącymi Halę rozmawiałam już o tym pomyślę dużo wcześniej. W maju zbudowali nam piękny, długi, drewniany stół oraz ławki. Sama Hala Odra to naprawdę rewelacyjne miejsce, którego brakowało w Szczecinie - opowiada.
Ostatni brunch miał miejsce w pracowni Andrzeja Graby przy ulicy Edmunda Bałuki. To spotkanie zostało zorganizowane wspólnie z Olą i Michałem, którzy prowadzą bloga “Mieszkam w Szczecinie”.
- Z Olą i Michałem zorganizowaliśmy brunch dla bohaterów cyklu “Projekt Kamienica”, w którym publikowane są historie osób opowiedziane poprzez zdjęcia ich mieszkań. To ludzie, którzy mieszkają w szczecińskich kamienicach, a łączy ich to, że dają drugie życie tym lokalom z poszanowaniem ich historii - tłumaczy Magda.
W spotkaniu udział wzięło 19 osób. - Bardzo się cieszyłam na ten brunch, ponieważ sezon letnich dobrodziejstw przeważnie mnie omijał. Tym razem mogłam zaszaleć, a najmilszym odkryciem tego sezonu było ciasto z morelami i lawendą na spodzie z orzechów włoskich i migdałów - wymienia składniki.
Magda przygotowała również pastę z zielonego groszku, szczawiu, świeżej mięty i bazylii, a także hummus z bobu, pasztet z orzechów włoskich czy sałatkę z piklowaną cebulą, rukolą, śliwkami i parmezanem.
- Każdy brunch jest inny, nawet jeśli są organizowane w moim mieszkaniu - podkreśla Magda. - Każde spotkanie to inni ludzie, okoliczności, jedzenie. Każde spotkanie jest wyjątkowe. Dużo zależy od ludzi. Ja jestem ich łącznikiem, ale to oni tworzą klimat, atmosferę, dyktują tematy oraz dynamikę spotkania.
Najlepszy moment gotowania? Próbowanie
Magda łączy wiele smaków, które na co dzień mogą się wydawać dość nietypowe. Zestawia piklowaną cebulę ze śliwkami czy wspomniane już wcześniej awokado z czereśniami. Jak dochodzi do tych połączeń?
- Najlepsza jest metoda prób i błędów - śmieje się. - Nie ukrywam, że inspiracje czerpię z Internetu. Dużą kopalnią przepisów jest również Pinterest. Nawet kiedy odwzorowuje jakiś przepis, to zawsze muszę dodać coś od siebie. Czasami niektóre dania wychodzą zupełnie przypadkowo. Tak było między innymi z masłem orzechowym z truflami.
Magda inspiruje się między innymi kuchnią Yotama Ottolenghi, polskiej Jadłonomii, Michała Korkosza znanego jako Rozkoszny czy Niki Segnit.
- Kiedyś nie przykładałam takiej uwagi do jedzenia. Teraz w całym procesie gotowania najbardziej lubię ten moment, kiedy zaczynam próbować. Wtedy po prostu czuję, jak te smaki się zmieniają - przyznaje.
Gdzie zorganizowany zostanie kolejny brunch? Magda ma listę pełną pomysłów, ale na razie nie chce ich zdradzać.
- Jestem na takim etapie tego projektu, że cały czas się rozwijam i poznaję coraz więcej smaków. Nawiązuje nowe kontakty, które dają mi nowe możliwości. Nie czuję presji, z każdym kolejnym brunchem jestem coraz spokojniejsze. Wielką podporą są dla mnie przyjaciele, którzy zawsze mnie wspierają i pomagają w organizacji spotkań - podkreśla nasza bohaterka.
Fot. mieszkamwszczecinie:
Komentarze
22