Szczecin stolicą mody? Kiedyś, w czasach PRL to była rzeczywistość, a nie żart. W siermiężnej, szarej, komunistycznej Polsce rozkwitł kolorowy kwiat mody o wdzięcznej nazwie Dana. W samym sercu Szczecina.
Od szwaczki do prezeski
Za potęgą Zakładu Przemysłu Odzieżowego "Dana" niewątpliwie stała Domicela Mazurkiewicz, która na realia tamtych lat zrobiła oszałamiającą karierę. Do Szczecina przybyła w poszukiwaniu pracy w grudniu 1945 roku. Zatrudniła się w charakterze szwaczki w Szczecińskich Zakładach Odzieżowych, które swoją siedzibę miały wówczas przy ul. Jagiellońskiej. Szwalnia szyła wówczas odzież dla wojska. Po pięciu latach Domicela Mazurkiewicz awansowała na… dyrektorkę zakładu. Wcześniej była kolejno brygadzistką, pomocnicą majstra i kierowniczką krojowni. Kierowała zakładem przez kolejne trzydzieści lat.
Jak najdalej od Łodzi
Za jej czasów mała szwalnia zamieniła się w nowoczesną fabrykę odzieżową zatrudniającą w swych najlepszych latach ponad trzy tysiące osób. To Domicela Mazurkiewicz sprowadziła do Dany utalentowane projektantki jak np. Zofię Zdun-Matraszek, która wspomina: Pani dyrektor była wielkim autorytetem. To ona stworzyła Danę. Była bardzo przebojowa. O wszystkim decydował komitet, ale ona potrafiła o wszystko zawalczyć. Faktycznie, o tym, co mieli nosić Polacy, decydowały komunistyczne władze, a nie projektanci. Publikowano wytyczne dla krajowych zakładów odzieżowych, których te musiały ściśle przestrzegać. W Łodzi były spotkania przed specjalną komisją, gdzie wszystkie zakłady pokazywały swoje prace. Wszystkiego się czepiali. Nie chciałam tam jeździć i jednego roku nie pojechałam. Zrobił się z tego powodu dość duży raban, ale na późniejszych targach poznańskich, kiedy pokazaliśmy nasze ubrania, komisja nie miała wyjścia i musiała je zatwierdzić – wspomina Zofia Zdun-Matraszek.
Polska szara, a Szczecin kolorowy
Szycie odzieży w PRL nie było sprawą prostą. Wszystkiego brakowało i to co dziś może wydawać się oczywiste, wówczas urastało do rangi ogromnego problemu poczynając od tkanin, wzorów na kolorach kończąc. Wymiana handlowa ze Związkiem Radzieckim nie była korzystna dla Polski. Pewnego roku Sowieci otrzymali od naszego kraju kaszmir w zamian za to oddając bawełnę czwartego gatunku. Wydawało się, że nic nie da się z tego zrobić, ale jednemu zakładowi udało się uzyskać dobrej jakości surówkę, z której w Danie uszyto słynną kolekcję "Kwiaty Polskie". To był hit. Odtąd Dana miała własne tkaniny. Były one na wyłączność dla naszego zakładu – wspomina Zdun-Matraszek. Kiedy cała Polska chodziła ubrana na szaro, Dana oferowała swoją odzież w feerii kolorów. Szyliśmy kolekcje dla Niemców i Dana miała swoje dewizy. Dzięki nim można było kupić barwniki do ubrań. Te kolory to był znak rozpoznawczy Dany – dodaje projektantka. Problem nastręczały również dodatki, których było bardzo mało albo prezentowały się nędznie. Poszłam raz do mechaników i widzę, że stoi u nich krzesło bez jednej nogi. Mówię, że wezmę sobie jeszcze jedną i poprosiłam ich o utoczenie z niej dużych korali. Te korale jako dodatek do białej bluzki zrobiły furorę i to dzięki nim, ten ciuch wygrał konkurs – wspomina z rozbawieniem Zofia Zdun-Matraszek.
Królowe i królewny z Dany
O Danie zaczyna być głośno zagranicą. Projektantki i modelki zaczynają jeździć z kolekcjami na Zachód. Do Polski trafiają żurnale z modą, chociaż jak wspomina jedna z byłych modelek Dany pierwsze zachodnie magazyny trafiły do Szczecina razem z… marynarzami.
Dwie kolekcje z Dany trafiają do Szwajcarii. Jedna z nich "Baśnie i legendy" zadziwiają tamtejsze media, bo pełno w nich królewien i królowych. Aż dziwne, że w komunistycznej Polsce pozwolili zrobić taką królewską kolekcję – pisały alpejskie gazety. Inna hitowa odzież z Dany to sukienki "chłopki" czy spódnice bananówki. W Danie ubierały się największe gwiazdy estrady i szklanego ekranu m.in. Irena Santor, Filipinki czy Irena Dziedzic, a na pokazach szczecińskiej odzieży bywała sama sekretarzowa Stanisława Gierek.
Zostać modelką w PRL
Jeśli projektowanie odzieży, to potrzebne były również modelki, aby ją zaprezentować. Nie inaczej było w Danie. W trakcie jednego z naborów zwerbowano Krystynę Rynkun. Całkiem przypadkowo: byłam świeżo upieczoną studentką stomatologii. Poszłam na nabór do Dany jako osoba towarzysząca. Poprosiła mnie o to koleżanka. W pewnym momencie podszedł do mnie ówczesny dyrektor techniczny i zapytał: – Co tu robisz dziecko? – Odpowiadam, że przyszłam jako osoba towarzysząca. – Proszę cię, przejdź się – mówi na to dyrektor. Posłuchałam go i tak zrobiłam, po czym on powiedział: – Pani jest w finale. – Na co ja, nieco wystraszona, odparłam: – Ale ja za 40 minut mam zajęcia na Pomorzanach. Szybko zrobiono jej zdjęcia, po czym Rynkun pognała na zajęcia. Po kilku dniach przyszedł do niej list, z którego dowiedziała się, że wygrała nabór i ma się stawić w Danie. W pierwszej chwili pomyślała, że to pomyłka. Ostatecznie, mimo obaw o studia, przez trzy lata pracowała jako modelka Dany. Co ciekawe, córka Krystyny Rynkun, również była modelką pracując m.in. dla Armaniego. Do dziś realizuje się w zawodzie od wielu lat mieszkając we Włoszech. Natomiast jej mama wybrała karierę stomatologa, w której ciągle się realizuje.
Być modelką w PRL
Bycie modelką w PRL nie było tym, czym jest w obecnych czasach. Zaplecze pracy modelek było bardzo siermiężne. Dziewczyny same się czesały i malowały wzorując się na zachodnich żurnalach. Problemem był odpowiedni chód. Modelki uczyły się od siebie, a jako najlepszą metodę nauki wymieniały chodzenie w obcasach po domu z książką na głowie. Prawdziwy popłoch wśród modelek Dany spowodowały pokazy tańczone. Większość dziewczyn nie potrafiła tańczyć. Dlatego też zatrudniono profesjonalnych tancerzy, którzy nauczyli je tej sztuki. Ale te wszystkie niedogodności szybko schodziły na dalszy plan: to mi dało możliwość wejścia w wielki świat – wspomina Krystyna Rynkun.
Architekt wnętrz ubierał Polaków
Ale szczecińska moda to nie tylko Dana. W Szczecinie istniały również Zakłady Przemysłu Odzieżowego Odra, które w latach sześćdziesiątych wyodrębniły się z Dany i wyspecjalizowały się w modzie męskiej. Tamtejszym projektantem został Bogdan Bombolewski z zawodu architekt wnętrz. Jak sam przyznaje, namówił go wujek, który kusił go m.in. poznaniem modelek czy wyjazdami zagranicznymi. Bombolewski był jedynym projektantem w zakładzie i jak sam przyznaje, nie miał łatwego życia. W Danie było kolorowo, a w Odrze nie – wspomina półżartem, półserio. Przede wszystkim jego pomysły często nie spotykały się ze zrozumieniem u krojczych: trzeba było zmusić krawców, żeby przestali myśleć po krawiecku, a zaczęli po wariacku – mówi. W Odrze Bombolewski spędził 3 lata. W tym czasie zatrudniał modeli, wśród których był późniejszy… rektor Politechniki Szczecińskiej oraz aktor Wojciech Wysocki znany m.in. z serialu "Klan". Po latach Bombolewski wspominał, że bycie dyktatorem mody nie było szczytem jego marzeń. Zawsze marzyła mu się reżyserka. Jego stosunek do mody jest raczej niestandardowy i nazbyt demokratyczny jak na byłego dyktatora: każdy powinien nosić, to co chce i lubi. Po pracy w Odrze nie zerwał całkowicie z modą. Pisał o niej przez wiele lat w "Głosie Szczecińskim", a w latach dziewięćdziesiątych miał możliwość poznania samej Naomi Campbell.
Projektanci swoje, a ulica swoje
Dziś z dawnej szczecińskiej potęgi nie pozostało nic. W miejscu Dany powstanie hotel i biurowiec, a zamiast Odry jest Galeria Handlowa "Kaskada". Pozostała nostalgia za dawną świetnością. Te lata, kiedy w Szczecinie powstawała moda były szalenie wartościowe. Szczecin miał w tym względzie naprawdę wiele do powiedzenia – wspomina Zofia Zdun-Matraszek. Dzisiejszy świat mody ocenia raczej krytycznie: moda już tak nie rozwija. To jest taka łatwizna. Kiedyś wszystko powstawało z takim trudem. I wtedy ulica chodziła w Danie, Telimenie i Modzie Polskiej. A dziś projektanci swoje, a ulica swoje – dodaje szczerze projektantka.
Komentarze
4