To artysta bezkompromisowy i bezpardonowy. Kojarzony przede wszystkim z zespołem Lao Che, ale jest także autorem dwóch solowych albumów, które także zyskały niemałą popularność. Ten ostatni nazywa się „Black Mental” i aktualnie trwa jego promocja koncertowa. 16 marca Huberta Dobaczewskiego, czyli Spiętego usłyszeliśmy w Filharmonii w Szczecinie.

Kiedy pod koniec 2009 roku Spięty wydał swoją pierwszą solową płytę („Antyszanty”), w ramach jej promocji koncertował w różnych klubach. Występował sam na scenie, grając na gitarze i zarządzając całą „aparaturą” instrumentalną, w tym także perkusją. Odwiedził wtedy także klub Hormon w Szczecinie… Na drugą płytę Huberta Dobaczewskiego trzeba było trochę poczekać, ponieważ artysta był zajęty wydawaniem płyt Lao Che i graniem intensywnych tras z tym zespołem.

Tym razem nie sam

Solowa płyta numer dwa, czyli „Black Mental” wydana została w 2021 roku. Spięty znów gra swoje nowe utwory na żywo, ale tym razem nie jest już sam. Obok niego na scenie występują: Bartek Kapsa (znany choćby z Something Like Elvis) – perkusja, Mikołaj „Anton” Zieliński (znany z zespołu Jaava) – bas oraz Patryk Kraśniewski (Vavamuffin) – klawisze. Spięty także gra – w kilku utworach (jak choćby w „Trafionym-Zatopionym”) sięga po gitarę, jednak przede wszystkim może zająć się śpiewaniem. Niewątpliwie jest istotne, jak interpretuje na żywo swoje teksty, które są pierwszoplanową częścią całego przekazu.

Bitwa na otwarcie

Wieczór w Filharmonii rozpoczął się tak jak ostatnia płyta – od utworu „Bitwa o CO2”, po którym muzycy zagrali kolejne świeże kawałki, takie jak „Narodowy socjalizm kosmosu” czy „Lejce, które leczą” (z jakże dosadnym refrenem: „Nie ma Boga? To go zrób. Nie ma wroga? To go zrób. Zrób coś nad sobą. Coś u stóp.”)

Słowa szorstkie, ale adekwatne

Spięty to muzyk z dużą charyzmą, piętnujący nasze słabości i dewastujący utrwalone przyzwyczajenia. Słowa, których używa, są szorstkie, surowe, czasem wulgarne, bo śpiewając o opresji, w jakiej znajduje się człowiek spychany na margines przez władzę, która manipuluje nim na każdym kroku, albo o ideologiach, które cynicznie zawłaszczają wszystkie wartości, nie cofa się przed najbardziej adekwatnymi określeniami. Nie ma przy tym złudzeń co do ludzkiej kondycji, twierdząc, że każdy z nas jest „Skinheadem więcej, mniej Robin Hoodem… Małpą ochrzczoną, Ogoloną, odrobaczoną. Zawiedzionym, boskim bękartem, Z gatunkowym niefartem”.

Podczas całego tego występu Spięty rzadko wtrącał jakieś komentarze, ale raczej nie były potrzebne przy tak wymownych tekstach piosenek. Ze starszych kompozycji usłyszeliśmy m.in. „Ma Czar Karma” i „Dworujże”, a na finał podstawowego programu artyści wykonali kolejny bardzo dobry fragment „Black Mental” – numer „Kopciuszko”. Po nim nastąpiła przerwa, w której widzowie oczywiście dali znać, że chcieliby więcej.

Jestem żołnierzem, dzieckiem wojny…

Spięty odpowiedział na to w bardzo znaczący sposób. Wyszedł na scenę z gitarą akustyczną i przedstawił kompozycję „Soldat” ukraińskiego zespołu 5’Nizza, który istniał w latach 2000 – 2007. Ten numer z bardzo mocnym, antywojennym przekazem był wykonywany przez niego już 12 lat temu (także właśnie w Hormonie), ale teraz oczywiście zabrzmiał szczególnie aktualnie. Właściwie mogła to być idealna pieśń wieńcząca cały występ, ale później cały zespół zagrał jeszcze razem numer Spiętego „Szkoda” (z obszernym cytatem z pewnego hitu zespołu Gorillaz). Było to dobre dopełnienie tego urozmaiconego, bardzo ciekawego występu.