Polski tytuł tego filmu, to cytat z "Domu zbrodni" Agaty Christie. Andaluzyjskie miasteczko, w którym ten kryminalny thriller się rozgrywa, też taki lokal posiada, ale ta historia nie jest tylko kolejną, schematyczną fabułą z dreszczykiem, jakich wiele możemy zobaczyć zwłaszcza na telewizyjnych ekranach. Od kilku dni "Stare grzechy mają długie cienie" znajdują się w repertuarze szczecińskiego kina "Pionier".
 
Dwóch detektywów przyjeżdża na hiszpańską prowincję by odnaleźć zaginione niedawno dziewczyny. Chociaż miejscowi mieszkańcy starają się im pomóc w śledztwie, to obaj przekonują się szybko, że świadkowie nie mówią wszystkiego i ta przychylność jest tylko pozorna. Najlepszym pomocnikiem okazuje się niespodziewanie lokalny kłusownik o imieniu Jesus. Dzięki niemu Juan i Pedro, docierają do miejsc, których sami tak łatwo by nie namierzyli... Poszukiwane dziewczyny czyli Estrella i Carmen, to siostry, które mają opnię lubiących się zabawić. Dlatego wśród miejsowych panuje przekonanie, że same na siebie ściągnęły niebezpieczeństwo. W dodatku nie są zadowoleni z tego, że przy okazji tego dochodzenia, mogą wyjść na jaw inne nielegalne procedery (choćby kontrabanda czy dilerka), w które są zamieszani.  Miejscowy szef policji naciska by sprawę zaginięcia szybko zakończyć, tym bardziej że ma jeszcze na głowie kryzys i strajki rolników, trwające właśnie w tym czasie.
 
Detektywi starają się mimo wszystko przebić przez ten mur niechęci.  Doświadczony i "lekko" narwany Juan oraz młodszy od niego, bardziej wrażliwy Pedro, stanowią dość dobry tandem aczkolwiek pierwszy z nich wyraźnie ukrywa jakieś tajemnice ze swojej zawodowej przeszłosci. Z pomocą miejscowego dziennikarza, Pedro, poznaje kilka mrocznych faktów z kariery swego partnera (z czasów reżimu Franco)...Niewątpliwie jednak brutalny i niespokojny Juan jest profesjonalistą w swym fachu, bo śledztwo nie stoi w miejscu, a widz otrzymuje historię nie do końca oczywistą, nasączoną aurą niedpowiedzenia, a przy tym odbiegającą od schematu tego gatunku filmów także dlatego, że reżyser i zarazem współscenarzysta - Alberto Rodriguez, zadbał  o to, by poszerzyć tło społeczne swego dzieła.
 
Bardzo mocno przyczynił się do podniesienia walorów "Starych grzechów..." także operator Alex Catalán. Zarówno ujęcia w słonecznych plenerach jak i deszczowo-klaustrofobiczne sekwencje  w finale, zrealizowane są w taki sposób, że widz powinien je zapamiętać na dłużej. Właśnie zdjęcia zostały docenione podczas rozdania nagród Goya (czyli najbardziej prestiżowych trofeów w hiszpańskim przemyśle filmowym), ale nie tylko Catalán otrzymał statuetkę, bo w sumie produkcja ta triumfowała aż w dziesięciu kategoriach! Wyrózniona została także m.in. Nerei Barros za debiutancką rolę (matki zaginionych dziewcząt), montażysta José M. G. Moyano oraz kompozytor Julio de la Rosa. Zatem powodów by ten film zobaczyć jest trochę więcej...