W tym filmie Wrocław dość dobrze udaje Berlin, ale wiarygodność pokazanych w nim zdarzeń budzi już wątpliwości. "Most szpiegów" to filmowa bajka dla dorosłych. Można ją przetestować m.in. w Multikinie.
Tytułowy obiekt, to Most Glienicke, zbudowany w 1907 roku i   poprowadzonyny  nad rzeką Haweli. Łączy miasta Poczdam oraz Berlin i kiedyś właśnie na nim przebiegała granica pomiędzy Berlinem Zachodnim, a NRD. W czasie zimnej wojny Związek Radziecki i Stany Zjednoczone trzykrotnie wykorzystały go do tego by dokonać wymiany zatrzymanych  szpiegów i dlatego został  nazwany przez dziennikarzy "mostem szpiegów".
 

Pierwsza taka "transakcja" między tymi krajami nastąpiła 10 lutego 1962 roku i ten fakt zainspirował twórców scenariusza do napisania historii, której głównym bohaterem jest negocjator, którym jest adwokat James Donovan (w tej roli Tom Hanks). Film wyreżyserowany został przez Stevena Spielberga, a zdjęcia (tworzone m.in. we Wrocławiu)  to dzieło Janusza Kamińskiego. Taka ekipa realizatorów paraktycznie gwarantuje sukces całego przedsięwzięcia, ale otrzymujemy dość gładką opowieść o tym jak charyzmatyczny prawnik wodzi za nos oficerów KGB i prokuratora generalnego NRD, wywierając na nich skuteczną presję.    
 
Scenarzyści czyli Ethan i Joel Coenowie oraz Matt Charman zaczęli swą opowieść od pojmania sowieckiego szpiega Rudolfa Abla (Mark Rylance), który odmawia pójścia na współpracę  i trafia przed sąd. Jego obrońcą z urzędu zostaje Donovan, który skupia na sobie całe niezadowolenie oburzonych Amerykanów, uważających że Abel powinien być szybko i bezapelacyjnie skazany na śmierć. Ta część filmu, w której adwokat i jego klient ze sobą rozmawiają i poznają siebie lepiej, a nawet zaprzyjaźniają, to najlepszce fragmenty "Mostu szpiegów". Zwłaszcza sceny, w których widzimy jak Donovan, uznany wręcz za wroga publicznego numer 2, stara się dalej wykonywać swą pracę, a jednocześnie nie narażać nadmiernie swej rodziny.      
 
Niestety dalsze wydarzenia czyli wyjazd adwokata do Berlina w roli negocjatora wymiany Abla za  Francisa Gary Powersa, (złapanego przez Rosjan po zestrzeleniu  nad Związkiem Radzieckim samolotu szpiegowskiego U-2), to już żonglowanie faktami obliczone na to, że widz będzie na tyle  naiwny, że podana mu wersja zostanie przez niego zaakceptowana. Donovan działa bowiem praktycznie sam. CIA nie chce brać odpowiedzialnośći za ewentualne niepowodzenie całej akcji i dlatego adwokat musi rozmawiać z wysłąnnikami strony przeciwnej jak osoba prywatna, zdana na siebie. Mimo to podejmuje się "rozszerzenia" swojej misjii postanawia wymienić Abla na dwóch ludzi. W międzyczasie bowiem w Berlinie zostaje zatrzymany amerykański student ekonomii, także podejrzewany o szpiegostwo.
 
Żeby tego było mało, Donovan świetnie sobie radzi nawet w sytuacji zdawałoby się bez wyjścia. Mistrzowska jest scena, w której nasz bohater odprawiony  przez niemieckiego prokuratora pod pozorem załatwiania ważniejszych spraw, postanawia negocjować z jego młodym sekretarzem. Skutki tej rozmowy można zobaczyć na ekranie i są one zadziwiające... Generalnie wygląda na to, że służby KGB były wtedy bardzo uległe i skłonne do kompromisów, ale kto dokładniej poczyta o całej sprawie ten dowie się, że nawet w napisach końcowych Spielberg zdecydowanie  mija się z prawdą, twierdząc m.in., że Abel (tak naprawdę Fiszer) nigdy przez Sowietów nie został oficjalnie uznany za agenta ich służb. Przekłamań tego typu jest tu więcej i choć film ogólnie jest niezłą rozrywką z dobrym aktorstwem, to jego uładzona wymowa znacząco wartość całości obniża.