"Wkraczając w pustkę" to kolejny z filmów, które można zobaczyć w zestawie Era Nowe Horyzonty Tournée w kinie "Pionier". Dzieło intrygujące formalnie, ale niestety nie w pełni udane, choć mimo wszystko godne uwagi widzów, których interesuje przekraczanie konwencji artystycznych.
Nocne Tokio
Gaspar Noe to reżyser, który stał się bardziej znany dzięki filmowi „Nieodwracalne”, który w swoim czasie wywołał duże poruszenie wśród krytyków i widzów. Bulwersował i zachwycał, a na pewno prowokował do dyskusji nad przekraczaniem granic tego, co dozwolone w kinie. „Wkraczając w pustkę” przypomina tamten obraz za sprawą atmosfery jaka w nim panuje, a także miejsc akcji. To znowu miasto nocą, (choć tym razem nie jest to Paryż, a Tokio), a bohaterowie odwiedzają kluby rozrywkowe, przemykają przez jakieś ciemne zaułki, tunele, nieoświetlone przejścia.
Wszystkie sceny widz ogląda oczami Oscara (niejako będąc w jego ciele). Ten młody mężczyzna (zagrał go Nathaniel Brown) to Amerykanin, który przyjechał do Japonii by zakosztować nowego życia i uwolnić się od traumy wypadku samochodowego, w którym zginęli jego rodzice. Przyrzekł swojej młodszej siostrze po tym zdarzeniu, że nigdy jej nie opuści, dlatego teraz chce również ją sprowadzić do Tokio. Zaczyna zarabiać na handlu narkotykami i wkrótce może już sfinansować Lindzie przylot. Dziewczyna (wykreowana przez Paz de la Huerta znaną m.in. z filmów „Wbrew Regułom” czy „The Limits Of Control”) z radością przyjmuje tą propozycję.
Forma przytłacza
W stolicy Japonii szybko znajduje pracę striptizerki. Oscar tymczasem pogrąża się coraz bardziej w narkotycznych wizjach, bo nie tylko handluje, ale sam bierze. Jego przyjaciel Gaspar pożycza mu „Tybetańską księgę umarłych”, a mądrości w niej zawarte niebawem stają się jego własną quasi-rzeczywistością. Kiedy ginie postrzelony przez policję, staje się bytem duchowym i lecąc nad ziemią obserwuje dalsze poczynania swoich bliskich, a także wkracza w obszary pamięci, powracając do dawno minionych wydarzeń. Widzi wielokrotnie tragiczny wypadek rodziców, dzieciństwo, swoją własną kremację, siostrę dokonującą aborcji... Te obrazy przenikają się i łączą w długą rozbłyskującą kolorami wizję, która trwa przez ponad 150 minut filmu, wystawiając widzów na poważną próbę wytrzymałości. Poszczególne sekwencje są na pewno interesujące wizualnie, ale nadmiar wrażeń wzrokowych i długie ujęcia przechodzenia z jednego wymiaru przestrzennego w drugi, są w efekcie nużące... Forma przytłoczyła treść.
Polski akcent
Poszukiwacze interesujących dźwięków docenią natomiast jak sądzę ścieżkę dźwiękową „Wkraczając w pustkę” na której ulokowano m.in. utwory Coil, LFO, Anny Lockwood oraz „Mergance” Zbigniewa Karkowskiego, Polaka związanego na stałe z Tokio i tam tworzącego.
Komentarze
0