Intensywność, ekspresja i... oszczędność w słowach. Tak można by w kilku słowach podsumować ten wieczór. 3 marca w sali kameralnej Filharmonii w Szczecinie wystąpili Emilio Modeste & Wallace Roney Jr i był to kolejny mocny punkt w tegorocznym programie festiwalu Szczecin Jazz.
Dar i wyzwanie
Jak powiedziała Anna Giniewska, zapowiadając ze sceny to wydarzenie, mieć takiego ojca jak Wallace Roney, to zarówno dar, jak i wyzwanie. Ten znakomity amerykański trębacz zmarł niestety przedwcześnie w marcu 2020 roku. W Szczecinie ostatni raz był dwa lata wcześniej (w jego kwintecie grał wówczas Emilio Modeste). Roney pozostawił po sobie znakomite płyty takie jak choćby „Village” czy „Home”, ale i syna, który również jest trębaczem. Wybór zawodu muzyka w jego rodzinie jest zresztą czymś naturalnym. Jego matka (Geri Allen) była pianistką, a wuj Antoine saksofonistą. Niewątpliwie zatem miał świetnych mentorów i duże wsparcie, co przekłada się na artyzm i umiejętności, które sam wypracował.
Słów padło niewiele
Emilio Modeste to mieszkający w Nowym Jorku saksofonista sopranowy i tenorowy, który zaczął grać na skrzypcach, opanował też fortepian i perkusję. Szybko stał się cenionym muzykiem jazzowym i kompozytorem, grając (już na saksofonie) razem z Busterem Williamsem czy w septecie Steve'a Turre. Dwa utwory jego autorstwa znalazły się na ostatniej płycie Wallace'a Roneya „Blue Dawn-Blue Nights”. Muzyka zdominowała cały wieczór. Słów padło niewiele (Modeste przedstawił pod koniec cały zespół i to było wszystko). Dzięki temu, że występ został przeniesiony do sali kameralnej Filharmonii (a był planowany w Sali Złotej) mogliśmy poczuć się niemalże jak w jazzowym klubie, czyli przestrzeni bardziej odpowiedniej dla takich dźwięków.
Syn malijskiej sławy za perkusją
Obu liderom towarzyszyli jeszcze basista Olivier Booman oraz Papa Malick Koly, perkusista urodzony się w Abidżanie, który jest synem znanej malijskiej wokalistki Awy Sangho i dramaturga Souleymana Koly. Ta czwórka zaaplikowała nam blisko stuminutowy set, składający się z długich, rozbudowanych kompozycji. Wszyscy instrumentaliści mieli szansę, by zaprezentować swoje możliwości techniczne, a są one niewątpliwie imponujące. To, że muzycy nie zapowiadali kompozycji, a opis wydarzenia w materiałach promocyjnych też był dość oszczędny w konkretne informacje dotyczące programu, sprawiło, że odbieraliśmy ten show w sposób bardziej sensualny.
Czyste, szczere emocje
Oczywiście fakt, że grali dla nas muzycy z określoną biografią, wywodzący się z amerykańskiej elity artystycznej miał swoje znaczenie, ale przede wszystkim liczyły się tu czyste emocje, które przekazywali swoją grą, nie próbując raczej zyskać przychylności publiczności, ale też szanując jej gusta. Była to z pewnością wymagająca propozycja, ale przede wszystkim bardzo szczera i choćby dlatego, w tak bogatej już przecież historii festiwalu Szczecin Jazz, ten występ zapisze się zapewne w sposób istotny.
Komentarze
0