To osiedle nie tylko słynęło z miejskich browarów, produkcji jedynej w Polsce "Coctail-Coli" i znanej na całą Europę fabryki. To tutaj, tuż po wojnie, w jednych kamienicach mieszkali Polacy, Żydzi i przez krótki czas ponownie Niemcy. Dziś na Niebuszewie-Bolinku znajdziemy architektoniczny miszmasz i przykład „pastelozy” znany w całej Polsce.
Większość zabudowy pofabrycznej Bolinka została zniszczona w wyniku działań wojennych oraz ograbiona przez szabrowników plądrujących tzw. ziemie odzyskane. Nie oznacza to jednak, że nie zachowały się tutaj żadne ślady historii. Przeciwnie.
– Fabrykę Stoewera zna chyba każdy, ale budynków w podwórzu już niekoniecznie – podejrzewa Ryszard Łukaszuk, znany szerszemu gronu jako Gryfny Szczecin. Doktorant Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie oraz miłośnik historii Szczecina zgodził się w niedzielne popołudnie oprowadzić nas po Niebuszewie-Bolinku. Mróz i ślizgawica na chodnikach nie przeszkodziły nam w poznaniu historii tego osiedla.
Pozostałości po imperium Stoewerów
Fabryka Stoewera była najbardziej znanym zakładem, który działał na Niebuszewie-Bolinku. Przedsiębiorstwo Bernharda Stoewera Seniora powstało w 1872 roku, a swoją pierwszą siedzibę w Szczecinie miało przy obecnej ulicy Wyszyńskiego. Jednak dzięki przeprowadzce na północ, w zakładzie wzrosła liczba zatrudnionych aż do 250 osób (z około 50).
– To dawne hale fabryczne, które po drugiej wojnie światowej zostały przebudowane do celów mieszkalnych – opowiada Ryszard, wskazując na ceglane budynki przy ul. Niemcewicza 1-8. Kiedy wchodzimy na podwórze, naszym oczom ukazuje się jeszcze więcej zabudowy tworzącej imperium Stoewerów.
– Ten budynek też ma ciekawą historię – dodaje nasz przewodnik. Mowa o obiekcie, który dziś mieści się pod numerem 9a. – Tuż po wojnie mieściła się tutaj żydowska kuchnia koszerna, a na piętrze były biura Szczecińskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego. Później, gdy mniejszość żydowska zmalała, budynek w całości przejęło przedsiębiorstwo.
„Mieszkali w jednych kamienicach, byli dla siebie sąsiadami”
Społeczność żydowska zaczęła zasiedlać północ Szczecina tuż po II wojnie światowej. Ale niejasny wciąż status administracyjny miasta skutkował również powrotem tysięcy Niemców.
– Przez dwa lata po wojnie, z powodu uszkodzonego dworca głównego, ocalały dworzec na Niebuszewie pełnił funkcję głównej stacji kolejowej w mieście. Wysiadało na niej tysiące polskich, niemieckich i żydowskich osadników, którzy potem zamieszkiwali w tych samych budynkach i nie raz byli sąsiadami – przypomina nasz rozmówca.
Jak dodaje, pomimo że większość Żydów traktowała mieszkanie w Szczecinie jako opcję tymczasową, to byli bardzo dobrze zorganizowani.
– W czerwcu 1946 roku społeczność żydowska liczyła około 31 tysięcy osób. Szczecin traktowali jak okno na Zachód, możliwość wypłynięcia do Palestyny. Pomimo tego, na Bolinku mieli własny samorząd, gazetę, kuchnię koszerną, zakłady oraz zespół muzyczny – wymienia.
Życie towarzyskie mieszkańców tej części Niebuszewa toczyło się głównie wzdłuż ul. Niemcewicza, Krasińskiego, ale też i Słowackiego, przy której w XIX wieku stanęły reprezentacyjne kamienice mające przełamać schemat robotniczego osiedla.
Zniszczenia wojenne „dały” dwa budynki
Wróćmy jednak do współczesnego Bolinka. Z pozostałości po fabryce Stoewera wychodzimy na ulicę Niemcewicza, która doprowadza nas do budynków powstałych w latach 20-tych XX wieku.
– Prawdopodobnie były to początki większego założenia, którym było modernistyczne osiedle Szczecińskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Społecznego – podejrzewa Gryfny Szczecin. – Co ciekawe, kiedyś był to jeden budynek. Zniszczenia wojenne sprawiły jednak, że mamy obecnie dwie części całego kompleksu.
Zespół zwartej zabudowy mieszkaniowej na planie litery U znajdziemy przy ul. Długosza, Niemcewicza, Kołłątaja i Świętej Barbary. Padają podejrzenia, że autorami tego założenia są architekci Gustaw Gaus i Adolf Thesmacher.
– To oni projektowali bloki, które dziś znajdują się w pobliżu dawnej gazowni. W dodatku była to pierwsza inwestycja na tym terenie – dodaje Ryszard.
Sprzedawał piwo, wybudował Teatr Letni
Idąc dalej ulicą Niemcewicza, w pobliżu ul. Adama Asnyka mijamy kolejne, niepozorne osiedle mieszkaniowe. Jednak gdybyśmy cofnęli się w czasie o ponad 150 lat, spacerowalibyśmy w okolicy dwóch browarów. Mowa o „Elysium” i „Tivoli”. O ich obecności może przypominać fragment ceglanego muru, który dziś oddziela zamknięte osiedle mieszkaniowe od chodnika.
– To prawdopodobnie mur z ich czasów. Założycielem „Elysium” był kupiec Weidmann, który nie tylko szynkował piwem, ale i stał za budową ówczesnego Teatru Letniego. Latem werbował do swojego ogrodu aktorów Teatru Miejskiego, którzy zawsze mieli wakacyjną przerwę – opowiada. Z kolei założycielami browaru „Tivoli” byli Otto i Hermann Fleischer oraz fabrykanci Richard Lowenberg i Bruno Schafer.
Niestety, po browarach nie zostało za wiele śladów – no może poza wspomnianym kawałkiem muru wraz z piwnicami i magazynami, które zostały zaadoptowane na garaż podziemny. Władze polskiego Szczecinie nie podjęły się ich odbudowy – część wyposażenia wywiozła Armia Czerwona, część wynieśli szabrownicy.
Chemiczna Niecka Niebuszewska
– O, a tutaj stała znana fabryka chleba, zwana Stettiner Brotfabrik Hansa – unosi się na chwilę nasz przewodnik na widok parkingu z okolic ul. Kadłubka i Niemcewicza. – To był niewysoki budynek, zbudowany z cegły w stylu neogotyckim. Tak, jak większość zabudowy, został zniszczony w wyniku alianckich bombardowań.
Okolice słynnej Niecki Niebuszewskiej, gdzie przy każdych opadach woda zatrzymuje się na drogach i uniemożliwia przejazd, to także miejsce, w którym znajdziemy pozostałości po Fabryce Chemicznej przy ówczesnej Zabelsdorfer Straße 6. Dziś o jej istnieniu przypominają pozostałości zakładu przerobione na budynek mieszkalny.
– Gustawowi Hilbertowi przyświecała idea, aby stworzyć zakład, który mógłby zaopatrywać miasto w maszyny, urządzenia i inne artykuły niezbędne w przemyśle chemicznym – słyszymy od Ryszarda. – Produkował korki, urządzenia i maszyny dla handlu browarnianego i napojowego.
Zakres produkcji w fabryce Hilberta był naprawdę szeroki – od sztucznych syropów cytrynowych do napojów bezalkoholowych przez… kleje do tapet, kleje roślinne, kapsle, po lepy na muchy, pasty do butów, lak do butelek i wosk drzewny.
– Zapotrzebowanie na rynku było znaczące, więc Hilbert cieszył się dużym uznaniem – śmieje się nasz przewodnik. – Tylko tak przypomnę, że na samym Bolinku mieliśmy przecież trzy browary.
Wino i „Coctail-Cola” jedyna w Polsce
Gdyby Gustaw Hilbert spotkał się w czasie z założycielami Spółdzielni Inwalidów „Botwina”, mogłaby wyjść z tego współpraca po sąsiedzku. Polskie przedsiębiorstwo mieściło się bowiem przy ul. Kadłubka 41 (naprzeciwko fabryki Hilberta), a w 1957 roku rozpoczęło produkcję jedynej w Polsce „Coctail-Coli”. Słodki napój miał smakiem przypominać popularną „Coca-Colę”.
„W «Coctail-Coli» doskonale harmonizują cztery zasadnicze smaki: słodycz, słoność, gorycz i kwas. Kolor zbliżony jest do cienkiej kawy” – czytamy w Kurierze Szczecińskim z 30 sierpnia 1956 roku.
– W latach 90. XX wieku spółdzielnia słynęła również z produkcji niezbyt dobrze pachnącego wina. Wielkie zbiorniki z cysternami stały między ulicą Kadłubka a targowiskiem Manhattan – dodaje pan Marcin, dawny mieszkaniec tych okolic.
Ogólnopolski przykład „pastelozy”
Na Bolinku znajdziemy sporo śladów historii, ale nie tylko z tego słynie ta część Niebuszewa. Przy ulicy Cyryla i Metodego trafić możemy na jedną z trzech ocalałych od nalotów alianckich kamienic, ale też na przykład znanej w całej Polsce „pastelozy”.
– Nie znoszę różu, ani jaskrawej żółci na budynkach. Kiedyś w końcu będą musieli to przemalować. Ktoś bardzo nierozsądnie wybrał te kolory, nie wiem, czym się kierował, kto to tak naprawdę wybierał – komentuje Gryfny Szczecin. Aby zamazać złe wrażenie, postanawia zabrać nas do „Bolineckiego Serduszka”.
Tajemnicze, ukryte w podwórkach
Mowa o zbudowanym w latach 90. XX wieku osiedlu Spółdzielni Mieszkaniowej Student. Zajęło miejsce przedwojennej gazowni, ale co ważne – wewnątrz wciąż widać jej dawną zabudowę.
– Gazownia została zbudowana w 1897 roku i pełniła swoją funkcję aż do 1987 roku. Kiedy rozpoczęto budowę osiedla, fundamenty zbiorników gazowych zaadaptowano na garaże podziemne. Ponadto zachowano dwa budynki techniczne, komin i budynek administracji gazowni. Co ciekawe, wytyczona w związku z budową osiedla ulica Nieduża, ma numerację wyłącznie parzystą. W dodatku z pominięciem liczby 12 – opowiada Gryfny Szczecin.
Ale nie tylko osiedle pod administracją SM Student może pochwalić się tym, co ma w środku. Na koniec naszego spaceru Ryszard zabiera nas pod adres Boguchwały 8a, gdzie znaleźć można budynek przedwojennej łaźni. Współcześnie mieści się w nim hostel Koral.
– Kurier Szczeciński z 1958 roku informował, że łaźnia zużywała miesięcznie 100 ton koksu i węgla. Podobno co godzinę odwiedzało ją średnio około 180 osób – mówi nasz przewodnik.
„To nie jest niebko terror”
Gryfny Szczecin związany jest z Niebuszewem-Bolinkiem od 2009 roku. Jego zdaniem, to „raczej jedno z lepiej skomunikowanych osiedli w mieście”.
– Mamy tutaj pętlę tramwajową, ważny węzeł przesiadkowy z pętlą autobusową Kołłątaja. Pod względem komunikacyjnym jest dobrze. Jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe, to wbrew powszechnej opinii, Bolinko nie jest niebezpiecznym osiedlem i powinno się odciąć od historii słynnego rzeźnika, który mieszkał na Niemierzyńskiej.
Co według niego należałoby zrobić, aby Bolinko zyskało na atrakcyjności?
– Przede wszystkim potrzebne są kolejne remonty infrastruktury. Niektóre ulice nadal są w kiepskim stanie, jak Cyryla i Metodego czy brukowany odcinek ulicy Boguchwały. Nie mamy tutaj też zbyt wielu lokali gastronomicznych, był bar mleczny „Zacisze”, ale został zamknięty. Brakuje tutaj różnych usług, musimy przeważnie jeździć do Centrum – kończy niezbyt pocieszającą uwagą nasz spacer.
Komentarze
24