„Od zmierzchu do świtu” kojarzy się zapewne znacznej grupie osób z szalonym komediohorrorem w reżyserii Quentina Tarantino o armii krwiożerczych zombie-wampirów urzędujących w pustynnym barze, czyhających na zbłąkanych śmiertelników. Tym razem nie mieliśmy na szczęście do czynienia z żadnymi potworami i mordercami, krew się nie polała, pustynny wiatr też nie wiał. Była to jednak okazja do obcowania z kulturą, sztuką i wyobraźnią na rożne możliwe sposoby. Niecały miesiąc przed najdłuższą nocą roku, 24 listopada, gdy na granatowo-czarnym niebie królował Księżyc w pełni, szczeciński Klub 13 Muz stał się swoistą mekką dla tych, którzy chcą poszerzyć swoje horyzonty.
Po debatach przyszedł czas na bardziej rozrywkowa część tego nocnego spotkania. Sala Kominkowa, zachwycająca samym swoim wystrojem i wykończeniami, wypełniła się zgromadzoną młodzieżą ( i nie tylko młodzieżą), która to wzięła udział w formie pośredniej między teatrem a sztuką performance, wzbogacaną satyrycznymi dialogami w przedstawienie pod tytułem „Cesarz” w wykonaniu Teatru Wilcza z Torunia. Niedługo potem zaszczytne miejsca siedzące na podgrzewanej podłodze w Galerii 13 Muz zajęli ci, którzy zainteresowani byli nietypowym wykonywaniem poezji. Slam Jam w akompaniamencie DJ Twistera niestety nieco nie wypalił w takiej formie, jaka była założeniem organizatorów. Prowadzący Jakub Przybyłowski dwoił się i troił, żeby slam zachował chociaż fundamenty, jednak 8 z 20 zgłoszonych uczestników to po pierwsze za mało, żeby pokazać publiczności na czym tak naprawdę polega taka forma ekspresji. Kulturalna dość publiczność powstrzymała się ostatkiem sił od wygwizdania co poniektórych slamerów. Trzeba jednak przyznać, że pojawiły się na scenie też osoby, mające coś do powiedzenia. Precedens polega jednak na tym, że trudno ich zaliczyć do młodzieży. Krzysztof Sala, szczeciński aktor, członek kabaretu oraz kryjący się za pseudonimem Lumix wierszokleta, zachowali twarz, zebrali spore owacje i w sumie wygrali ten pojedynek. Czyżby to znaczyło, że młode pokolenie ma tak niewiele do powiedzenia? Na scenie pojawiali się zarówno poeci piszący tak niezrozumiałym językiem i sami nie potrafiący przekazać swojej twórczości, jak sepleniący raperzy, pseudointelektualiści satyryzujący codzienność oraz próbująca uratować honor kobiet, mocno zniechęcona przedstawicielka płci pięknej.
Dosyć punktualnie, ok. 22:30 ponownie w Sali Kominkowej, rozpoczął się koncert zespołu Mademoiselle Le Cocu. Był to zdecydowanie najmocniejszy punkt imprezy. Szczecińska kapela, która nie gra od wczoraj, a już dobrych kilka lat, biorąca udział w wielu przeglądach muzyki, grająca na zlotach fanów gwiazd zagranicznych w niczym nie ustępuje zespołom, z których czerpie inspirację. Mademoiselle Le Cocu tworzy muzykę z pogranicza psychosoulu, rocka, zmierzająca zdecydowanie w kierunku trip-hopu. A tam nie trzeba nikomu chyba przedstawiać Portishead, Cocteau Twins, Archive… Piękny, eteryczny damski wokal i mocny, męski rap w towarzystwie agresywnego, psychodelicznego basu, perkusji i instrumentów klawiszowych. Przybyły na imprezę Old Henry był wyraźnie zachwycony grą młodych szczecinian.
W celu ostudzenia emocji można było się wybrać do klubowej restauracji w piwnicach budynku lub też do Sali obok, gdzie o 23:30 rozpoczął się przegląd młodzieżowych audycji. Jako pierwszy stanął na mikrofonem Dj Matus aka Profesor Reggae prezentujący „Pozytywny Eter”, czyli audycję o historii reggae, dub, ska i pokrewnych im gatunków. Może mniej gadania w czasie grania? Następnie do swoistej euforii, fanów gatunku doprowadzała Mary Kłak „W środku miasta” grając oldschoolowe retro hity. Jako ostatnia, już nad ranem miała miejsce audycja „Crossem – Elementary Elephant” oscylująca wokół hip-hopu, hause’u, funky, techno.
W czasie, gdy za drzwiami Galerii 13 Muz trwały audycje, pół godziny po północy w Sali Kominkowej rozpoczął się pokaz mody Endorfina przy dźwiękach z gramofonu DJ Twistera. Trzy dziewczyny paradujące w nowej kolekcji ubrań sportowych ze sklepu Endorfiny i Stoprocent. Zaraz po nich na wybiegu pojawiły się modelki i modele w kreacjach na różne okazje, ale to nie to było istotne. Ważne były ich fryzury, bowiem był to pokaz fryzur – „Sweetest Company” w wykonaniu Agnieszki Szylar. Były zatem punkowe irokezy, eleganckie koki i końskie ogony, dziewczęce warkoczyki, proste fryzury na pazia. Raczej jednolite kolory, ostre, awangardowe cięcia. Idąc za ciosem, w pokazie wzięli również udział dziennikarze, przedstawiciele organizacji związanych z młodzieżą oraz ikony Szczecina. Journalist & Art. Fashion zaszczycili dziennikarze Polskiego Radia Szczecin, Radia BIS, dziennikarze lokalnej prasy, m.in. Kuriera Szczecińskiego, przedstawiciele 13 Muz, przedstawicielki Free Blues Clubu oraz gość każdej liczącej się szczecińskiej imprezy – Old Henry, prezentuja…cy styl na hipisa, Indianina, metalowca i dziadzia w jednym.
Dla wszystkich śmiałków, którzy postanowili wziąć udział w „Od zmierzchu do świtu”, trwającym od 15:21 do 6:01 czekała dostawa Red Bulla, który ponoć dodaje skrzydeł. Jeśli ktoś zgłodniał, mógł zgłodnieć jeszcze bardziej patrząc na kulinarne wyczyny DJ Twistera, który, jak się okazuje, potrafi mieszać nie tylko w winylach, ale także w garnkach – czyli tzw. SOUP Kultura.
W tym samym czasie, jedni mogli się wsłuchiwać w radiowe audycje, pozostali natomiast obejrzeć dwa filmy: „Zachodni Brzeg Polski” – dokument o subkulturach naszego województwa oraz „Głośniej od bomb” – satyryczny obraz małomiasteczkowego podejścia do życia, świata, bycia. Film autorstwa Przemysława Wojcieszka.
Maratończycy, którzy nie usnęli do samego świtu zostali sfotografowani podczas fotoplastykonu, na kliszy o formacie A4, będzie potem co oglądać. No i w końcu śniadanie i kolejny mglisty dzień, po raz pierwszy spadnie śnieg.
Chociaż grupą docelową miała być młodzież w wieku 17-22 lata, to śmiało mogę powiedzieć, że grupa znacznie przekroczyła te widełki. Ale to dobrze, znaczy, ze zainteresowanie jest duże i, ze są ludzie, którzy chcą słuchać, chcą mówić, chcą zostać usłyszani.
Komentarze
0