Kochana Mamo, jak już mówiłem Ci przez telefon, dojechałem szczęśliwie i już się nawet nieco przyzwyczaiłem do nowej sytuacji. Moje studia socjologiczne mają tu znaczenie tylko dla mnie, gdyż nikt nie pyta mnie o wykształcenie, tak zresztą jak innych pracowników, którzy przyjechali tu wraz ze mną. Z prywatnych rozmów w pokoju dowiedziałem się, że moimi współmieszkańcami są absolwent hotelarstwa, teolog i ekonomista.
Dla mnie najważniejsza rzeczą, poza pracą rzecz jasna, jest tu obserwacja ludzi i ich obyczajów. Przesyłam Ci Mamusiu garść spostrzeżeń i refleksji dotyczących mojego życia tutaj. W następnym liście napiszę Ci o mojej o pracy.
Wybacz, że swoje refleksje zacznę nieco niecenzuralnie. Wiesz jednak, że jestem już dorosły i mam dojrzałe skojarzenia, a przy tym zwykłem wyrażać opinie w sposób szczery.
Ty mnie tego nauczyłaś Mamo i za to jestem Ci szczerze wdzięczny.
Ale ad rem.
Bywa, że ludzie żyją w trójkątach.
Ja żyję w Qwadracie.
Tak w każdym razie mówią mi plakaty, które widzę dnia każdego przez okno tramwaju w drodze do pracy. Leben im Qwadrat.
Mannheim to miasto, którego śródmieście rzeczywiście wytyczone jest na planie kilkudziesięciu kwadratów. Takie Qwadratstadt. Nie ma tu tradycyjnych nazw ulic
w rodzaju Gartenstrasse, czy Lindenalee. Kwadraty-kwartały opatrzone są symbolami P1, R4, F7 itd. Hotel w którym mieszkam mieści się przy ulicy S2.
Po drugiej stronie, za Renem leży Ludwigshafen. Miasto-firma. Centrum BASF – największego przedsiębiorstwa chemicznego na świecie. Aby dostać się za bramę BASF trzeba mieć dwa identyfikatory i przepustkę. A wcześniej, zanim otrzyma się owe dokumenty, musi się zaliczyć egzamin, na który składa się 120 pytań dotyczących zasad przebywania i poruszania się po terenie firmy.
O tym jednak Mamusiu później.
Wracam do Qwadratów.
Z okna hotelu w którym mieszkam, w ciągu 5 minut dostrzec można przechodzącego ulicą Murzyna, przejeżdżającą na rowerze Turczynkę, wysiadającego z samochodu Greka i wracającego z pobliskiego sklepu z reklamówką piwa Polaka. Lub dwóch Polaków. Skądś dobiegnie niekiedy rosyjska piosenka i jugosłowiańskie przekleństwo; właśnie teraz, gdy piszę felieton, z otwartego okna naprzeciwko ktoś kogoś woła po niemiecku. Bo i ten język da się tu usłyszeć.
Mannheimskie Qwadraty są wielokulturowe.
Wielokulturowy jest hotel w którym mieszkam. Hotel jest kwadratowy i pokoje w nich są qwadratowe. Mijając na korytarzu sąsiada zza ściany chciałoby się powitać go słowami: cześć Bracie-Qwadracie!
Nacje mają różne racje, odrębne obyczaje i upodobania. Polacy także. Polacy bardzo tu piją Mamusiu. Bardziej niż w kraju. A gdy już przychodzi weekend to piją niemal wszyscy i ze wszystkimi. Nasz hotel to prawdziwa wieża Babel. W ciągu tygodnia mało jest czasu, aby się na korytarzu zauważyć, pozdrowić, porozmawiać o pogodzie. Podczas weekendu jednak wszyscy nagle się znają i ze sobą rozmawiają. Pękają bariery obyczajowe i językowe. Także te, pomiędzy Polakami. Teolog obejmuje socjaldemokratę, zwolennik Kaczyńskiego pożycza pieniądze od Platformiarza, ateista modli się o to, by firma go nie oszukała a ekonomista bluzga jak szewc na naszego koordynatora za to, że nie załatwia nam Internetu. No i te, przepraszam za słowo, burdele: krzykliwe siedliska porubstwa, jaskinie niskich instynktów, spoconych, utytłanych w papierosowym dymie wulgarnych zachcianek, gdzie pomiędzy kuflami, cuchnące tanim piwem dziewczyny podsuwają siedzącym przy stolikach mężczyznom spracowane – przepraszam - łona.
No tak to sobie w każdym razie wyobrażam na podstawie opowiadań kolegów. Nie, nie tych z mojego pokoju. Przychodzą tu do nas znajomi zza ściany i opowiadają jak tam na mieście jest.
Dla mnie Mamusiu najgorsze są właśnie weekendy, bo i w pokojach wieczne krzyki, śpiewy a nawet tu i tam dziewczyny klimat powszechnego wyuzdania czynią. Bywa, że sąsiedzi z okna wymiotują i rzucają w przechodniów butelkami. Dobrze, że przeważnie plastikowymi.
Jeden chłopak, który przyjechał tu do pracy aż z Gorlic, pił tak mocno przez kilka dni, że wyjechał sparaliżowany a dodatkowo obłożony siniakami i przekleństwami kolegów od których napożyczał pieniędzy.
Ale ja się trzymam Mamusiu. Nie piję codziennie, uczę się języka… przepraszam: nie piję, codziennie uczę się języka. Dbam też o zdrowie. Zakładam już ciepłe kalesony i biorę tabletkę przed snem.
Aha, poznałem tu miłego chłopca, z którym się zaprzyjaźniłem. Przyjadę z nim na święta. Piszę Ci abyś nie była zaskoczona i przyjęła go możliwie ciepło. I uprzedź tatusia, bo on jak wiesz jest nieco mniej tolerancyjny.
Bądź zdrowa Mamusiu i dbaj o siebie.
Twój syn Władek.
Komentarze
2